Szanowne Czytelniczki,
piszę ten list nie po to, żeby się chwalić czy żalić. Chcę tylko wiedzieć, czy zupełnie oszalałam, czy tylko trochę. Niby nie robię nic złego, ale czasami sama wstydzę się spojrzeć w lustro. Nie wiem dlaczego mam takie wątpliwości – czyżby to była wina polskiej wstydliwości? A może strachu przed wszystkim, co nowe? Seks analny nie powinien być już żadną sensacją, a nawet dla mnie jest.
Chyba najgorsze jest to, że jestem przecież młoda, a młodzi ludzie tego nie robią. Takich atrakcji szukają dopiero osoby w pewnym wieku, które inaczej nie potrafią zaznać satysfakcji. Mnie takie eksperymenty nie powinny być potrzebne. To skąd to się wzięło? Czy ja jestem zaburzona? Nie odważyłam się tego powiedzieć żadnemu lekarzowi.
Powinnam? Chyba w tym wieku nie powinno się mieć zaburzeń seksualnych i skoro coś mi sprawia przyjemność, to nie ma w tym nic złego. Podobno.
Gdzieś przeczytałam, że takie predyspozycje nie są złe, jeśli nikomu nie wyrządzają krzywdy. Może jestem dewiantką, ale niegroźną. Ja nie cierpię, chłopak też nie płacze z tego powodu, więc powinno być po temacie. Tylko, że mnie to trochę niepokoi. Nie słyszałam nigdy o takiej sytuacji. Czy tak się nie zdarza? A może kobietom wstyd o tym mówić i dlatego nic nie wiem?
Podejrzewam u siebie już nawet jakąś chorobę psychiczną, ale nic nie mogę znaleźć na ten temat w Internecie. Jak ktoś lubi seks analny to podobno nic w tym złego. Ale czy na pewno, skoro ja lubię tylko taki i „normalny” w ogóle mnie nie interesuje?
Co Wy o tym myślicie? Czy powinnam się z tego leczyć? Da się w ogóle coś z tym zrobić?
Justyna
Mam 21 lat, a „te rzeczy” robię z chłopakiem od całkiem niedawna. Zaczęło się w klasie maturalnej i na początku było całkowicie po bożemu. Nawet nie myślałam o eksperymentowaniu. Wydawało mi się to wręcz chore, bo po to mamy taką budowę ciała, żeby z tego korzystać. Ale wiecie co? Udawałam, że to mi sprawia przyjemność. Oszukiwałam siebie i partnera, bo nie chciałam dopuścić do myśli, że mam problem z „tymi sprawami”.
U mnie to wyglądało inaczej, niż to zazwyczaj bywa. To nie chłopak wywierał na mnie presję i nie on poprosił o spróbowanie czegoś nowego. To był tylko i wyłącznie mój pomysł i on się aż przeraził w pierwszym momencie. Potem stwierdził, że skoro ja tak chcę, to spróbujemy.
Od tego czasu kochamy się niemal wyłącznie od tyłu. On się przyzwyczaił, a mnie tylko taka pozycja odpowiada.
Próbowałam się zastanawiać, dlaczego właśnie seks analny mi bardziej odpowiada. Myślałam nawet, że może to ze wstydu, bo wtedy nie muszę patrzeć mu w twarz. Ale to chyba nie to. Kogo jak kogo, ale jego nie muszę się w ogóle krępować. A może jestem zwyczajnie zaburzona i szukam dziwnych wrażeń? Tylko, że to nie jest jednorazowy eksperyment. Już inaczej nie potrafię.
Nie powiem też, żeby mi to sprawiało jakąś gigantyczną przyjemność. Na pewno jest lepiej, niż normalnie, ale do ekstazy mi daleko. Ja chyba w ogóle nie potrzebuję orgazmu, bo przy okazji wcale nie czuję się rozczarowana. Nie mam z kim o tym pogadać, bo nie chcę mieć łatki zboczonej dziewczyny.
Tyle z tego dobrego, że jest mniejsza szansa na wpadkę.
Wstyd mi o tym pisać, ale skoro już się otwieram, to napiszę, jak to wygląda. Mój chłopak zazwyczaj próbuje mnie podejść inaczej, ale kiedy widzę, co się święci, to odruchowo się odwracam. Nie rozmawiamy o tym i tylko robimy swoje na moich warunkach. Chyba specjalnie nie narzeka, bo cały czas ze mną jest.
Nie wiem tak naprawdę jak on woli, bo tylko raz usłyszałam, ze niech będzie tak, jak ja chcę.
Myślałam, że może mam jakiś kompleks wyglądu narządów rodnych. Kobiety często nie lubią swoich warg sromowych i tak dalej. Zastanawiałam się nad tym i odpada. Nie czuję odrazy, kiedy na nie patrzę, bo wyglądają wręcz podręcznikowo. To o co chodzi? Tylko o przyjemność? W takim razie i tak jest ze mną coś nie tak, bo normalny stosunek powinien być dla mnie przyjemny.
A nie jest, bo w ogóle mnie to nie kręci. Raz na wiele miesięcy się zmuszę i leżę jak kłoda. Zupełnie inaczej jest wtedy, kiedy kochamy się od tyłu.