Drogie Czytelniczki...
Zacznę od tego, że nigdy nie miałam problemów z moją wagą i figurą. Nie tyję z byle powodu, potrafię spokojnie spojrzeć w lustro, chociaż nie mam idealnej sylwetki. Jest zupełnie normalna. Można nawet powiedzieć, że jestem szczupła. Takie geny i pozostaje mi tylko podziękować rodzicom. Ktoś powie, że w takim razie nie mam prawa się wymądrzać. Może trochę w tym racji, ale mam oczy i swój rozum. Jak ktoś postępuje głupio, to nie będę udawała, że wszystko jest w porządku.
Mam alergię na wszystkie te poradniki zdrowego odżywiania, kuracje odchudzające w tydzień i trenerów z DVD. Nie muszę być specjalistką od żywienia i fitnessu, żeby stwierdzić, że coś tu jest nie tak. Pewnie dlatego, że sama nie jestem desperatką, która potrzebuje takiej pomocy... Mam dystans, bez którego w tej sytuacji się nie obędzie. W innym razie można zrobić sobie krzywdę.
Widzę to po mojej przyjaciółce, która ma problemy z figurą, a chyba bardziej z samą sobą. Ona naiwnie wierzy, że Chodakowska, albo ktoś w tym stylu, zmieni jej życie. Przecież to bzdura!
Jak się wejdzie do niej do domu, to aż się człowiekowi robi dziwnie. Na centralnej półce wszystkie książki i płyty Chodakowskiej. Na stoliku tabela kalorii, obok mata do ćwiczeń, jakieś przyrządy. Brakuje tylko portretu Ewy w złotej ramie albo czegoś na kształt kapliczki. Trochę się naśmiewam, ale to z troski. Nie można całego życia podporządkowywać ćwiczeniom lub diecie. Nawet jeśli czynią cuda, chociaż co do tego też mam poważne wątpliwości.
Widziałam kiedyś fragment takiego DVD i ten trening wcale nie jest taki prosty, łatwy i przyjemny. Kobieta, która po latach wstaje z kanapy, ma wyraźny brzuszek i zero kondycji, to prędzej umrze, niż to wszystko wykona. No, ale towarzyszy temu taki kojący głos, który mówi, że dasz radę, wierzę w ciebie, razem osiągniemy sukces... Można się wkręcić i zrobić sobie normalną krzywdę.
Mało tego... Ona się głośno zastanawia, co w danej sytuacji zrobiłaby Ewa! To już nie jest dla mnie normalne. W porządku, Chodakowska jest sympatyczna, bo widziałam z nią kilka wywiadów, chwała jej za to, że mobilizuje kobiety do zmiany, ale cała ta otoczka przyprawia mnie o mdłości. Żeby ćwiczyć z takim wirtualnym trenerem, to trzeba mieć mocny charakter. Jak ktoś jest słaby, to dostaje obsesji. Nie powinno się aż tak sugerować zdaniem osoby, której się nawet nie zna.
Nie mówię, że to jest wina tej trenerki, bo co ona w tej sytuacji może? Dzieli się swoją wiedzą i w porządku. Martwi mnie tylko to, że niektóre jej fanki zupełnie tracą zdrowy dystans. Zamiast się skupić na treningu czy diecie, to one dorabiają sobie do tego jakąś chorą ideologię. Traktują ją jak swoją najbliższą przyjaciółkę. To już jest dla mnie przerażające. Każdy rozsądny człowiek wie, że z jej strony to przede wszystkim biznes.
I teraz życie mojej przyjaciółki kręci się tylko wokół odchudzania. Widzę, że to nawet działa, ale nie wiem, czy ona będzie potrafiła w odpowiednim momencie przestać. Zawsze była trochę wycofana, a teraz nagle ktoś się nią interesuje. Co z tego, że jest to pani z DVD.
Moja przyjaciółka doszła do takiego momentu, że na własny sposób interpretuje jej rady. Ćwiczy więcej, niż powinna, a na dodatek zaczyna się głodzić. Tak się zastanawiam i nie pamiętam, kiedy ostatnio coś przy mnie jadła.
Codziennie się waży i jak jest sukces, to zaraz dzwoni, żeby się pochwalić. Najpierw cieszyłam się razem z nią, ale teraz bardziej się martwię, niż jestem z niej dumna. Nie można tak szybko zmieniać całego swojego życia. Organizm może przez chwilę to wytrzyma, ale kto jej zagwarantuje, że za chwilę nie zaczną się jakieś problemy? Już się nasłuchałam o kłopotach ze stawami, niedoborach witamin, osłabieniu itd. Najgorsze jest to, że te rady są podobno dla wszystkich, a to przecież nie jest prawda.
Każdy człowiek przed radykalną przemianą powinien się przebadać i słuchać mądrych rad. Ona wprowadza w życie wszystko, co usłyszy lub przeczyta. To ją prędzej wpędzi do grobu. Schudła? Tak. Ma lepszą figurę? Tak. To czego ja się czepiam? Jej zaślepienia i braku dystansu, a wydaje mi się, że nie tylko ona tak do tego podchodzi.
Błagam ją, żeby poszła do lekarza, bo dużo już schudła, ale twierdzi, że świetnie się czuje. Tak naprawdę, to pewnie boi się tego, że wyjdzie coś nie tak i zabroni jej dalszego treningu.
Jak się widzi efekty, to można się zapomnieć, ale mnie to przypomina uzależnienie. Moim zdaniem powinna już przestać, bo osiągnęła swój cel, pewnie trochę nadwyrężyła organizm i czas się zregenerować.
Żeby nie było – ja nie krytykuję trenerów, którzy wydają DVD, piszą książki i dzielą się radami. Pewnie znają się na rzeczy. Przeraża mnie tylko bezmyślność osób, które to chłoną. Można się kimś inspirować, ale kiedy zaczynasz być wyznawcą, to coś jest nie tak. Z ciekawości poczytałam sobie komentarze w Internecie i aż mnie zmroziło. Zwłaszcza młode kobiety są zupełnie bezkrytyczne.
Chciałabym przemówić przyjaciółce do rozsądku, ale na razie przegrywam z Ewą Chodakowską. Ona ma na nią większy wpływ, chociaż nigdy się nie spotkały... Dla mnie to wstrząsające!
Renata
Wcześniej zachowywała się całkiem racjonalnie. Nie oczekiwała cudów w miesiąc, bo wiedziała, że zdrowe odchudzanie nie na tym polega. Widziałam, że to przynosi dobre efekty. Było jej coraz mniej, ale działo się to powoli. Nie głodowała, ani nie katowała się ćwiczeniami. Dbała o siebie, ale przy okazji miała jeszcze siłę, by normalnie żyć. Teraz wygląda na tak przemęczoną i nieszczęśliwą, że aż mi się chce płakać. Ciągle mówi tylko o tym, co doprowadza mnie do szału.
Zafundowała sobie taki reżim, że nikt normalny tego nie wytrzyma. I wszystko robi na własną rękę, co chyba nie jest do końca zdrowe. Powinna być pod opieką lekarza, dietetyka i instruktora, a wszystkie te role przejęła pani z telewizora. Nie wiem, czy Chodakowska zna się na rzeczy, bo słyszę różne opinie, ale to nie tak powinno wyglądać.
Teraz ciągle słyszę, że ćwiczyła z Ewą, Ewa odpisała jej na komentarz na Facebooku, Ewa nie poleca jedzenia tego i tego, a w ogóle, to zamiast się ze mną spotkać, to ona wolałaby zrobić kilka powtórzeń więcej.