Przeczytałam tu ostatnio ciekawy list napisany przez prostytutkę. Nie, żebym miała coś wspólnego z tym zawodem, ale w sumie, to nawet się ucieszyłam, że ktoś tak rozsądnie wypowiada się na ten temat. Zazwyczaj w ogóle nie ma miejsca na dyskusję. Każda z nas twierdzi, że seks za pieniądze to podłość i gdyby się dowiedziała o zdradzie partnera z kimś takim, to oznaczałoby koniec związku. W końcu nie ma nic gorszego. Już nawet lepiej, gdyby zrobił to z naszą koleżanką.
A ja Wam uważam, że ta dziewczyna ma dużo racji. Sama postawiła się w roli towaru, za który się płaci i do którego dostęp jest przez określony czas. Potem ona znika, facet rozładował już napięcie i praktycznie jest po sprawie. Czy to coś zmienia w związku? Może szczerość trochę kuleje, ale nic poza tym. On wcale nie przestaje kochać swojej partnerki. Ten skok w bok liczy się tylko tu i teraz.
Nie powiem, żeby prostytucja była jakimś wspaniałym zawodem, bez którego nie dałoby się żyć. Ale jest i już się jej nie pozbędziemy. Dlatego trzeba zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi i przestać tak to przeżywać. Sama o tym wiem najlepiej.
Jak mówiłam, sama na szczęście prostytutką nie jestem. Nie mogłabym i Bogu dzięki, nigdy nie znalazłam się w sytuacji, kiedy musiałabym rozważać taki desperacki krok. Ale tacy ludzie są, a ich klientami wcale nie jest margines społeczny. Ja siebie mogę nazwać klientką, bo już raz skorzystałam z takich usług. Najnormalniej w świecie znalazłam w Internecie anonse, wybrałam przystojnego chłopaka i do niego zadzwoniłam.
Czułam się nieswojo i to chyba nikogo nie zdziwi. Całe życie wierna, bez żadnych tajemnic, grzeczna i z zasadami. Aż tu nagle znajduję się w sytuacji, że nie widzę innego wyjścia. Chyba, że zwykłą zdradę, na którą nigdy bym sobie nie pozwoliła. Stwierdziłam, że lepiej zrobić to z profesjonalistą. On zrobi swoje, weźmie pieniądze i na tym się nasza „znajomość” zakończy. Czy powinnam się tego wstydzić?
Czasami sama mam do siebie pretensje, ale szybko mijają. Wystarczy pomyśleć, co by było, gdybym poradziła sobie w inny sposób. Wtedy naprawdę poczułabym, że robię z mojego chłopaka rogacza.
Sytuacja, jakich pewnie wiele. Mam ok. 30 lat, partnera w podobnym wieku i plany z nim związane. Chcę zostać żoną, mamą, ale to nie znaczy, że nie mam innych potrzeb. Seks zawsze był istotny. Najlepiej z tym jedynym i kiedy był obok, nigdy nie chodziło mi po głowie, żeby spróbować z innym. Nie musiałam tego robić, bo lepszego nie mogę sobie wyobrazić. Ale zdarzyło się inaczej i stwierdziłam, że dłużej nie dam rady.
Mój chłopak, prawie narzeczony, wyjechał bardzo daleko i niestety na bardzo długo. W listopadzie się pożegnaliśmy i od tego dnia odliczam 6 miesięcy. Właśnie za tyle czasu wróci. Nie opłaca się, żeby przemierzał taki kawał drogi, żeby mnie tylko odwiedzić, więc sama mu powiedziałam, żeby tam siedział do skutku i wrócił po wszystkim. Długo dawałam radę, bo często ze sobą rozmawiamy.
Coś we mnie pękło po Sylwestrze. Byłam u przyjaciół, wypiłam kilka lampek szampana i ciało dało mi wyraźnie do zrozumienia, że trzeba się wreszcie rozładować. Z prawdziwym facetem, a że mojego nie ma w pobliżu, to muszę coś wymyślić.
Wyjścia były dwa – zaangażowanie kogoś, kto się tym zajmuje zawodowo albo szukanie jakiegoś naiwnego na mieście, w klubie, gdziekolwiek. Pewnie nie musiałabym długo czekać, bo faceci są bardzo bezpośredni. Ale wiecie, co sobie pomyślałam? To by była najzwyklejsza i podła zdrada. W końcu coś musiałoby między nami zaiskrzyć, żebyśmy wylądowali w łóżku. A tak – dzwonię, płacę, wymagam. Trochę to mechaniczne, ale właśnie o to mi chodziło.
Poszłam na żywioł. Wypatrzyłam jakąś ładną buzię, fajne ciało, poznałam stawkę i zadzwoniłam. Akurat był dostępny, przyjechał po pół godziny i bez gadania to zrobiliśmy. Po wszystkim wręczyłam mu pieniądze, zamknęłam za nim drzwi i tyle. To zupełnie inna sytuacja, niż gdybym musiała kogoś poznawać tak naprawdę. Nie daj Boże bym się zauroczyła. Wtedy byłaby to zdrada fizyczna i psychiczna. W nim nawet nie zdążyłam, bo wiedziałam, że to tylko jego praca.
Następnego dnia miałam wyrzuty sumienia. W końcu zrobiłam coś, czego nie robi się innej ukochanej osobie. Ale szybko zmądrzałam i dzisiaj wiem, że czasami po prostu trzeba.
Czy czuję, że dopuściłam się zdrady? Chyba nie do końca i dlatego postanowiłam napisać. Byłam w specyficznym stanie, długo bez mężczyzny, potrzeby się odezwały i normalnie je rozładowałam. Szybko zapomniałam o tym całym zajściu. Nawet nie do końca kojarzę, jak było, jak wyglądał, co wtedy czułam. Dziwnie to zabrzmi z ust kobiety, ale to była szybka transakcja bez zobowiązań. To naprawdę lepsze rozwiązanie, niż tłumienie swoich potrzeb. Wtedy mogłabym go naprawdę zdradzić.
Tego nie zrozumie nikt, kto ma swojego ukochanego przy sobie zawsze i wszędzie. Ja miałam za sobą 2 trudne miesiące, kolejne 4 przed sobą. Frustrujące, denerwujące, poczułam bezsilność i stało się. Ja teraz potrafię zrozumieć osoby, które niby są razem, ale w sypialni zupełnie nie potrafią się dogadać. Czasami lepiej to załatwić w ten sposób, niż się rozstawać.
Dlatego w przeciwieństwie do autorek większości komentarzy – zrozumiałam dobrze list prostytutki. Może przesadzam, ale nawet ktoś wykonujący taki zawód ma jakąś misję do spełnienia.
Chłopak, którego ściągnęłam do swojego domu też miał. Ulżył mi, rozładował napięcie i tyle. Odwrócił się na pięcie, wziął pieniądze i tyle go widziałam. Nie będzie do mnie wydzwaniał, nie zakochał się, nie robi sobie nadziei. Ja też. Chyba, że znowu mnie przypili, wtedy mam opcję, że sama do niego zadzwonię. Nie wykluczam tego, chociaż wolałabym nie. Może uda mi się wytrwać do powrotu. Nie jestem dumna z tego kroku, ale też nie widzę powodu, żeby rwać sobie włosy z głowy.
Nie uważam też, że powinnam się tym podzielić z chłopakiem. Sama nie mogę być pewna, że nie zrobił tego samego. Co z oczu, to z serca. Gdyby poderwał dziewczynę, robił jej nadzieję, adorował, coś obiecywał, wtedy bym go zostawiła. Jeśli przyzna się, że zapłacił za taką usługę – pewnie będzie mi nieswojo, ale to na pewno nie przekreśli tylu lat razem. Oboje jesteśmy w skrajnej sytuacji.
I co w tym złego? Czy ktoś ucierpiał? Nie wydaje mi się.
Aleksandra