Dla wielu z Was jestem już pewnie starszą panią. Mam dorosłe dzieci – syna i córkę. Kocham je nad życie, ale to nie oznacza, że akceptuję wszystkie ich wybory. Czasami mam odmienne zdanie, mówię o tym, a kiedy trzeba to interweniuję. Wiadomo, że chcę dla nich jak najlepiej, więc bez sensu się nie wcinam. Tym razem chyba nic nie mogę poradzić i nie widzę innego wyjścia, jak po prostu zbojkotować całe to wydarzenie, zostać w domu i nie musieć na to patrzeć. Chodzi o ślub mojej córki.
Nie myślcie o mnie, jak o furiatce, która chce wszystkim utrudnić życie. Jestem naprawdę wyrozumiała i wiele zniosę, ale tym razem czara goryczy się przelała. Nie chcę patrzeć na to, jak córka wiąże się z nieodpowiednim mężczyzną, a jego rodzina dosłownie śmieje mi się w twarz. Mam godność i będę jej bronić. Nic innego zrobić nie mogę, bo sprawy zaszły już zdecydowanie za daleko.
Ten ślub, ze mną czy beze mnie, odbędzie się. Ja już nikomu nie jestem potrzebna, więc po prostu usuwam się w cień. Dosyć pomiatania i robienia ze mnie kretynki.
fot. Thinkstock
Jak tylko się zwęszyli, to stara, głupia i biedna matka poszła w odstawkę. Zawsze często się widywałyśmy, rozmawiałyśmy przez telefon, mówiłyśmy sobie o wszystkim, a teraz cisza. Już mnie nie potrzebuje, bo ma jego. Myślałam, że to przejdzie. Zachłysnęła się miłością, emocje opadną i znowu będzie taka, jak kiedyś. Tylko, że to trwa już ponad 1,5 roku i jest coraz gorzej. Prawie w ogóle ze sobą nie rozmawiamy. A jak już, to zawsze się unosi i wychodzi.
Nie jestem typem awanturniczki, ale z nią po prostu inaczej się nie da. Mówię spokojnie, co mnie boli, a ona zaczyna wrzeszczeć, oskarżać mnie o wszystko co złe. Twierdzi, że nie mogę pogodzić się z jej „sukcesem”, więc się czepiam. Tym wielkim wyczynem ma być wejście do poważanej i bogatej rodziny.
Miałam nadzieje, że przygotowania do ślubu jakoś nas zbliżą, ale wyszło jeszcze gorzej. Nikt nawet nie zapytał mnie o zdanie, wszystkim zajmują się jego rodzice. Ja, prostaczka, nie nadaję się do tego.
fot. Thinkstock
O zaręczynach dowiedziałam się od syna, którego poinformowali. Do mnie raczyła zadzwonić tydzień później. To nie była rozmowa, ale stwierdzenie – będzie ślub. Udawałam szczęśliwą i gratulowałam, chociaż nie jestem zwolenniczką tego związku. Uważam, że on nie szanuje ludzi i kiedyś po prostu ją zostawi. Jest do tego zdolny, bo z czasem dowiedziałam się, jaka była jego historia. Był już żonaty, ale się rozwiódł. Kolejnej zrobił dziecko. Teraz znowu ma być ślub, więc kolejne dziecko zrobi już chyba innej.
Historia zatacza koło, ale ona tego nie widzi. Nie wiem, co jej się tak w nim podoba. Z wyglądu nic specjalnego, charakter paskudny, człowiek bardzo roszczeniowy, przy okazji prostak. Rodzice dokładnie tacy sami, może nawet bardziej wyrachowani. Słyszałam nieoficjalnie o ich przekrętach, bo już raz byli zamieszani w sporą aferę.
I moja córka ma wejść do takiej rodziny? Jak tam sobie chce, ale raczej bez mojego wsparcia. Mam nosa do ludzi i wiem, że to się źle skończy.
fot. Thinkstock
Ale wiecie co? Byłam gotowa przymknąć na to wszystko oczy i udawać szczęśliwą. Chciałam się do nich zbliżyć. Znowu być mamą, której można wszystko powiedzieć i fajną teściową. Liczyłam na dobre relacje z jego rodzicami. A wtedy splunięto mi prosto w twarz. Usłyszałam, że mam się nie mieszać, bo to ich życie. Dla mnie już w nim miejsca nie ma. Córka ma nowych rodziców – swoich przyszłych teściów.
Kiedyś się wprosiłam. Odwiedziłam córkę w domu, w którym wszyscy razem mieszkają. Była dla mnie wyjątkowo oschła. Powiedziała, że nie pasuję do tego miejsca i robię jej wstyd. Udało się też porozmawiać z jego rodzicami, bo chciałam pomóc z tym całym ślubem. Usłyszałam, że oni już się tym zajmą, a ja mam się nie mieszać. Za wysokie progi.
No to się nie mieszam. Przestałam się narzucać i córka o mnie zapomniała.
fot. Thinkstock
Kilka dni temu zadzwoniła do mnie jej przyszła teściowa. „No to będzie pani, czy nie? Trzeba było się odezwać”. Zamarłam. Wzięli pod uwagę to, że mogę nie przyjść, a na dodatek pyta mnie o to obca kobieta, a nie córka. Chciałam coś z nią wyjaśnić, ale nie miała ochoty na dyskusję. „Rozumiem, że nie? Żegnam”. To wszystko jest chore. Odpuściłam sobie, słowa już nie powiem i wychodzi na to, że nie będę na ślubie własnej córki. Nie pozostawiła mi niestety wyboru.
Cierpię jako matka, ale w głębi duszy myślę niestety, że dobrze jej tak. Szybko przekona się, że to był zły krok. Kiedyś zmądrzeje i może doceni swoją prawdziwą rodzinę, a nie ludzi, którzy kupili sobie jej uczucia. Wiem, że nikt tego nie zrozumie. Już słyszałam „daj spokój, musisz tam pójść”. Ja naprawdę chciałam, skoro do ślubu musi dojść, ale druga strona zrobiła wszystko, żeby się mnie pozbyć.
Jeśli ktoś tu ma coś na sumieniu, to raczej nie ja...
Bożena
fot. Thinkstock
Zawsze myślałam, że moja córka jest tą rozsądniejszą. Jeśli spodziewałam się jakichś przykrych niespodzianek, to raczej ze strony syna. A prawda jest taka, że znalazł sobie cudowną kobietę, ożenił się z nią, mają dziecko, pracę, mieszkanie i są wzorową rodzinką. Są absolutnie samodzielni, ale o mnie nie zapominają. Raz na jakiś czas wpadają na obiad albo zapraszają mnie do siebie na weekend. Córka jeszcze za mąż nie wyszła, a już się oddaliła.
To nie jest jej pierwszy związek, bo kilku facetów już było, z jednym nawet się zaręczyła. Wierzyłam, kiedy mówiła, że to oni są beznadziejni i ją krzywdzą. Teraz widzę dobrze, że to z nią może być problem. Ona po prostu fatalnie wybiera, a mężczyzna z którym planuje ślub, jest chyba najgorszy ze wszystkich do tej pory.
Rozpieszczony synek bogatych rodziców, wyjątkowy cham, ale dobrze sytuowany. Nie oskarżam jej o to, ale pieniądze chyba pomogły jej w podjęciu tej decyzji.