Szanowna Redakcjo!
Do głowy by mi nie przyszło, żeby się żalić, ale mam nadzieję, że w ten sposób otworzę niektórym oczy. Jestem młodą kobietą, chyba nie najgłupszą i najbrzydszą, ale pomimo to jestem zazwyczaj traktowana z góry. I to dosłownie przez wszystkich – facetów, którzy sami nie grzeszą urodą i inteligencją, a tym bardziej przez inne dziewczyny, którym moja postawa nie mieści się w głowie. Oczywiście, spotykam się z mężczyznami, mam przyjaciółki, ale można powiedzieć, że większość ma do mnie zastrzeżenia. Dla mnie to jakiś kosmos, bo myślałam, że indywidualizm jest w cenie. No, ale nie... Najlepiej, gdybym została kolejnym zapatrzonym w siebie klonem.
Zauważcie, że większość kobiet zachowuje się i wygląda w niemal identyczny sposób. Wszystkie macie bzika na temat tego, jak postrzegają Was inni. Ktoś Wam wbił do głowy, że musicie wyglądać tak i tak, i oczywiście robicie dokładnie to, co trzeba. Przy Was ja wychodzę na zaniedbanego babochłopa. Niech będzie – jestem babochłopem. Tylko dlatego, że nie lubię się malować, noszę wygodne ubrania, krótką fryzurę i nie mam kompleksów na swoim punkcie. To chyba dobry moment, żebyście nad sobą zastanowiły.
Szkoda mi czasu na głupoty, które tak bardzo przesłaniają Wam oczy. Polecam takie podejście do życia, bo ja przynajmniej mogę być pewna, że ludzie naprawdę mnie lubią, a nie tylko chcą się ze mną pokazać.
Wolę być szczęśliwym babochłopem, niż znerwicowaną na swoim punkcie królową piękności. Zachęcam wszystkie dziewczyny do większego dystansu, bo tak naprawdę żyje się łatwiej!
Ewelina
Na co dzień praktycznie się nie maluję. Wystarczy mi korektor, żeby przykryć cienie pod oczami, a od wielkiego święta pomaluję sobie rzęsy. Ale to musi być jakaś okazja, czyli np. wesele. Paznokci nie zaniedbuję, ale nigdy nie myślałam o tym, żeby je jakoś ekstrawagancko pomalować. Wystarczy bezbarwny lakier z odżywką. Im krótsze i bardziej naturalne, tym lepiej się z tym czuję. Ważna sprawa (oczywiście dla innych, a nie dla mnie) to ubrania. Szczerze mówiąc – nie lubię zakupów, bo większość rzeczy mi się nie podoba. Jak wchodzę do jakiejś sieciówki, to po chwili się gubię, bo nie wiem, w którym sklepie aktualnie jestem. Wszędzie jest dokładnie to samo. Jakieś obcisłe spodnie, bluzki z głupimi motywami, sweterki cieńsze od t-shirtu itp.
Oczywiście czasami muszę coś kupić, ale lubię stonowane rzeczy. Koszulki jednokolorowe, bez zbędnych udziwnień. Spodnie proste, nie za wąskie, najlepiej jeansy. Nie tylko klasyczne niebieskie, ale też czarne lub brązowe. Kurtki kupuję w sklepach sportowych, bo są przewiewne, wygodne, w każdej chwili można je wyprać. Nie posiadam praktycznie żadnej pary butów na obcasach. Wolę trampki lub adidasy. Jeśli muszę się ubrać naprawdę elegancko, to ewentualnie jakieś ciemne i na płaskiej podeszwie.
Moje „dbanie o urodę” nie jest zbyt skomplikowane. Codziennie myję włosy, suszę na szczotce i jakoś się trzymają w odpowiednim kształcie. Krem na twarz, balsam na usta i jestem praktycznie gotowa do wyjścia. Zamiast niewiarygodnie drogich perfum wolę dobry antyperspirant. Chyba lepiej pachnieć mniej zjawiskowo, ale przynajmniej się nie pocić. Jak widzicie, to nie jest tak, że kompletnie nie zwracam uwagi na swój wygląd. Robię wszystko, co konieczne i mnie to wystarcza. Czasami mam wrażenie, że jestem ostatnią dziewczyną na świecie, która tak do tego podchodzi. Wszystkie inne wymagają nie wiadomo jakich cudów. Pewnie dlatego niektórzy traktują mnie jak upośledzoną...
Nie raz widziałam, jak koleżanki krzywiły się na mój widok. One odstrzelone, po kilku godzinach przed lustrem, zmęczone i zdenerwowane, czy wyglądają idealnie, a ja sobie przychodzę, jak gdyby nigdy nic. Wydaje mi się, że wtedy mi zazdroszczą mojej niezależności. One się męczą na siłę, a ja mam odwagę się temu sprzeciwić.
Strasznie łatwo ocenia się innych ludzi. Wystarczy, że kobieta nie dostaje szajby przed lustrem, to od razu jest podejrzana. Na pewno coś z nią nie tak, pewnie ma jakieś problemy, nikt jej nie lubi, może nawet jest lesbijką, albo czymś gorszym. Z takimi mniej więcej zarzutami się spotykam, bo nie dałam sobie wmówić, że wygląd jest najważniejszy. A ja jestem wdzięczna swojej mamie, która uświadomiła mi, że przejmować należy się tym, co mamy w głowie, a nie tym, co na niej nosimy. Reszta jest chyba innego zdania, bo wolicie marnować czas na fryzjerów, kosmetyczki i zakupy, a całkiem zaniedbujecie swoją osobowość.
Nie wiem skąd to się wzięło, ale ktoś sobie wymyślił, że jak kobieta, to musi prezentować się tak i tak, a jak tylko ma to gdzieś, to znaczy, że nie jest kobietą. Moja płeć stawiana jest w wątpliwość i przez facetów i przez Was. Wiadomo, że to tylko takie gadanie, ale mnie to czasami boli. Odmawia mi się prawo do bycia sobą. Od „przyjaciółek” słyszę, że muszę o siebie zadbać, bo inaczej nikt mnie nie będzie chciał znać. To najlepszy dowód na to, że dla większości liczy się tylko i wyłącznie wygląd.
Świat jest strasznie próżny, jeśli opiera się tylko na tym, ale co ja mogę... Chyba tylko próbować przekonać innych, żeby tak się sobą nie przejmowali i nie mieszali z błotem tych, którzy trochę odstają od „normy”. Mam 24 lata i wiele razy słyszałam przykre komentarze na swój temat. Babochłop to najdelikatniejsze określenie. Może w skrócie opiszę, jak wyglądam i co myślę na ten temat. Otóż, zdaniem wielu w ogóle „nie wyglądam”. Albo nie rzucam się w oczy, albo szokuję swoim „zaniedbaniem”. Trudno powiedzieć, żebym była piękna czy seksowna, bo podobno nie da się tego określić. Gdybym się bardziej postarała, to może coś by z tego wyszło, ale na razie podobno nic specjalnego ze mnie nie jest. Nie da się dostrzec mojej kobiecości.
A kobiecość, zdaniem wielu, to wszystko to, na czym mnie akurat w ogóle nie zależy. Od zawsze noszę krótkie włosy. Zapuszczałam tylko na komunię, ale później je ścięłam. Nienawidziłam ciągłego czesania, wymyślania fryzur. Długie włosy przeszkadzały mi też w tym, co lubię najbardziej, czyli sporcie. O wiele lepiej biega się, gra w siatkówkę itd. z krótkimi. Jeszcze wtedy nikt nie miał wątpliwości, że jestem dziewczynką. Nie śniłam też, jak moje koleżanki, o makijażu, długich rzęsach, czerwonych ustach i kolorowych paznokciach. To się nie zmieniło do dzisiaj.
Nie interesują mnie trendy w makijażu, mam gdzieś „najmodniejsze fasony” i jestem sobą. Jeśli mam komuś zaimponować, to wolę tym, co mam do powiedzenia.
Oczywiście, taka postawa nie wszystkim się podoba. Nie będę oszukiwała, że faceci gwiżdżą na mój widok i mogę w nich przebierać. Nie powiem, że mam wielkie grono przyjaciółek i w ogóle jestem gwiazdą towarzystwa. Ale mam swoich sprawdzonych znajomych. A nawet spotykam się z facetami, którzy widzą w kobiecie coś więcej, niż tylko ich wygląd. Uwielbiam rozmawiać z ludźmi.