Nie wiem, czy chcę się żalić, czy po prostu dać znać, że gdzieś tu sobie jestem... O biedzie w Polsce tak naprawdę mało się mówi. Podobno są dzieci, które głodują, patologiczne rodziny, syf i ubóstwo. Ale gdzieś daleko, nikt ich nie widzi, więc nie ma sprawy. Mnie się wydaje, że bieda to znacznie większe zjawisko. Ja mam co jeść i gdzie mieszkać, rodzice nie piją, tylko pracują, a i tak uważam się za biedną. W porównaniu do koleżanek, które żyją normalnie, ja jestem tylko szarą myszką. Nie mogę cieszyć się życiem, tak jak one. To, że nie brakuje nam kasy na chleb i mleko, to nie znaczy, że nagle jesteśmy normalni. Na większość innych rzeczy, bez których podobno da się żyć, mnie nie stać.
Same widzicie, jak niektórym się powodzi. Dziewczyny w moim wieku mają najnowsze telefony, do szkoły przychodzą z tabletami, w najlepszych ciuchach, butach za kilkaset złotych. To jest normalność, wszystko poniżej to już bieda. Przynajmniej tak mi się wydaje. Za granicą tak się na to patrzy, ale u nas tacy ludzie postrzegani są jako bogacze. Ja nie marzę o willi z basenem, limuzynie z kierowcą i wakacjach na końcu świata. Chciałabym się tylko poczuć fajnie i nie zazdrościć wszystkiego. Nie przyznaję się do tego, ale czasami z bezsilności płaczę. Koleżanki z klasy mają wszystko, co chcą, a ja nawet nie mam kogo o to poprosić. Zaraz usłyszę, że nie ma pieniędzy na głupoty.
Chodzi o moją godność, a nie głupoty!
Nie mówcie, że moja sytuacja to nie jest bieda. Jestem gorsza od ludzi z klasy, a co dopiero ludzi z innych cywilizowanych krajów. Piszę to na szkolnym komputerze, ubrana w stary sweter mamy, sprane spodnie i rozlatujące się trampki. Obok leży plecak, który noszę od 3 lat, a w kieszeni mam komórkę, która chyba nawet nie potrafi się łączyć z Internetem.
Jak to nazwać, jeśli nie biedą? Jeśli ktoś chce mi dołożyć, że jestem zakompleksioną dziewczyną, to tak – mam ogromne kompleksy i powody. Nie chcę tak dłużej!
Kinga, 17 lat
List piszę z sali informatycznej w szkole. W domu jest jeden komputer, który stoi w dużym pokoju, więc nie można się skupić. Jeszcze ktoś by zobaczył. Na dodatek nie mamy stałego internetu, tylko transfer do wykorzystania, więc szybko się kończy. Moje rówieśnice nie mają takich kłopotów – mają laptopy, tablety, smartfony, internet w każdym urządzeniu. Mogą sobie siedzieć i pisać ile tylko chcą. Ja dostałam ochrzan za obejrzenie kilku teledysków, bo wykorzystałam za dużo megabajtów.
Wstyd mi mówić, ale kiedy zaczęłam miesiączkować, mama chciała żebym używała do tego zwykłej waty, bo „na prawdziwe podpaski szkoda pieniędzy”. Nie wiem skąd ona wzięła ten pomysł, ale wtedy zrozumiałam, jak jest z nami źle. Skoro próbuje oszczędzać na takich głupotach, to nigdy nie będziemy żyć normalnie. Mogę zapomnieć o ubraniach, kosmetykach, o wakacjach nie ma mowy.
Na Wigilię dostałam 2 dezodoranty i bardzo je oszczędzam, żeby ich za szybko nie wypsikać. Nie wiem, czy dostałabym pieniądze na kolejny, bo przecież bez tego da się żyć...
Chciałabym napisać, że kupuję ubrania w „zwykłym” H&M, Reserved albo House. Ale to nie byłaby prawda, bo to nie są dla mnie zwykłe sklepy. Mam z nich kilka rzeczy, ale które dostawałam tylko od święta. Na urodziny mama kupiła mi bluzkę za 59 zł i to był wyczyn. Kręciła nosem, że dużo, że taka szmatka nie jest warta takich pieniędzy, ale kupiła. W takiej cenie to moje koleżanki kupują sobie rękawiczki, a nie bluzki. Dla nich spodnie za 2 stówy są czymś zupełnie normalnym. Ja dopóki sama nie zacznę pracować, to na pewno się nie doczekam.
Jak nie ma wielkich dziur i plam, których nie da się sprać, to zdaniem rodziców powinnam to dalej nosić. Nawet jeśli wygląda jak szmata.
Używam starego telefonu z klapką i klawiszami. Dostałam po tacie, jak przedłużał abonament kilka lat temu. Jest już tak zniszczony, że nawet go nie wyciągam w szkole. Kiedy ktoś dzwoni, to uciekam gdzieś do kąta, żeby nikt nie zauważył. W tym czasie ludzie ze szkoły robią sobie fotki iPhone`ami i wrzucają na Instagram. Ja nawet nie mogę tego zainstalować u siebie! Ciągle rozmawiają o takich sprawach, a ja mogę się tylko zapaść pod ziemię.
Ciekawe, jak Wy na to patrzycie, ale mnie jest z tym coraz ciężej. Wiadomo, że jak się dorasta, to niektóre sprawy stają się bardzo ważne. Wygląd i postrzeganie przez kolegów przecież też. Mogę być ładną dziewczyną, ale jeśli nie ubieram się w modne ubrania, nie mam w ręce iPhone`a, a w drugiej modnej torebki, to przecież nic nie znaczę. Widzę to na własne oczy. Jeśli jesteś brzydka, a do tego niemiła, ale stać cię na takie zachcianki, to ludzie od razu inaczej na ciebie patrzą. Mam w szkole kilka takich „gwiazd”, które niczego sobą nie reprezentują, poza pieniędzmi rodziców. Ja nie chcę niczego maskować bogactwem, ale w drugą stronę to też działa. Jak cię nie stać, to cię nie lubią, chociaż byłabyś najfajniejsza i najpiękniejsza.
Żeby mnie tylko nie lubili... Łatwiej by mi się żyło, gdyby mieli mnie gdzieś, bo im nie dorównuję. Ale to nie wystarcza. Najchętniej wbijają mi szpile w każdym możliwym momencie. Słyszę te szepty i śmiechy, kiedy idę po korytarzu. Niektórzy specjalnie wywołują rozmowy o zakupach, wakacjach... Wiedzą, że nie mam nic do powiedzenia w tym temacie. Tylko patrzą i czekają aż pęknę. Jeszcze nigdy się z tego powodu nie rozpłakałam, ale nie wiem, czy to się kiedyś nie wydarzy.
Z każdym rokiem jest coraz gorzej, a rodzice wcale mnie nie rozumieją. Podobno jestem próżna. Tylko dlatego, że czasami proszę o coś, co każdy w moim wieku już ma.
Gdzie jeżdżą moje koleżanki na wakacje? Zazwyczaj w góry i nad morze. Niby nic niezwykłego, ale ja mogę o tym tylko pomarzyć. Od urodzenia ciągle tylko do babci na wieś. Raz, chyba jak byłam w drugiej klasie, tata załatwił z pracy jakieś tanie wczasy. Mieszkaliśmy w domku bez toalety. Koszmar.
Przez to wszystko nie potrafię się wyluzować i być radosna, jak inni. Bo z czego się tu cieszyć? Nie dorównuję im w niczym. Nie mogę się wybrać do kina, bo nie dostaję kieszonkowym. Nie mogę pójść na pizzę, bo też na to nie mam. Dla nich to nic takiego – chcą, to idą. Przy okazji wyglądają fajnie, jak nastolatkowie z całej Europy. Ja taka zapuszczona i bez grosza przy duszy. Czasami mam pretensje do rodziców, że nie potrafią o mnie zadbać. Nie mają wykształcenia, to co się dziwić, że pracują byle gdzie i byle jak zarabiają. Dlatego ja chcę skończyć dobre studia i wreszcie odżyć. I nie skazywać swoich dzieci na takie beznadziejne życie.
Nie myślcie, że przesadzam. Co każda normalna nastolatka ma w pokoju? Szafę pełną ubrań, laptopa, często tablet, telewizor, może nawet DVD, dużo kosmetyków, książki, filmy, jakieś pierdółki. A co ja mam? Łóżko i praktycznie pustą szafę. Nie mam własnego komputera, ani telewizora. Jak chcę coś zobaczyć lub popatrzeć w Internet, to muszę się prosić rodziców. To na pewno nie jest normalne.
Jak normalna nastolatka chce sobie kupić coś do ubrania, to prosi o pieniądze, albo idzie z mamą do sklepu. Obojętnie jakiego. Wybiera, co chce i kupują. Jak to u mnie wygląda? Mama wyszukuje w swoich rzeczach staroci i patrzy, czy na mnie pasuje. Bardzo rzadko kupuje coś na bazarze, ale częściej w taniej odzieży. Czapkę na zimę sama mi zrobiła na drutach, kurtkę noszę od chyba 4 lat tę samą, buty od dwóch. Miałam jedną parę szpilek, ale się poniszczyły i zostały mi trampki.