Dzień dobry,
Pozwólcie, że na samym początku opowiem wam nieco o sobie. Jestem świeżo upieczoną absolwentką jednego z wrocławskich liceów. Zawsze różniłam się od swoich rówieśników, nie chodziłam na imprezy, unikałam alkoholu, kiedy wszyscy wspólnie chodzili się napić. Nigdy w życiu nawet nie dotknęłam papierosów! Z tego powodu zawsze byłam piętnowana przez koleżanki, traktowały mnie jak gorszą od siebie. Koledzy wyśmiewali się ze mnie za plecami. Niektórzy bali się nawet, bo uważali, że należę do sekty. Prawdę mówiąc należę do społeczności protestanckiej.
W mojej rodzinie wszyscy są ateistami. Stanowiło to zawsze dodatkowy problem, brakowało mi akceptacji i zrozumienia. Nie potrafiłam się też pogodzić z myślą, że wszyscy moi bliscy trafią do piekła. Te koszmarne myśli prześladowały mnie każdej nocy. Miałam wrażenie, że nie pasuję do tego świata. Wszystkie jego zwyczaje i rozrywki były mi obce.
Nie chcę nikomu się narzucać, ani forsować swoich racji. Mam jedynie nadzieję, że ludzie zwrócą w końcu uwagę na to, co istotne i przestaną się przejmować tym, co kompletnie nieważne.
Odnoszę wrażenie, że o wiele łatwiej nam jest skupić się na marginalnych kontrowersjach i patologiach niż na prawdziwych problemach. Tak chętnie poświęcamy uwagę księżom jeżdżącym mercedesami i pojedynczym przypadkom kobiety z brodą, a trudniej jest już zauważyć problem rozpadających się rodzin, czy rozwiązłości wśród młodzieży.
Wiem, że sama nie mogę wypowiedzieć wojny takiemu podejściu. Może podpowiecie mi, jaką strategię mam przybrać?
Agata
Jeszcze więcej problemów pojawiło się wraz z moim byłym chłopakiem, Marcinem. Zawsze mówił mi, że szanuje moją wiarę, a ja ufałam jego zapewnieniom. Gdy jednak zrozumiał, że w ramach mojego chrześcijaństwa nie piję alkoholu, nie chodzę na imprezy, a na seks czekam do ślubu zaczął się ze mnie naśmiewać. Nasz związek nie wytrzymał nawet dwóch miesięcy! Jeszcze długo po rozstaniu Marcin nabijał się ze mnie razem ze swoimi kolegami, a przecież pochodził z katolickiej rodziny. Bardzo bolało mnie to, jak mnie potraktował. Nie zasłużyłam przecież na to, żeby tak mnie skrzywdził.
Nie było mi też łatwo w relacjach z koleżankami. Moja przyjaciółka całe szczęście też jest wierząca. Jako jedna z nielicznych naprawdę mnie rozumie, ale sama lubi czasem poimprezować. Często powtarza, że mi też by się to przydało. Nie zamierzam się jednak złamać. Planuję wytrwać w swoich postanowieniach, zachować czystość, a w odpowiednim momencie założyć szczęśliwą rodzinę.
Uważam, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Poświęcamy niemal całą naszą uwagę doczesnym sprawom i błahym problemom codzienności, a zaniedbujemy niemniej ważne potrzeby duchowe. Nawet często, zrażeni nieprzyjemnymi wspomnieniami, omijamy tę sferę szerokim łukiem!
Pozwalamy, by nagłaśniane w mediach kontrowersje, dotyczące księży i kościoła, oddalały nas od tego, co winno być najistotniejsze. Niekiedy, deklarując się jako wierzący, spędzamy niedzielne poranki leniwie wylegując się w swoich domach, kiedy prawdziwe szczęście kryje się w pełnej ufności i oddanej relacji ze Stwórcą.
Bolało mnie również to, kiedy nowo poznane osoby uważały, że podjęłam złą decyzję, gdy zaczęłam uczęszczać do protestanckiego kościoła. Nigdy nie rozumiałam konfliktu pomiędzy katolikami i protestantami. Zachowują się jak dzieci stojące po dwóch stronach kartonowego pudełka, obrzucające się nawzajem klockami. Z ich kłótni nigdy nic nie wynika! Wymieniają różnice i podobieństwa obu wyznań, jedne krytykują, inne pochwalają. A gdzie miejsce na autentyczność?
To prawda, różnic między tymi dwoma wyznaniami nie da się ukryć. Ale może w końcu uda się zbudować wzajemny szacunek?