To była trudna decyzja. Niby spotykaliśmy się ze sobą już od 5 lat, ale jakoś trudno było nam zrobić tak poważny krok, jakim jest wspólne zamieszkanie. Michał i ja pochodziliśmy z tego samego miasta. Ja mieszkałam z rodzicami, a on wynajmował pokój u kolegi. Mieliśmy do siebie jakieś pięć przystanków autobusem, albo z pół godziny piechotą.
Przez te wszystkie lata jakoś sobie radziliśmy. Zwykle to on przychodził do mnie, zamykaliśmy się w moim pokoju i „oglądaliśmy filmy”. Często też umawialiśmy się na mieście, chodziliśmy do kina, na jakieś jedzenie, a gdy było ciepło to szlajaliśmy się po parku.
Z racji tego, że oboje studiowaliśmy, widzieliśmy się jakieś dwa, trzy razy w tygodniu. Ja w weekendy często jeździłam z rodzicami do dziadków, więc też nie miałam za bardzo czasu na spotkania z Michałem, no ale jakoś dawaliśmy sobie radę.
fot. The Coveteur
Nie powiem, żebyśmy byli jakoś bardzo przywiązani do siebie, że nie widzieliśmy świata poza sobą. Mimo wszystko jednak było nam ze sobą dobrze. Akceptowałam fakt, że mój chłopak był takim trochę maminsynkiem i ciągle tylko opowiadał jaka to jego mamusia jest cudowna, jak świetnie mu gotuje i w ogóle na wszystkim zna się najlepiej. Brałam to nawet za dobrą monetę. Pomyślałam sobie, że skoro tak dobrze ją traktuje, to w przyszłości będzie tak samo zachowywał się wobec swojej partnerki życiowej. Pomyliłam się jednak bardzo...
Jakiś miesiąc temu postanowiliśmy ze sobą zamieszkać. Można powiedzieć, że to była taka spontaniczna decyzja. Ja na jesieni obroniłam wreszcie pracę magisterską, a Michałowi też zostało już tylko kilka miesięcy do końca studiów. Usiedliśmy więc któregoś wieczoru na kanapie i zaczęliśmy poważnie rozmawiać o przyszłości naszego związku.
On powiedział mi wtedy, że kilka razy zastanawiał się już, czy to wszystko ma sens, bo tak rzadko się przecież widzimy. Ja też przyznałam się mu, że chciałabym czegoś więcej. Nie czekaliśmy więc dłużej, tylko już na drugi dzień zaczęliśmy szukać mieszkania do wynajęcia.
fot. The Coveteur
Szybko udało nam się znaleźć przytulną kawalerkę. Wprowadzaliśmy się do niej z ogromnych entuzjazmem. Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie naprawdę będziemy razem, że będziemy mogli kłaść się i budzić obok siebie, jeść wspólne śniadania, spędzać ze sobą mnóstwo czasu... Niestety, moje wyobrażenia okazały się nierealną mrzonką, a decyzja o wspólnym zamieszkaniu najgorszą jaką mogłam podjąć.
Zachowanie Michała już od drugiego dnia zaczęło mnie wkurzać. Bez słowa przyjęłam jednak fakt, że sprowadził do mieszkania mnóstwo swoich elektronicznych sprzętów – komputer stacjonarny, laptop, drukarka, olbrzymie gramofony, głośniki, jakaś klawiatura do grania i mnóstwo części do samochodu... Rozłożył to wszystko w salonie, bo nigdzie indziej nie było miejsca. Oczywiście jego ciuchy zajęły pół szafy, że ja ledwie wepchnęłam tam moje rzeczy.
No ale nic, pomyślałam sobie, że najważniejsze jest to, że będziemy razem. Wkurzyłam się jednak, jak Michał już podczas szykowania naszego pierwszego wspólnego obiadu zbił przykrywkę od patelni, a później wylał zupę na bufet i nawet nie posprzątał. Czekał aż ja to zrobię.
fot. The Coveteur
Jejku, odkąd zamieszkaliśmy razem on cały czas mnie wkurza. Normalnie aż mi się nie chce uwierzyć, że jesteśmy ze sobą od pięciu lat. Denerwują mnie jego brudne gacie porozwalane w łazience, włosy (łonowe?) zostawione na sedesie. Fujjj nie wiedziałam, że jest taki obrzydliwy.
Ostatnio, jak oglądaliśmy razem film, to bez żadnych oporów głośno puścił bąka i nawet nie przeprosił. A na moją oburzoną minę powiedział, że przecież teraz nie będzie się za każdym razem wstrzymywał... I jeszcze ciągłe telefony od jego mamusi. Dzwoni do niego codziennie i pyta, co robi, czy zjadł obiad, czy się wyspał, czy ma czyste ubrania. M-a-s-a-k-r-a!
Ten koszmar trwa już miesiąc, a ja nie wiem, co z tym wszystkim zrobić. Poważnie rozważam zerwanie z Michałem. Nie wiem, my chyba kompletnie do siebie nie pasujemy. Z drugie strony, skoro byliśmy ze sobą pięć lat i było ok, to co nagle się stało? Może powinnam to przetrzymać, bo później będzie lepiej? Jak myślicie?
Klaudia, 24 lata
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl