LIST: „Nie stać mnie na dziecko i bardzo mnie to boli! Nie chcę być kochającą, ale BIEDNĄ matką!”

Dominika twierdzi, że nie może sobie pozwolić na potomstwo.
LIST: „Nie stać mnie na dziecko i bardzo mnie to boli! Nie chcę być kochającą, ale BIEDNĄ matką!”
30.10.2013

Szanowna Redakcjo,

chciałabym się podzielić tym, co najbardziej mnie boli. Ciągle słyszę o tym, że kobiety nie chcą mieć dzieci i z roku na rok rodzi się ich coraz mniej. Stawiamy karierę na pierwszym miejscu, rodzina może zaczekać. Czasami czeka tak długo, że budzimy się w wieku 40 lat i jesteśmy same jak palec. Nie chciałabym przeżyć czegoś takiego, ale chyba nie ma innego wyjścia. Dla innych to mniej lub bardziej świadomy wybór, a dla mnie – czarny scenariusz, który napisali dla mnie inni. Nie zrzucam swoich niepowodzeń na wszystkich wokół, ale w tym przypadku tak jest.

Niedługo skończę 30 lat i kiedy to sobie uświadamiam, aż robi mi się słabo. Nie tak miało wyglądać moje życie, ale nie mogę nic poradzić, że urodziłam się właśnie w tym kraju. Wydaje mi się, że tutaj nikt nie szanuje matek. Zapominamy, że bez dzieci nasze państwo będzie coraz biedniejsze, że za 20-30 lat większość społeczeństwa będzie już w zaawansowanym wieku i nie wiadomo, kto nas wszystkich utrzyma. Dzisiaj mam podobny problem. Nie wiem, jak mogłabym utrzymać dziecko, więc nie mogę go mieć.

 

Jestem bardzo odpowiedzialną osobą. Czasami aż do przesady. Lubię mieć wszystko zaplanowane, przynajmniej ogólnie. Potrzebuję mieć pewność, że jestem na coś gotowa i nie będę tego żałowała. Nie chodzi o to, że urodziłoby się dziecko i żałowałabym tego. Na pewno nie, bo miłość jest silniejsza od wszystkiego. Mogłabym jedynie żałować, że mieszkam w takim państwie, że zdecydowałam się na potomstwo w złym momencie, że nasze życie nie będzie wyglądało normalnie. Właśnie z miłości nadal nie jestem matką, chociaż o niczym innym bardziej nie marzę.

Wiem, że dzieci rodzą się w różnych rodzinach. Wiele z nich nie ma na bieżące wydatki, ale rodzice jakoś o tym nie myślą. Zdarzyło się, to jakoś będzie. A zazwyczaj jest biednie, nerwowo, a wręcz tragicznie. Jak można dzisiaj w Polsce odpowiedzialnie zdecydować się na potomstwo? Nie wiem. Mnie zwyczajnie na to nie stać.

Dominika

smutek

Od 4 lat jestem mężatką. To bardzo dobry związek pełen miłości i zaufania. Idealny, żeby pojawiło się w nim potomstwo. Niestety, uczuciami dziecka nie wykarmimy i nie zagwarantujemy mu godnego startu. Będę w tym momencie bardzo szczera. Aktualnie zarabiam niecałe 2 tysięcy złotych na rękę. To mało, ale i tak więcej, niż większość moich rodaków. Mąż podobnie. Razem to mniej, niż 4 tysiące miesięcznie. Niestety, nie dostaliśmy mieszkania i samochodu, więc musieliśmy wziąć kredyty.

Spłacamy je sumiennie i potrwa to jeszcze wiele lat – samochód jeszcze przez 6 lat, mieszkanie – 26... Opłaty te pochłaniają większą część naszego budżetu. Jeśli przypadkiem nie wygramy w lotto, to mieszkanie spłacimy po pięćdziesiątce. Fantastyczna perspektywa. Nic, tylko rodzić dzieci. To i tak pozytywna perspektywa, bo zakładam, że będzie nas na to stać. Że nie stracimy pracy i nie trafimy na zasiłek. Dodatkowo, mąż pracuje na umowie o dzieło, bo w jego fachu inaczej się nie da. Płacimy więc dodatkowo kilkaset złotych miesięcznie na jego ubezpieczenie zdrowotne. Dodajmy do tego jedzenie, kino raz na miesiąc i inne niespodziewane wydatki.

smutek

Niektórzy mogą powiedzieć, że to i tak nieźle, bo niektórzy głodują. To prawda i bardzo mnie to boli. My jeszcze nie głodujemy, ale i tak nie jesteśmy szczęśliwi. Status finansowy nie pozwala nam z czystym sumieniem starać się o dziecko. A wiadomo, że to ogromne koszty. Kiedyś wyliczono, że to przynajmniej 100 tysięcy złotych przez pierwszych kilka-kilkanaście lat jego życia. Tyle to ja zarabiam przez 5 lat. Musiałabym tylko pracować i nic nie wydawać, żeby być spokojna. Wiem, jak ciężko jest moim koleżankom. Wcale nie cieszą się z becikowego. Szlag je trafia, że państwo tak o nas nie dba.

Płacimy ogromne podatki od wynagrodzenia, później od każdego najmniejszego zakupu, a kiedy chcemy dać państwu kolejnego obywatela, który później włoży do wspólnej kasy równie wiele pieniędzy, wtedy rzuca mu się tysiąc złotych na start. Co za to można kupić? Chyba nawet wózek jest droższy. Gdzie cała reszta niezbędnych rzeczy? Nie będę wyliczała całej listy zakupów, ale każdy rodzic wie, o czym mówię. To są tysiące złotych na samym początku. A gdzie cała reszta... I to nie są zachcianki, tylko sprawy niezbędne.

Później okazuje się, że nie ma miejsca w publicznym żłobku czy przedszkolu. Często nie ma innego wyjścia i trzeba opłacić prywatną placówkę. Kolejne kilkaset złotych miesięcznie. Już nawet nie wspominam o tym, że jak wrócę do pracy po macierzyńskim, to przecież mogę dostać wypowiedzenie. W końcu matka nie jest już tak zaangażowana w swoje obowiązki, bo w domu czeka na nią dziecko. Znam takie historie z mojego środowiska i to prawdziwe dramaty.

Nie mam bogatych rodziców, którzy mogą mi w tym momencie pomóc. Podobnie jest z moim mężem, którego mama jest na najniższej możliwej emeryturze. To my powinniśmy im pomóc, a nie oczekiwać tego od nich. I często to robimy, kiedy znajdują się w dramatycznej sytuacji. A takie naprawdę bywają. Przy dziecku żylibyśmy w nędzy i trudno to inaczej nazwać. Nawet nie chodzi mi o własne potrzeby, bo byłabym w stanie się poświęcić. Bardziej boli mnie to, że dziecko wychowywałoby się w domu, w którym na wszystko brakuje.

W imię czego? Miłości? Niektórzy ulegają emocjom, rodzi się dziecko, pierwszy zachwyt opada, a trzeba jakoś związać koniec z końcem. Nakarmić, ubrać, zapewnić wszystko inne i jeszcze jakoś utrzymać dom. Nie wyobrażam sobie tego w naszej dzisiejszej sytuacji. Nic nie wskazuje na to, że nagle będziemy więcej zarabiać i móc się o nic nie martwić. Bardziej prawdopodobne jest to, że ktoś z nas straci pracę i nie będzie mógł jej znaleźć przez rok, dwa, kilka lat. Tak się przecież coraz częściej dzieje. A dziecko i szczęśliwa rodzina potrzebują spokoju. Nie ciągłego strachu o jutro.

Podzieliłam się moimi obawami z przyjaciółką. Stwierdziła, że przesadzam. Powinnam urodzić i jakoś to będzie. Wspaniałe pocieszenie – jakoś to będzie. Najpierw mam zostać mamą, a później się zobaczy. Nie chcę nic mówić, ale to mi przypomina eksperyment na żywym człowieku. A jak nie będzie, to co? Pomoc społeczna zapewni mi godny byt? Ktoś inny nakarmi, ubierze i zajmie się innymi potrzebami mojego dziecka? Już widzę jak mój kraj się tym przejmie. Będziemy kolejną niewydolną rodziną w statystykach. Niczym więcej.

Polecane wideo

Komentarze (199)
Ocena: 5 / 5
gość (Ocena: 5) 23.05.2018 19:42
jeden fakt wszyscy pomijacie tak wiele osób ma mniejsze zarobki itd itd a sobie jakos radzą majac dzieci bo jest jedem myk maja sponsoring w postaci babć tesciów dziadków rodziców a nie kazdego sponsorują ci co sa skazani tylko na siebie musza radzic sobie sami i tych faktycznie nie stac na dziecko z pustego nie nalejesz wiec przestancie kłamac ze sobie radzicie z niskimi zarobkami wiekszosc tych co posiadaja jedno dziecko lub wiecej miało na koncie oszczędnosci a po drugie sa regularnie sponsorowani przez rodziców dziadków
zobacz odpowiedzi (1)
jajajajaaa (Ocena: 5) 02.07.2017 20:30
niecałe 4 tys na 2 osoby to według mnie super! ile jest rodzin, gdzie tylko chłop pracuje? i do tego mają np 2 dzieci. Auto bd spłacać jeszcze "tylko" 6 lat, więc za 6 lat będziesz już mieć więcej pieniędzy. Akurat jak dzieci pójdą do szkoły. Jakby każdy myślał jak ty to 3/4 społeczeństwa nie ma. Za wojny się dzieci rodziły, a ty narzekasz na 4 tysiące?
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 31.03.2016 18:13
Jak ja czytam te komentarze , dochodzę do wniosku że ludzie nie umieją czytać ze zrozumieniem . Dwa kredyty , więc przypuśćmy hipoteczny z rachunkami 1300-1500 drugi kredyt na samochód przypuśćmy 500 . Autorka napisała że ona i mąż zarabiają po niecałe 2000 wiec dajmy na to ich budżet 3800 . Gdy autorka zajdzie w ciąże odpadnie jedna pensja, z wychowaczego dostanie jakieś groszę i dajmy na to ich pensja bedzie 2800-3000 zapłaćmy kredyt 1500 drugi kredyt kredyt 500 i oj na jedzenie zabrakło ? No co ty nie powiesz :D Nie ma warunków to się nie rozmnaża ., proste ? Proste jak drut . Pewnie te osoby które tak krytykują zrzutę dla autorki zrobią i będą ja utrzymywać :D
odpowiedz
m (Ocena: 5) 11.09.2014 19:54
Jak ja to rozumiem. Mam 26 lat. Niedawno wyszłam za mąż i po dwóch miesiącach dostałam wypowiedzenie z pracy. Utrzymujemy się tylko z męża. 2500zł razem z nadgodzinami to nie jest szczyt marzeń. Mieszkamy kątem u teścia. Nikt mnie nie chce zatrudnić. Czy mam męża i dzieci? Czy planuje mieć dzieci? Obowiązkowy zestaw pytań na każdej rozmowie kwalifikacyjnej. Więc od razu jestem skreślana z listy kandydatów. Nie mam pracy, nie mam pieniędzy, nie mam nawet szan na śmieszny macierzyński, o dzieciach nie mam co marzyć. A tak bardzo chcę je mieć.
odpowiedz
Lissa (Ocena: 5) 16.02.2014 15:30
Wiele osób mówi, że 4 tys to taka kolosalna kwota. Większość osób pracuje na zleceniu. Po urodzeniu dziecka zostaje TYLKO JEDNA WYPŁATA. Więc to wasze "luksusowe" 4 tysiące topnieje o połowę. W dodatku gdyby jeszcze chwilowo tata stracił pracę (a na jego utrzymaniu wszystko zostaje) to katastrofa. Nie mówcie mi, że samochód to jest w tych czasach nie wiadomo co. 200 zł miesięcznie na paliwo wychodzi tyle samo co miesięczny komunikacji miejskiej, a komfort nieporównywalny.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie