Chciałabym podzielić się z Wami moją historią. Ale może komuś nie chce się czytać, rozumiem, więc od razu przedstawię wniosek: Nie ufajcie facetom, nawet tym, którzy mówią, że Was kochają. Mnie taki jeden, taki dla którego rzuciłam wszystko, zostawił na lodzie, z dzieckiem w brzuchu i 2 tysiącami na zabieg. Pod wpływem emocji, usunęłam je, niczego bardziej nie żałuję. Teraz jestem samotna, z trudem podnoszę się z łóżka, nie pracuję. Moje życie legło w gruzach, a miałam wszystko – pracę, znajomych, zainteresowania. Mogłam mieć też dziecko.
Poznałam Grzegorza w pracy. Przyjeżdżał ze Śląska do nas załatwiać sprawy służbowe. Był starszy, ale nie tak dużo, 8 lat. Zwykle spał jedną noc, bo to daleko. Na początku tylko gadaliśmy w biurze, ale kiedyś zaproponował mi drinka wieczorem. Potem kolację. I oczywiście wylądowałam u niego w hotelu. Nikt nikomu nie wyznawał miłości, wiedziałam, że ma żonę i dziecko, mówił mi o tym. Ale uczuć nie da się tak po prostu zablokować. W pewnym momencie poczułam do niego coś więcej. Tęskniłam…
Zdecydowałam się powiedzieć mu, co czuję. Coraz poważniej myślałam o tej znajomości, spotkania dwa razy w miesiącu na jedną noc mi nie wystarczały. Poza tym nie lubię tracić czasu i energii na coś bez przyszłości. Wtedy była pora, żeby mi powiedzieć ‘dziewczyno, nic z tego nie będzie, nigdy nie odejdę od żony’, ale Grzegorz tylko mnie przytulił i powiedział, że wszystko się ułoży. Byłam zakochana i coś takiego stanowiło dla mnie poważną deklarację. Ułoży się? Czyli kiedyś będziemy razem!
Spojrzał na mnie jak na wariatkę, powiedział, że chyba jestem szalona, jeśli myślę, że on mi w to uwierzy. Pokazałam mu wynik badania USG, patrzył długo, oglądał, po czym powiedział, że na pewno nie jest jego. Zaczęłam płakać, a on na to, że nie nabiorę go, że chyba chcę mu zrujnować życie. Wyszedł, a ja nie mogłam w to uwierzyć. Ja wiedziałam, że dziecko jest jego, bo z nikim innym nie spałam odkąd zaczęłam się z nim spotykać.
Następnego dnia dostałam od niego sms-a z prośbą o numer konta. Wysłałam mu pytanie po co mu. On na to, że skoro jestem w ciąży to potrzebuję pieniędzy. Ucieszyłam się, myślałam, że coś zrozumiał. Odpisałam, podając numer konta. Następnego dnia odebrałam przelew zatytułowany „pozbądź się tego”. 2 tysiące złotych.
Lekarza skłonnego podjąć się aborcji znalazłam bez trudu jeszcze tego samego dnia. Nie stresowałam się, żyłam jakby w amoku. Straszny czas, trudno mi się o tym myśli, bolesne chwile. Bardzo bolesne. Minęło już trochę czasu. A ja żałuję. Mogłam je urodzić, wychować. A te dwa tysiące wydać na pieluchy, cokolwiek. Jego pomoc nie była mi potrzebna. Nie wiem, jak mogłam go kochać. Czuję się morderczynią, dzieciobójczynią. Chcę, żeby i jego ktoś kiedy tak skrzywdził, jak on zranił mnie. Na całe życie.
Oszukana
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Wreszcie, po roku takiej zabawy w kotka i myszkę, pomyślałam, że trzeba coś postanowić. Moje uczucia do Grzegorza były gorące i szczere. Kiedy się spotykaliśmy, było idealnie. Jedliśmy kolację, piliśmy wino, szliśmy do teatru. On zawsze coś planował, kupował bilety. Raz nawet zabrał mnie nad morze do dobrego hotelu, wszystko opłacił, złego słowa bym nie powiedziała. Czasami pytałam go o rodzinę na Śląsku, mówił mi wtedy jak kocha swoją córeczkę, ale o żonie nie wspominał. Czułam, że im się nie układa najlepiej. Postanowiłam: Przenoszę się tam.
To nie była łatwa rzecz. Po pierwsze tutaj miałam pracę. Po drugie tam nie miałam gdzie mieszkać. Ale wydawało mi się, że jak już będę na miejscu, on szybciej poczyni jakiś zdecydowany krok. To było rok temu, miałam 26 lat, więc czułam się gotowa na poważne zobowiązania. On miał tylko jedno dziecko, które mógłby widywać, mieszkałby przecież w tym samym mieście, wszystko dałoby się ułożyć.
Nie wiedziałam, czy mu mówić, co zamierzam, czy lepiej go zaskoczyć. Wybrałam tę drugą opcję. Z dnia na dzień zaczęłam żegnać się ze swoim dawnym życiem. Nie miałam znalezionej nowej pracy, ale na koncie było trochę oszczędności, na początek by wystarczyło. Dawałam sobie 2 miesiące na znalezienie pracy. Znalazłam w Internecie dwa ogłoszenia o kawalerce do wynajęcia. Wypowiedziałam umowę najmu, zwolniłam się z pracy, spakowałam walizkę, wsiadłam w pociąg – miałam zacząć nowe życie. Niestety nie brałam pod uwagę, że sprawy potoczą się inaczej niż sobie wymarzyłam.
Na miejscu okazało się, że oba mieszkania są obleśne. Ale nie miałam wyboru, musiałam któreś wziąć. Wybrałam mniejsze, ale czystsze. Czystsze i tak było syficzne, ale byłam na lodzie. Wyjęłam zawartość swojej walizeczki i zadzwoniłam do Grzegorza. Był totalnie zaskoczony. Myślał, że może jestem tam przejazdem, że zrobiłam mu taką niespodziankę. Kiedy po raz trzeci mu powiedziałam przez telefon, że już tutaj mieszkam, że się przeprowadziłam, powiedział, że oddzwoni. Rozłączył się. Czułam, że coś jest nie tak.
Nie odezwał się do 17 następnego dnia. Więc ja zadzwoniłam. Odebrał i powiedział, że nie może rozmawiać. Oddzwonił o 23. Oczywiście nie spałam, czułam że dzieje się coś złego. Poprosił o adres, obiecał, ze przyjedzie następnego dnia koło 11. I był, z kwiatami. Widziałam po minie, że te kwiaty to nie dlatego, że będzie się oświadczał. Poprosił byśmy usiedli, powiedział, że nie zrobi rewolucji w swoim życiu, nie teraz. Że może za kilka lat, kiedy córka podrośnie, ale teraz nie. Że prosi, żebym wróciła do siebie i jeśli nie chcę czekać, żebym o nim zapomniała. Nie wiedziałam co robić. Mieszkanie miałam już wynajęte na miesiąc, a do siebie nie miałam do czego wracać. Postanowiłam zostać, poczekać na rozwój wypadków.
Dwa tygodnie później dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Ucieszyłam się. Uznałam, że przecież teraz, z dzieckiem mnie nie zostawi! Kiedy napisałam mu sms-a, że mam mu coś bardzo ważnego do powiedzenia, on odpisał, żebym już sobie odpuściła, wróciła do domu. Więc napisałam mu kolejną wiadomość, że to naprawdę bardzo ważne i żeby przyjechał do mnie, że wciąż mieszkam niedaleko. Zjawił się po pracy, bardzo nie chciał wchodzić, siadać, nic. No więc byłam zmuszona powiedzieć mu o ciąży w progu.