Dziewczyny...
Nie wiem, czy na mój „problem” można coś poradzić, ale chcę przynajmniej wyjaśnić, jakie mam zdanie na pewien temat. Otóż, mam 22 lata, studiuję dziennie i jakoś specjalnie dobrze mi się nie powodzi. Nauki dużo, możliwości pracy nie ma, a w mojej rodzinie nigdy się nie przelewało. Nie uważam się za nie wiadomo jaką brzydulę, ale nie mam ani powodzenia u chłopaków, ani koleżanki nie uważają mnie za wyrocznię w tej sprawie. Wcale im się nie dziwię, bo kiedy spoglądam w lustro, to aż chce mi się płakać. Nie wyglądam tak, jak pewnie bym mogła, a wszystko rozbija się o kasę.
Mówi się, że nie ma brzydkich kobiet, tylko najwyżej zaniedbane. Jestem jedną z nich. Nie stać mnie na to, żeby coś ze sobą zrobić. To nie jest prawda, że uroda broni się sama, a cała reszta to tylko dodatek. Sama znam osoby, które nie są zbyt piękne, ale wystarczą dobre kosmetyki i fajne ciuchy, żeby wszyscy się nimi zachwycali. U mnie takiego efektu nie ma, bo od lat wyglądam tak samo, ubieram się w byle co, a moja kosmetyczka to jeden krem i najtańsze rzeczy do malowania. To od razu widać.
Na niektórych rzeczach pewnie można czasami zaoszczędzić, ale nie w sytuacji, kiedy z przymusu muszę się zadowolić tymi najtańszymi. Nie posiadam niczego porządnego. Jedyne co mogę, to popatrzeć sobie na sklepowe witryny i pomarzyć, że kiedyś będę mogła tam wejść i coś kupić.
Po drugie – kosmetyki. Nie bez powodu rzeczy ze straganu albo dyskontu są takie tanie, a porządne kosmetyki bardzo drogie. Wiem, że chodzi też o koszt reklamy, ale one są naprawdę lepszej jakości. Mój tani lakier nie wytrzymuje na paznokciach dłużej niż jeden dzień, mascara się rozmazuje, cienie w kiczowatych kolorach, podkład wygląda jak maska. Nie mówię o kremach, bo te najtańsze są strasznie ciężkie i potem wyskakują mi na twarzy wypryski. Jedyne, czym pachnę, to zwykły dezodorant, którego po 2 godzinach nie czuć. Marzę o perfumach z prawdziwego zdarzenia, ale nie mam 100 czy 200 zł na takie przyjemności.
Po trzecie – dbanie o siebie. Jak ktoś ma problem z cerą albo przebarwieniami na skórze, to idzie do dermatologa i kupuje drogie specyfiki. Pewnie działają. Albo udaje się do kosmetyczki, która potrafi zdziałać cuda. Po kobietach widać, kiedy w siebie inwestują. Ja mogę najwyżej wypić ziółka i nałożyć na zmęczoną twarz plasterki ogórka. A naprawdę przydałaby mi się taka wizyta. Zawsze są inne wydatki.
Dlatego nie wierzę w te wszystkie bzdury, że piękno zawsze się obroni i nawet nie trzeba się starać. Jak nie zapłacisz, to nie będziesz fajnie wyglądała, ani czuła się dobrze sama ze sobą. Pewnie same znacie osoby, które zawsze wydawały Wam się byle jakie, ale w siebie zainwestowały, to nagle okazało się, że to bardzo urodziwi ludzie. Wygląd świadczy o człowieku, a jak nie masz możliwości finansowych, żeby coś ze sobą zrobić, to inni nie mają o tobie najlepszego zdania. Ty sama o sobie też.
Po mnie na pierwszy rzut oka widać biedę i zaniedbanie. Strasznie mnie to denerwuje i boli. Potem widzę na ulicy nastolatki ubrane w markowe ciuchy, z super makijażami, modnymi fryzurami i widzę, jaki świat jest niesprawiedliwy.
Nie żalę się, tylko dzielę swoimi wnioskami. Tak to niestety wygląda.
Aleksandra
Uroda kobiety raczej nie broni się sama. Trzeba ją podkreślić, a to kosztuje coraz więcej. Jak kogoś nie stać, to wypada z gry i przykleja mu się łatkę przeciętniaka albo jeszcze gorzej. Ja zawsze taka byłam. Zaczęło się od tego, że rodzice nie zwracali uwagi na to, co noszę. Dzisiaj dla dziewczynek jest tyle pięknych ciuszków, a mnie ubierano w rzeczy po dwóch starszych braciach. Nie dość, że to były chłopięce ubrania, to jeszcze znoszone, wytarte i za duże. Tak było nie tylko wtedy, kiedy miałam kilka lat, ale nawet kilkanaście. Bluzę po bracie nosiłam jeszcze w gimnazjum.
Dopiero potem się ocknęli i kupili kilka rzeczy. Efekt też nie był najlepszy, bo wydawało im się, że wystarczy i potem przez 2 lata chodziłam w jednym i tym samym. To wtedy zaczęły się kompleksy, bo koleżanki codziennie chwaliły się czymś nowym, a ja miałam na zmianę dwie pary spodni, kilka podkoszulków, jeden sweter i bluzkę. O ładnym plecaku nie było mowy, bo musiał wystarczyć ten sam przez kolejne lata. No i co? Niby brzydka nie byłam, ale i tak uchodziłam za niechluję.
Wiele się od tego czasu nie zmieniło. Dzisiaj też nie mam pieniędzy na normalne zakupy. Zazdroszczę innym, że mogą sobie wyjść na „shopping” i mają czym za to wszystko zapłacić. Ja patrzę na każdą złotówkę kilka razy.
A co by było, gdybym miała te pieniądze? Pewnie nie zostałabym miss świata, ale na pewno byłoby widać zmianę na lepsze. Może chłopcy nie padaliby na kolana na mój widok, a koleżanki by mi nie zazdrościły, ale wyglądałabym wreszcie porządnie. Dzięki temu mogłabym się poczuć trochę pewniej we własnej skórze, a tego mi dzisiaj najbardziej brakuje. Boję się, że za kilka lat będę już zupełnie wyglądała jak moja mama, po której nie widać, że ma 46 lat, ale przynajmniej 60. Zniszczona kobieta, która wolała zadbać o dom i dzieci, niż o siebie. A kiedyś była taka piękna...
Co według mnie mogą zmienić pieniądze? Bardzo wiele! To, czy się dobrze powodzi, jest od razu widoczne. Nie tylko po ubraniach, ale poczuciu własnej wartości. Jak ktoś ciągle wygląda tak samo beznadziejnie, to trudno się polubić.
Po pierwsze – ubrania. Naprawdę trudno kupić coś taniego, co nie wygląda na tanie. Wiele lat ubierałam się na bazarze, gdzie ciuchy są bardzo marnej jakości. Zazwyczaj to tylko kilka wzorów i żadnego wyboru. Jedno pranie i nie ma śladu po dawnym kolorze, zaraz się wszystko pruje. No i to są rzadko rzeczy zrobione dla młodych dziewczyn. I potem jedną i tą samą bluzkę noszę ja i moja babcia. Jeden rozmiar, jeden wzór. Po prostu ohyda, ale jak się nie ma innych możliwości, to nie ma wyjścia. Potem zaczęłam grzebać po szmateksach, ale to też nie to. Ciągle się mówi, że to takie wspaniałe miejsca, gdzie można znaleźć prawdziwe perełki. Może tak, ale raczej dodatki, jak się ma normalną garderobę. Spróbujcie się tam ubrać od stóp do głów, to zwątpicie.
Po czwarte – zęby. Możecie się śmiać, ale jak ktoś całe życie myje zęby najtańszą pastą, szkoda mu pieniędzy na płyn do płukania ust itd., to naprawdę widać. Ja chodzę do przychodni, gdzie do niedawna wstawiali czarne plomby. Mam jeszcze kilka takich. Kamienia z zębów mi nie usuną, bo się nie kwalifikuję. Muszą być już zupełnie ciemne, żeby mi pomogli. A koleżanki chodzą sobie co jakiś czas na piaskowanie, lakierowanie, wybielanie...
Po piąte i najważniejsze – pewność siebie. Jak nie masz kasy na dbanie o siebie, to nigdy nie poczujesz się prawdziwą kobietą. Takie dziadowanie odbija się nie tylko na naszym wizerunku, ale też psychice. Nie lubię na siebie patrzeć i inni chyba też. Musiałabym teraz zainwestować ogromne pieniądze, żeby nadrobić zaległości i jakoś się prezentować. To nie wynika z mojego lenistwa, ale możliwości.
Nie wiem, może za 20 lat, kiedy już coś osiągnę, będę mogła się sobą zająć. Boję się tylko, że na wszystko będzie już za późno. Do tego czasu będę wyglądała jak własna matka. O ile w ogóle coś mi się uda w życiu, bo jaka przyszłość czeka kogoś tak zaniedbanego... Bardzo zazdroszczę wszystkim, którzy nie muszą się martwić o takie sprawy. Wiele z Was pewnie może sobie pozwolić na zakupy, wizytę u dentysty albo kosmetyczki itd. Ja nie dorównuję dziewczynom w moim wieku.
Widzę po niektórych, ile może zdziałać inwestowanie w siebie. Moja koleżanka wyszła za bogatego faceta, wyjechała i długo jej nie widziałam. Odwiedziła naszą miejscowość w super ciuchach, z piękną cerą, białymi zębami. Nigdy nie była tak pewna siebie. Wątpię, żebym kiedyś jej dorównała. Na razie wyglądam jak jej uboga znajoma.