LIST: „Po wypadku chłopak przestał chodzić i namawia mnie na rozstanie. Posłuchać go?”

Anna obawia się osądzenia, jeśli zdecyduje się na porzucenie niepełnosprawnego.
LIST: „Po wypadku chłopak przestał chodzić i namawia mnie na rozstanie. Posłuchać go?”
fot. Thinkstock
25.11.2015

Moja historia łatwa nie jest, więc nic dziwnego, że sama sobie nie radzę. Postanowiłam poprosić o pomoc Was i Czytelniczki, bo co innego mi pozostało? Dyskutowanie na ten temat z rodziną lub znajomymi mija się z celem. Oni są za bardzo zaangażowani emocjonalnie. Zresztą, i tak unikają konkretnych odpowiedzi, bo nie chcą zranić mnie, ani mojego (jeszcze) chłopaka. Też chciałabym tak umyć ręce, ale niestety ja nie mogę.

Znamy się od kilku lat. Poznałam go przez koleżankę ze studiów, a raczej przez jej brata. Bywałam w ich domu, oni byli kolegami. Od słowa do słowa i zorientowałam się, że to bardzo fajny człowiek. Było kilka wspólnych domówek, potem wyjścia we dwoje i zostaliśmy parą. Pasowaliśmy do siebie, bo nawet moi przewrażliwieni rodzice nie mieli nic przeciwko niemu.

Czasami zachowujemy się jak stare dobre małżeństwo, myślałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni, ale wypadek wszystko zniszczył.

 

związek z niepełnosprawnym

fot. Thinkstock

Stało się to w lipcu tego roku, na tydzień przed naszym wyjazdem na wakacje. Miał być Sopot, a skończyło się na tygodniach odwiedzin w szpitalu do którego trafił. Kilka złamań, uszkodzenia wielonarządowe, częściowy paraliż. Samochód z dużą prędkością wjechał w niego na przejściu dla pieszych bez świateł. To, że przeżył naprawdę można rozpatrywać w kategoriach cudu. Kiedy zobaczyłam go pierwszy raz po wszystkim, to we wszystko zwątpiłam.

Nie wstydzę się tego napisać, że on w tym szpitalu, cały w bandażach, gipsach i z podłączonymi kroplówkami, wyglądał jak zupełnie obcy człowiek. Martwiłam się i współczułam, ale uczucia jakoś tak nagle wyparowały. Postawiłam sobie za cel, że pomogę mu w dojściu do siebie, a potem się zobaczy. I chociaż jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo i jest już w domu, ja sama nie wiem, co dalej.

W wyniku tej masakry stracił czucie w nogach i porusza się na wózku inwalidzkim.

związek z niepełnosprawnym

fot. Thinkstock

Pamiętam, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam na tych dwóch kółkach. To było jak jakiś film, a nie rzeczywistość. Takie sceny widuje się w telewizji, a nagle orientujesz się, że to najbliższy człowiek jest przyczepiony do wózka i możliwe, że nigdy z niego nie wstanie. Bałam się cokolwiek powiedzieć, nie byłam nawet w stanie go prowadzić, bo za bardzo chciało mi się płakać. Tak jest zresztą do dzisiaj, bo trudno się przyzwyczaić. On nic nie może i jest tak bardzo zależny od innych.

Kiedyś wynajmował mieszkanie z kolegą, a teraz musiał wrócić do domu. Na co dzień zajmuje się nim mama. Na szczęście to nie jest daleko, więc bywam u niego często. Raczej z przyzwyczajenia i poczucia przyzwoitości, niż jakiejś wielkiej miłości. Uczucie gdzieś wyparowało wraz z problemami. Wstyd mi za siebie, ale tak się po prostu stało.

Jest coraz bardziej sprawny, czasami wypuszcza się z domu sam i jakoś sobie radzi. Nie będzie warzywem przywiązanym do łóżka. Cieszę się, ale czy to coś zmienia?

związek z niepełnosprawnym

fot. Thinkstock

Tak naprawdę problemy zaczęły się nie z chwilą wypadku, ale po tym, jak zaczął się zachowywać. Od początku błagał mnie, żebym go nawet nie odwiedzała. Bo szkoda moich nerwów, on nie chce zmarnować mi życia, to nie ma sensu. Strasznie mnie to zabolało, bo wtedy jeszcze wierzyłam, że razem przez to przejdziemy. Te słowa sprawiły, że zaczęłam wątpić w jego uczucia, bo jak można coś takiego wmawiać ukochanej osobie. Wreszcie sama przestałam w to wierzyć i dzisiaj nie umiem powiedzieć, że go kocham.

Czasami sobie wmawiam, że to przecież ten sam człowiek, ale w trochę innej sytuacji. Może nie chodzi, ale to nie jego wina. Skoro jesteśmy sobie pisani, to nie powinno mieć znaczenia. Przeżyliśmy razem tyle czasu i coś takiego nie powinno nas złamać.

I wiecie co? Może nawet uwierzyłabym w to znowu, gdyby on mnie nie odtrącał. Tym bardziej, że nie wiem o co mu chodzi. Ma mnie dość? A może chce mi oszczędzić kłopotów, bo tak bardzo mnie kocha?

związek z niepełnosprawnym

fot. Thinkstock

Zdaję sobie sprawę, że może chodzić o to drugie. Tak twierdzi jego siostra, której się podobno zwierzał. Podobno rozpiera go szczęście za każdym razem, kiedy mnie widzi, ale nie chce marnować mi życia. Odtrąca mnie dla mojego dobra. Ale to bez sensu, bo skoro ciągle z nim jestem, to chyba udowodniłam, że możemy to przezwyciężyć? Teraz jest tak oschły, że ograniczyłam wizyty. Wolę zadzwonić do jego mamy i zapytać, co u niego, niż przeżywać trudne chwile obok niego.

Coraz bardziej wydaje mi się, że on ma trochę racji. Gdybym się zdeklarowała, że byliśmy i będziemy razem, to nasze życie nigdy nie będzie wyglądało normalnie. Szanse na jego powrót do sprawności są praktycznie zerowe. Czy ja jestem gotowa na trwanie przy niepełnosprawnym do samego końca? Problem w tym, że nie wiem.

Są dni, kiedy chcę to przeciąć i zapomnieć, ale wiem, że się nie da. Nawet jak odejdę, to wykończą mnie wyrzuty sumienia.

związek z niepełnosprawnym

fot. Thinkstock

Wiem, że czas leczy rany i może kiedyś bym doszła do siebie, ale tu już nie chodzi tylko o mnie, ani nawet o niego. Wszyscy wokół wiedzą, jak wygląda sytuacja i nie zdziwię się, jeśli tego nie zrozumieją. Stanę się czarną owcą, która dobiła niepełnosprawnego. Pozbawiła go ostatniej nadziei. Tylko, że on sam do tego dąży tymi słowami.

Zdrowy rozsądek mi podpowiada, że trzeba coś zdecydować. Może jednak go posłuchać i rozstać się definitywnie? Trwanie w takim zawieszeniu jest bez sensu, bo niszczy jego i mnie. Jeśli to jest prawdziwa miłość, to kiedyś może do siebie wrócimy. Na razie nie widzę sensu i perspektyw.

Tylko dlaczego tak bardzo boję się to przyznać?

Anna

Polecane wideo

Komentarze (40)
Ocena: 4.48 / 5
Anonim (Ocena: 5) 27.11.2015 18:35
Nie wyobrażam sobie jak można zostawić faceta z powodu wypadku. Jak uczucia mogą wyparować tylko dlatego, że widzisz kogoś w problematycznej sytuacji. Widocznie te "uczucia", które kiedyś do niego żywiłaś to nie była miłość tylko pożądanie. Człowiek w gipsie nie jest dla większości podniecający seksualnie to i "uczucia" ci wyparowały.
odpowiedz
DAga (Ocena: 5) 27.11.2015 12:43
ZOSTAW GO, BO NA NIEGO NIE ZASŁUGUJESZ!!!! DZIĘKI TEMU JEST SZANSA, ŻE ZNAJDZIE PRAWDZIWĄ MIŁOŚĆ
odpowiedz
Lilka (Ocena: 5) 26.11.2015 10:16
Tylko, że to list młodej dziewczyny. Spójrzmy na to z drugiej strony. Gdyby chłopak był zdrowy, a ona nie byłaby pewna swoich uczuć każdy by powiedział " decyzja należy do Ciebie". Potem by sie rozstali, albo i nie i nikt by nie zwrócił na to uwagi. Ale chlopak jest niepełnosprawny, więc dziewczyna ma z nim z przymusu być do końca życia? Nie uważam, żeby niepełnosprawność była powodem do rozstania, sama mam męża po wypadku niepełnosprawnego. Ale gdybym miała wątpliwości co do uczuć, albo on zaczął by mnie odrzucać nie patrzyłabym na to czy "dobije niepelnosprawnego" tylko patrzyla bym na swoje szczęście, niezależnie czy facet byłby zdrowy czy nie,
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 26.11.2015 10:10
Uczucia wyparowały, bo leżał w szpitalu? Dziewczyno, jesteś potworem. Należałby ci się całkowity paraliż i całkowita samotność.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 26.11.2015 08:48
Ja tez uważam że go nie kochasz . Wiadomo szok, głupie myśli . Spróbuj go zrozumieć. To, ze on mówi różne rzeczy tj naturalne dziewczyno on chodził a teraz nie moze. Co ma ci powiedziec. Chce twojego dobra , chce przynajmniej tobie oszczedzic cierpienia. Co ty powinnaś zrobić ? Wspierać go , rozmawiać z nim, pójść do psychologa za jakis czas. Daj sobie czas tj świeże wszystko. Inna spr jesli ty juz przed wypadkiem nie bylas pewna miłości do niego.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie