Szanowna Redakcjo!
Chyba jestem masochistką, ale nigdy nie mogę się powstrzymać, żeby przeczytać komentarze pod Waszymi artykułami. Zwłaszcza ciekawią mnie te dotyczące kariery i pieniędzy, bo wiadomo ile kompleksów w tym temacie mają Polacy. Chociaż uwidacznia się to też przy materiałach o gwiazdach, bo zaraz wychodzi na to, że każda z nich jest nierobem, który nic nie wie o życiu. Ogólnie, to nasi rodacy żyją z rozdwojeniem jaźni. Kiedy trzeba, zapewniają, że pieniądze szczęścia nie dają i nie są do niczego potrzebne, a jak już się komuś lepiej powodzi, to zaczynają się żalić, ze sami ledwo wiążą koniec z końcem.
Pod każdym tekstem w Internecie, który dotyczy młodych, zdolnych czy przynajmniej przebojowych, zarabiających więcej niż średnia, natychmiast pojawia się uwaga, że „ja haruję za 1200 zł!”. Chwalisz się czy żalisz? Przecież pieniądze nie mają aż takiego znaczenia, więc po się tak napinasz... A tak serio – co to za argument? Weźmy np. pierwszą lepszą szafiarkę, która rozbija się po świecie i spełnia swoje marzenia. Mogę nie lubić jej stylu, ale dlaczego mam ją mieszać z błotem? Tylko dlatego, że okazała się bardziej zaradna od innych? Natychmiast tropimy układy, wyśmiewamy jej zaangażowanie i rzucamy najgorszymi obelgami. Nam jest źle, więc innym też powinno.
To moim zdaniem najgorsza cecha Polaków. Myślałam, że w młodym pokoleniu coś się w tej kwestii zmieni, ale straciłam złudzenia.
Nie ważne czy masz 50 czy 25 lat, większość dalej ma komunistyczną mentalność. To zastanawiające, bo przecież najmłodsi nigdy nie doświadczyli tego ustroju na własnej skórze. Ale to nie przeszkadza im twierdzić, że niesprawiedliwością są wysokie zarobki jednej osoby i zbyt niskie drugiej. Przepraszam bardzo, ale tak działa wolny rynek i każdy powinien o tym wiedzieć. Czasy zrównanych płac już dawno i na szczęście minęły! To, ile zarabiasz, zależy od Ciebie, a nie ustaleń władzy. Możesz zarabiać 1200 zł, ale też 12 000. Przyda się szczęście, ale każdy ma mniej więcej takie same szanse.
To, że niektórzy nie potrafią tej szansy wykorzystać, to wcale nie dowód na to, że żyjemy w „niesprawiedliwym świecie”. Kiedyś też byłam wyznawczynią teorii spiskowych. Myślałam, że jeśli ktoś się urodzi w zwykłej rodzinie, na zwykłym osiedlu, to z góry jest spisany na porażkę. Zarobi to słynne 1200 zł i jakby się nie starał, to więcej nie wyciągnie. Dzisiaj wiem, że wyciągnie, ale musi mieć do tego kompetencje i siłę przebicia. Narzekanie w necie niczego tutaj nie zmieni!
Zanim stwierdzicie, że zarabiacie za mało, a ktoś inny zdecydowanie za dużo, bo przecież jest beznadziejny, zróbcie sobie rachunek sumienia. Sprawdźcie, czy same wykorzystałyście tę szansę.
Pierwsza z nich – sympatyczna, pomocna, ale zupełnie bez siły przebicia. Nigdy nie była na pierwszym planie. Wolała siedzieć gdzieś z tyłu, po cichu. Na studia nie poszła, bo wolała zacząć pracę w sklepie. W końcu wykształcenie jest przereklamowane i po co się męczyć. Dzisiaj ma tego efekty. Nie wiem czy zarabia 1200 zł, ale pewnie gdzieś koło tego. I niestety urządziła się na amen, bo więcej w życiu nie wyciągnie. Jakie kompetencje, wykształcenie i chęci, taka płaca.
Druga – totalne przeciwieństwo. Zawsze i wszędzie było jej pełno. Wydawała się najmądrzejsza z nas wszystkich, a znam ją od gimnazjum. W liceum zachciało jej się chłopaka. I tutaj dowody na jej mądrość się kończą, bo szybciutko wpadła i jeszcze przed maturą urodziła dziecko. Do matury nie podeszła i po wszystkim. Pracowała już jako sprzątaczka, sprzedawała warzywa, ostatnio coś tam próbuje robić w salonie kosmetycznym.
Mam nadzieję, że kogoś przekonałam, a może nawet zmobilizowałam. Największymi nieudacznikami są ci, którzy sami sobie na to pozwolili. Tak to niestety wygląda, a wiadomo, że nikt się do tego nie przyzna. Lepiej powiedzieć czy szafiarka jest nierobem, ma pustkę w głowie itd., niż przyznać, że osiągnęła sukces. Lepiej stwierdzić, że w Polsce nie da się godnie żyć i nic nie robić, by to zmienić.
Ja miałam dokładnie takie same możliwości, jak wszyscy moi rówieśnicy. Mnie się udało, a Tobie?
Kinga
Niedawno zaproponowano mi przejście do innej firmy za jeszcze większe pieniądze. Trochę było żal zmieniać miejsce, ale rozstałam się z nimi za porozumieniem stron. Nie ujawniam konkretów, bo wiadomo, jak zawistni potrafią być ludzie. W każdym razie, najpierw zarabiałam 600 zł na stażu, potem 1100 na pół etatu, dalej 2000 na cały, a teraz to już prawie 4000. Mam 25 lat, jestem rok po studiach i czuję, że żyję. Wynajmuję sobie mieszkanie, opłaciłam rodzicom wczasy, niczego mi nie brakuje.
Dlaczego? Bo mi się chciało. Nie podejmowałam głupich decyzji i nie siedziałam z założonymi rękami.
Nie pochodzę z żadnej uprzywilejowanej rodziny, nie mam znajomości, nie mieszkam w Warszawie. Wystarczyło się trochę zainteresować własnym losem i oto efekty. Wiadomo, nie każdemu pisany jest taki sukces, ale myślę, że większości może się udać. Trzeba tylko myśleć, niczego się nie bać i nie wydziwiać. Tu nie pójdę, tam też nie, tu za mało płacą, to może posiedzę w domu. Tak nie może być – trzeba brać wszystko, co daje los.
Kto narzeka najbardziej? Oczywiście ci zarabiający najmniej i wykonujący najprostsze prace. Nie dziwię się, bo to może być bardzo frustrujące. Ty pracujesz po 12 godzin na zmiany w sklepie albo magazynie, a jakaś szafiarka albo celebrytka nic nie wie o prawdziwym życiu i za nic wyciąga majątek. Czy rzeczywiście za nic? Jej, w przeciwieństwie do Ciebie, coś się jednak chciało i udało. Mogłaś zrobić dokładnie to samo, ale nie miałaś dobrego pomysłu, ochoty, siły przebicia, wiary w sukces. Teraz pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębów. A w ramach poprawiania sobie humoru – oczernianie wszystkich, którym się udało.
Mam w swoim otoczeniu dwie takie dziewczyny. Nie wiem dokładnie, bo ich nie nakryłam, ale wydaje mi się, że to takie typowe komentatorki od tych słynnych 1200 zł. Zobaczy, że komuś się coś udaje, to zaraz wszystkich poinformuje, że sama żyje za nędzne grosze. Ja bym się wstydziła takiej nieporadności, ale dla niej to dowód na to, że świat jest niesprawiedliwy, rządzą nami układy i tylko bezwstydny idiota jest w stanie zrobić karierę. Zastanawiałam się, czy nie ma w tym chociaż ziarenka prawdy i muszę stwierdzić, że nie bardzo.
Na własną prośbę znalazły się w takiej sytuacji. Teraz mogą tylko ponarzekać i podziękować SOBIE za taki stan rzeczy.
Co je łączy? Obie są straszliwie oburzone, że one muszą harować za grosze, a inni mają lepiej. Chyba widzicie, że to nie spisek do tego doprowadził, ale ich konkretne działanie. Ja żyłam inaczej i jestem dzisiaj w zupełnie innym miejscu.
Skończyłam liceum, dobrze zdałam maturę, skończyłam konkretne studia, które dawały mi szansę na sukces. Nie czekałam na cud, ale już od drugiego roku szukałam jakiegoś dodatkowego zajęcia, żeby nie kończyć nauki z pustym CV. Zaczęłam od stażów z urzędu pracy, które wszyscy wyśmiewają. Byłam w dwóch miejscach, coś tam się nauczyłam. Potem udało się znaleźć zajęcie na normalnej umowie. Co prawda 1/2 etatu, ale zawsze coś. Inni pewnie by nie skorzystali, bo od razu chcą cały. Ja poszłam i po roku byłam już normalnym pracownikiem w pełnym wymiarze godzin. Skończyłam studia ze stałą pracą.