Witajcie,
muszę się wygadać, wyżalić, nawet nie wiem jak to nazwać. Chodzi o to, że cały rok próbuję się jakoś trzymać i rzadko miewam momenty, kiedy nie widzę już przed sobą nadziei. Inaczej jest pod koniec. Zaczyna się w Wigilię, a kończy w Sylwestra. To jest dla mnie najgorszy tydzień co roku i tak od wielu lat. Sama ponoszę za to największą winę, ale naprawdę nie wiem jak mam wyjść z tego marazmu.
Mam 27 lat, powinnam być pewną siebie kobietą, która twardo stąpa po ziemi i wie czego chce. Zamiast tego jestem ciągle zawstydzoną i samotną dziewczyną. Taką ofiarą losu, której się współczuje. Tylko dlaczego tak jest? Jestem zdrowa, chyba inteligentna, nie odstraszam wyglądem, nie mam jakichś paskudnych cech charakteru. Powinnam być lubiana i sama powinnam lubić ludzi.
Zamiast tego się chowam i czekam, że kiedyś będzie inaczej. Nie mam siły, żeby to zmienić, a tak jak jest, to żyć się nie da. Znowu usłyszałam przykre słowa w czasie Wigilii. Znowu zostanę sama w domu w Sylwestra.
fot. Thinkstock
Ja wiem, że nikt nie ma nic złego na myśli, ale zawsze wychodzi tak samo. Zbiera się cała rodzina, przychodzi moment dzielenia się opłatkiem, a ja najchętniej zapadłabym się pod ziemię. Sama życzę zawsze zdrowia, powodzenia i szczęścia, a mnie życzy się, żebym się otworzyła na ludzi i wreszcie kogoś sobie znalazła. Przecież ja tego chcę, ale nie potrafię tego zrobić. Takie gadanie tylko mnie dobija.
Gdyby z takim tekstem wyskoczyła babcia albo mama, to jeszcze bym przeżyła. Ale słyszę to od każdego, w tym od mojego rodzeństwa. Oni mają mnóstwo przyjaciół, byli w kilku związkach, teraz też kogoś mają. Wiecie co mnie najbardziej krępuje? Oni są młodsi – siostra o 2 lata, a brat o 4. Mają starszą siostrę, której nic nie wychodzi. Właśnie taką ofiarę losu, o którą wypada się martwić.
Tyle dobrego, że się ze mnie nie śmieją, ale na jedno wychodzi. I tak czuję się jak dziwak.
fot. Thinkstock
Wiem, że ta sytuacja martwi całą moją rodzinę. Rodzice mają jasne oczekiwania, a raczej mieli kiedyś – najstarsza córka wyjdzie za mąż, da im pierwszego wnuka, wszyscy będą szczęśliwi. Skoro oni przestali w to wierzyć, to ja tym bardziej. Ja już po prostu wiem, że nic z tego nie wyjdzie. Może kiedyś się usamodzielnię, ale raczej zostanę starą panną w jednym mieszkaniu z mamą i tatą. Taką, co to cały dzień siedzi w domu i nic jej nie cieszy.
Coraz bardziej brakuje mi uwagi ze strony innych ludzi. Na studiach wydawało mi się, że byłam bardziej otwarta, niż zwykle, ale żadna znajomość nie przetrwała. Teraz pracuję, ale też z nikim nie jestem specjalnie blisko. Dlaczego? Często się zmuszam do rozmowy, nawet jak mi się nie chce. Jak ktoś mnie gdzieś wyciągał – szłam. To nie jest tak, że zamulam i boję się ludzi.
Nie umiem utrzymać żadnej relacji. Została mi tylko koleżanka, z którą trzymam się od podstawówki. Ale to pewnie dlatego, że mieszkamy w tym samym bloku...
fot. Thinkstock
Nigdy w ciągu roku nie płaczę tak często, jak w grudniu. Zaczyna się tydzień przed Wigilią, bo już się pojawia stres, co tym razem usłyszę i na jaką ofermę wyjdę. Potem Wigilia – wiadomo, kolejne 2 dni świąt u jednej albo drugiej rodziny i znowu pytania, czy kogoś mam, co planuję na Sylwestra. Przychodzi 31 grudnia i to już prawdziwe apogeum. Najchętniej przespałabym cały ten dzień. W tym roku nawet błagałam, żeby mi kazali siedzieć w pracy dłużej. Przynajmniej miałabym wytłumaczenie. Nie dla innych, ale samej siebie. Ominie mnie impreza, bo taka jestem zapracowana... Takie wmawianie sobie czasami pomaga. Jak ktoś mnie potem zapyta, to nie muszę kłamać i przynajmniej jeden ciężar mniej z serca.
W tym roku jest jeszcze gorzej, bo zaczyna do mnie dochodzić, ile ja mam lat. To już nie jest liceum, kiedy całe życie jest przed tobą. Ani nie studia, bo wtedy ma się jeszcze trochę czasu do pełnej dorosłości. Ja w lutym skończę 28 lat, więc trzydziestka jest już naprawdę blisko. Szczerze mówiąc, nie znam żadnej osoby w podobnym wieku, która byłaby tak nieporadna i samotna jak ja. Może nie wszyscy biorą śluby i rodzą dzieci, ale przynajmniej mają jakieś doświadczenia. Ja chłopaka z prawdziwego zdarzenia nigdy nie miałam. Pewnie już mnie podejrzewają o to, że jestem lesbijką, bo jak inaczej to wytłumaczyć... Nawet lepiej, gdyby to była prawda, bo mogłabym zwalić winę na nietolerancję Polaków.
fot. Thinkstock
Denerwuje mnie, kiedy słucham gdzieś przypadkiem, jak ludzie opowiadają o swoich planach na Sylwestra. Nieprzyjemnie mi się patrzy, jak na Facebooku znajome pokazują swoje kreacje i chłopaków. Gdybym chciała być szczera, to co roku powinnam dodawać zdjęcie ja + telewizor. Tak spędzam ten czas. Tak spędzam życie, bo jak mam wolne, to nic innego nie umiem wymyślić.
Jest mi wstyd za siebie i żal mi też rodziców. Ciekawe ile razy musieli tłumaczyć swoim znajomym i rodzinie, dlatego córka jest taka wycofana.
Wypijcie, proszę, moje zdrowie. Bawcie się dobrze i pomyślcie czasem o osobach, dla których zwykła domówka u znajomych to szczyt marzeń. Obym za rok nie musiała pisać tego samego. Chociaż prawdopodobieństwo wynosi 99,9%.
Agata
fot. Thinkstock
A ja jestem zwykłą dziewczyną, której podoba się płeć przeciwna, ale zacina się przy każdej próbie rozmowy. Na dodatek bez przyjaciół, którym mogłaby się wyżalić. I rodziny, która by to próbowała zrozumieć. To nie jest tak, że odczuwam tylko presję innych. Sama zdaję sobie sprawę, że to najwyższy czas na zmianę swojego życia. Chcę kogoś mieć, chcę wychodzić wieczorami, dzwonić do znajomych, wyjeżdżać z nimi na wakacje. I tak chcę od kilkunastu lat, a nic z tego nie wynika.
Zastanawiam się czasem, czy nie pójść do psychologa. Może taka rozmowa, nawet terapia, jakoś by mnie odblokowały. Tylko przeraża mnie to, że jest już za późno. To może trwać latami, a ja nie mam już czasu. Nie mówiąc o tym, że jak ktoś się dowie, to najem się jeszcze więcej wstydu. Nie wypada mieć przecież problemów emocjonalnych. Tylko psychole potrzebują pomocy.
Co roku to samo – obiecuję sobie, że to ostatnia taka Wigilia i Sylwester. Za 12 miesięcy pewnie będzie to samo.