Przeczytałam właśnie list Małgorzaty Terlikowskiej „do bezdzietnego leminga” i komentarze do niego. Mam wrażenie, że napisane właśnie przez te bezmyślne lemingi. Najlepiej powiedzieć, że kobieta oszalała od rodzenia dzieci i za dużo chce od państwa, ale moim zdaniem ma dużo racji. Może niektóre sformułowania są mocne, nawet zbyt mocne, ale jak można nie zrozumieć, o co jej chodzi?
W tym liście doskonale pokazano, jak „młodzi, wykształceni i z dużych ośrodków” traktują posiadanie dzieci i z jaką pogardą odnoszą się do wielodzietnych rodzin. Dla nich potomstwo to życiowa porażka, bo przecież można było się zabezpieczyć. Do ich pustych głów nie dociera, że ktoś chce je mieć. A jak tych pociech jest więcej, to już patologia i żerowanie na innych.
Sama jestem z takiej rodziny i wiem o czym mówię. Wiele razy słyszałam, że moi rodzice to „dziecioroby”. Niektórzy się zastanawiali „ile ciągną kasy od państwa”...
Ja zawsze byłam szczęśliwa, że mam taką dużą rodzinę. Zdarzały się między nami nieporozumienia, czasami męczyła mnie obecność czwórki rodzeństwa, ale raczej byłam z tego dumna. Inaczej podchodzili do tego rówieśnicy, bo według nich normalna rodzina to jedno, góra dwoje dzieci. Jedynacy zawsze chodzili z najwyżej podniesionymi głowami. Jak ktoś ma trójkę, to już coś złego. Czwórka, piątka, a nawet więcej? Patologia.
Wiadomo co się mówi o dużych rodzinach. Że bieda piszczy, rodzice sobie nie radzą, żyją z zasiłków. Nie stać ich, a rodzą te dzieci jak w amoku i potem żądają pomocy. „Trzeba było się zabezpieczać!” - to też się często słyszy. Tak było wtedy, kiedy chodziłam do podstawówki tak jest nadal.
Chwalić to się można jedynakiem, a nie taką zgrają. Bo to porażka życiowa. Terlikowska ma w tym wszystkim rację!
Jak tylko się zaczęła dyskusja na temat 500 zł dla każdego dziecka, to od razu zrobiło się szambo. Hipsterzy i lemingi postanowili obrzydzić wszystkim Polakom instytucję rodziny. Pokazać nas jako darmozjady, które chcą pieniądze za nic, a tak naprawdę im się to nie należy. 500 zł to mogą brać na swojego kotka. Na dziecko szkoda, bo jak z dużej rodziny, to patologia i nic dobrego z niego nie wyrośnie.
Ok, ja nie twierdzę, że pomysł z takim rozdawaniem pieniędzy jest dobry. Ale kierunek jest słuszny! Duże rodziny powinny dostawać wsparcie od państwa, bo to od nich tak naprawdę zależy przyszłość naszego kraju. Nikt nie zaprzeczy, że rodzi się coraz mniej dzieci, a każdy kolejny obywatel jest na skalę złota. Ale i to chce się zniszczyć i zohydzić rodzinę. Przecież to można wyliczyć – jak dziecko ma się w co ubrać, może się spokojnie uczyć i jest zdrowe, to potem pracuje i „oddaje” to wsparcie w podatkach.
Ale nie... Na muzea, przedstawienia i sadzenie drzewek pieniądze niech będą. Byle nie na te potworne bachory.
Czy sama się zdecyduję na taką dużą rodzinę? Szczerze w to wątpię, ale z innych powodów, niż lemingi. Nie z wygody, ale poczucia odpowiedzialności. Po prostu widzę, że państwu jest wszystko jedno, rodziny się wyśmiewa, pieniędzy na wszystko brakuje. Gdyby pojawiła się jakaś sensowna polityka wsparcia, to pewnie bym się zastanowiła. No, ale nie urodziłam się w Szwecji, tylko w Polsce.
Klimat też robi swoje, bo jak masz dzieci, to wszyscy na ciebie krzywo patrzą. Pracodawcy, urzędnicy, obcy ludzie, politycy. To jest chore. Martwimy się, kto będzie płacił na nasze emerytury, ale nic z tym nie chcemy zrobić. Na co my liczymy? Chyba, że plan jest inny – przyjąć jak najwięcej imigrantów i czekać na rozwój sytuacji. Wiadomo, że muzułmanki rodzą często i dużo.
Uchodźcom pomagajmy, niech się tu rozmnażają i przejmą nasze państwo. Polskim rodzinom – broń Boże!
Dla lemingów mam jedną radę – zajmijcie się tymi swoimi modnymi zainteresowaniami. Sztuką nowoczesną, niszowymi gazetkami, bulldogami francuskimi, wegańskim jedzeniem i sojowym latte. Na temat wielopokoleniowych rodzin lepiej się nie wypowiadajcie, bo tylko się ośmieszacie. Jeśli wsparcie finansowe dla dzieci uważacie za marnotrawienie pieniędzy, to naprawdę żal słuchać.
Żyjcie sobie w tych ogrodzonych gettach, spłacajcie przez 40 lat kredyty, wychowujcie zwierzaki, ale błagam – od nas się odczepcie. My Was nie pouczamy, więc Wy nam nie mówcie, ile powinniśmy mieć dzieci!
Kamila
Może jestem młoda, bo mam dopiero 23 lata, ale nie uległam modzie na bezdzietność. Nikt mnie nie przekona, że najlepiej żyje się ludziom na wysokich stanowiskach, koniecznie mieszkającym na ogrodzonych osiedlach i z kotem zamiast dziecka. Tak to teraz mniej więcej wygląda. Wszyscy ci karierowicze udają tylko pewnych siebie, a tak naprawdę boją się odpowiedzialności. Jak zmienią zdanie, to się okaże, że są za starzy i nie nadrobią straconych lat.
Ja jestem dumna ze swoich rodziców, którzy zdecydowali się na dzieci. Mama pierwsze z nas urodziła w wieku 22 lat i potem kolejne mniej więcej co 2 lata. Ma nas piątkę i jakoś nie widzę tego, że jest nieszczęśliwa, zaniedbana i wyciąga ręce po pieniądze państwa. Zawsze nam powtarza, że w życiu bywało różnie, raz na wozie, raz pod wozem, ale i tak jest szczęściarą. Bo ma tyle dzieci.
To już dawno nie jest modne. Wmawia nam się, że lepiej mieć święty spokój i wychowywać zwierzaka, niż bandę głośnych i wiecznie głodnych dzieciaków.