Droga Redakcjo, Czytelniczki,
Od kilku dni śledzę to, co dzieje się w mediach w sprawie tajemniczej śmierci Magdy z Sosnowca. To wielka tragedia – chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości, ale ubolewam nad medialną i społeczną nagonką na matkę i rodzinę dziewczynki. Nie wiemy, co działo się za zamkniętymi drzwiami ich domu, nie wiemy, co tam się wydarzyło, a oceniamy. I to bardzo surowo.
Mnie też oceniano. Bliscy, rodzina i przyjaciele, niby współczuli, ale ja wiedziałam, że za tą zasłoną empatii czają się podejrzenia – czy, aby na pewno to był tylko nieszczęśliwy wypadek? Czy zajmowałam się dobrze swoje córeczką? Czy Paulinka mogła przeżyć? Sama wciąż zadaję sobie setki pytań - codziennie, mimo że minęło już 5 lat. Ból nie słabnie, a tęsknota się nasila.
Ja też byłam młodą mamą. Miałam 21 lat, a radzenie sobie z obowiązkami rodzicielskimi wcale nie było łatwe. Kiedy jednak widzi się tą śliczną, uśmiechającą się twarzyczkę, całe zmęczenie mija i chcesz patrzeć, jak to maleństwo rośnie. Tamtego dnia byłam z nią sama w domu. Jak codziennie wieczorem wzięłam ją w ramiona, przystawiłam do piersi i zaczęłam karmić. Obie byłyśmy troszkę senne. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam z nią na rączkach.
Ocknęłam się w nocy, Paulinka spała w moich ramionach, ale jakaś taka dziwna była. Przysunęłam głowę do jej twarzyczki, wydawało mi się, że nie oddycha. Natychmiast wezwałam pogotowie. Przyjechali szybko. Ja w tym czasie starałam się ją wybudzić, ale bezskutecznie.
Dzwoniłam do mojej mamy, płakałam w telefon, czekałam. Kiedy wreszcie przyjechali, stwierdzili, że Paulinka nie żyje. Najprawdopodobniej zakrztusiła się mlekiem. Zabrali ją do szpitala, żeby stwierdzić zgon.
To był bardzo trudny czas dla mnie i dla mojej rodziny. Czułam wsparcie, współczucie, ale nie mogłam wyzbyć się poczucia, że oni mnie o to obwiniają. Pocieszali mnie, mówili, że to nie moja wina, ale podejrzliwie na mnie patrzyli. Wiedziałam, co myślą. Że zaniedbałam, nie upilnowałam, zasnęłam karmiąc.
Ojciec Paulinki, mimo że nie żyliśmy ze sobą, do dziś nie może mi wybaczyć. Powiedział mi to otwarcie. Teraz nie mamy już ze sobą kontaktu, widujemy się tylko raz w roku przy jej grobie, w rocznicę śmierci.
Chcę, żebyście mnie dobrze zrozumiały. Nie bronię tej kobiety. To, co zrobiła jest niegodne, nieludzkie, wstrząsające, ale to przede wszystkim dramat rodzinny, a nie tragedia narodowa. Nasze słowa nie przywrócą życia tej dziewczynce, ale za to zniszczą życie jej bliskich – ojca, dziadków – prawdopodobnie niewinnych.
A ona, nawet jeśli nie posiedzi w więzieniu zbyt długo, to nie oburzajcie się – uwierzcie mi, utrata dziecka jest najgorszą karą dla matki. I nawet, jeśli ona zrobiła to umyślnie, to pewnie żałowała swojego czynu już chwilę później.
Agnieszka
Na Wasze Listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Zobacz także:
Decyzja należy do Ciebie: „Czy spotykać się z mężczyzną, w którym jest zakochana moja przyjaciółka?”