Mam nadzieję, że wreszcie ktoś mnie zrozumie. Od kilku lat mam straszny problem, który chyba widzę tylko ja. Jako mała dziewczynka miałam głęboko gdzieś, jak się nazywam. W domu, na podwórku, w przedszkolu i pierwszych latach podstawówki mówiono do mnie tylko po imieniu. Nazwisko zawsze miałam bardzo dziwne, ale nie dawano mi tego odczuć. Później zaczęło się najgorsze. Normalne imię okazało się za normalne. Na pierwszy plan wyszło to nieszczęsne nazwisko, które naprawdę niszczy mi życie.
Sytuacja jest beznadziejna. W tej wiadomości nie mogę go nawet podać. Nie chodzi o to, że będziecie się ze mnie śmiać. Liczę na Waszą wyrozumiałość. Nawet jeśli nie, to zdążyłam się przyzwyczaić. Bardziej chodzi o to, że jest to nazwisko rzadko spotykane i od razu by mnie rozpoznano. Wyszłabym na desperatkę. Wiem, że tak naprawdę nią jestem, ale nie chcę się przyznać do słabości. Wystarczająco dużo przykrości mnie spotkało. Krótko mówiąc – moje nazwisko odnosi się do organów płciowych. Niektórzy wyzywają mnie nawet od „krocza” lub gorzej.
Ludzie są dla mnie straszni, ale nie dziwię im się. Wiem jak mnie to boli, ale może sama bym się tak zachowywała na ich miejscu? Mam super rodzinę z beznadziejnym nazwiskiem. Żeby nie było mi za dobrze. Może któraś z Was była w takiej sytuacji? Z rodzicami (głównie ojcem) nie da się na ten temat rozmawiać. Po prostu się nie zgodzi. Sama tego nie załatwię. Ale wiem, że nie wytrzymam już długo.
Agnieszka
Nie mam 18 lat i nie mogę sama zdecydować o zmianie nazwiska. Pytałam o wszystko w urzędzie i nie da się inaczej. Albo rodzice się zgodzą, albo mam przekichane przez następne lata. Szkoda, że nie mogę zajmować się chłopakami, rozstaniami, przyjaciółkami, sprzeczkami i takimi tam rzeczami. Wszystko zasłania mój największy kompleks. Wolałabym być gruba, strasznie brzydka i głupia, niż słuchać codziennie w szkole sprawdzania obecności, wywoływania mnie do tablicy. Po nazwisku.
Nie ważne, czy chodzi o narządy faceta czy kobiety. To nieistotne, bo boli tak samo mocno. Mam dopiero 15 lat, ale wydaje mi się, że jestem znośną dziewczyną. Dobrze się uczę, jestem koleżeńska, nie sprawiam problemów. Przez to, że urodziłam się w tej rodzinie mam jednak pod górkę. Nie chodzi mi o samych rodziców, których bardzo kocham i zawsze mogę na nich liczyć. Raczej o to, że zupełnie nie rozumieją mojego wstydu i są strasznie uparci na tym punkcie.
Tata powtarza, że nazwiska się nie wybiera. Chyba, że znajdę chłopaka z jakimś ładnym i postanowię za niego wyjść. Do tego czasu mam być Agnieszką XXX i koniec. Najgorsze jest to, że on widzi to jeszcze gorzej. Mówi mi, że chcę się wyrzec całej rodziny i przodków, bo najwidoczniej nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Zmiana nazwiska ma być tylko pretekstem. Strasznie mnie to rani, bo przecież nie o to mi chodzi! Czy to takie dziwne? Młoda dziewczyna nie chce być dłużej wyśmiewana. Wystarczy, że się zgodzą, ja zmienię szkołę i już to nie wróci.
Mój tata jest rozpoznawalną osobą w naszym mieście. Wykłada na uniwersytecie, wszyscy znają jego nazwisko. Nie tylko dlatego, że jest takie głupie. Po prostu go szanują. Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś się z niego śmiał. Sam mi to powtarza i mówi, że nazwisko to dodatek, a na szacunek mam zapracować. Ma trochę racji, ale jak ma to zrobić 15-latka? Dobrze sobie radzę, ale to nie przeszkadza nikomu śmiać się ze mnie. Może kiedyś dorosną i przestaną, ale ile jeszcze mam to znosić?
Jestem tak zdesperowana, że myślę o najgorszym. Nie mogę normalnie się przedstawić, słyszę za sobą szepty innych, w szkole nie mam życia. Gdyby się nawet zdecydować na koniec, to przecież na grobie i tak wypisaliby słowo, które jest wszystkiemu winne. Wstyd nawet po śmierci. Może trochę przesadzam, ale co robić? Jak ich przekonać?