Postanowiłam napisać tych kilka słów. Nie po to, żeby kogoś zdenerwować albo się zdemaskować. Po prostu chcę udowodnić, że wymarzone wesele wcale nie musi kosztować majątku. Często słyszę od znajomych, że muszą poczekać z organizacją ślubu, bo ich na to nie stać. Chcą na bogato albo wcale. Szczerze mówiąc, to ja też tak myślałam. Ale krok po kroku i udało się sporo zaoszczędzić.
Wiadomo, to nie była uroczystość jak z amerykańskiego filmu, ale mężatką jestem, a goście zadowoleni, więc wszystko poszło zgodnie z planem. Ktoś powie, że przesadziliśmy i zachowaliśmy się bezczelnie, ale przepraszam bardzo - nikt się nie zorientował, więc w czym problem? Mnie się podobało i najbliżsi też nie składali reklamacji.
Chcę podpowiedzieć kilka trików, które warto zastosować, żeby było taniej. Nie są widoczne gołym okiem, a znacznie zmniejszają budżet!
Zobacz również: Cena pierścionka zaręczynowego i koszt wesela mają znaczenie. Jakie kwoty zwiastują szybki rozwód?
fot. Thinkstock
Na sali udało się zaoszczędzić w ten sposób, że wybraliśmy pierwszy lepszy termin. Nie upieraliśmy się. Pozwoliliśmy wskazać go właścicielowi obiektu i od razu o 20 procent taniej. Ze ślubem w kościele problemu nie było, bo u mnie w parafii można przebierać. Specjalnej dekoracji nie kupowaliśmy. Dało się po kilka złotych paniom, które społecznie sprzątają kościół i ozdobiły świątynię tym, co ksiądz miał na stanie.
Obyło się bez wynajmowania limuzyny, bo mój wujek zaoferował, że użyczy nam swój samochód. Eleganckie auto prosto z salonu, więc obciachu nie było. O dziwo ksiądz też niewiele wziął. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałam, ale nie żądał gotówki do ręki. Mieliśmy złożyć ofiarę w puszce przy ołtarzu. Wrzuciliśmy chyba 300 zł i sprawa załatwiona.
Naprawdę dalej uważacie, że wyjście za mąż to taka ogromna inwestycja? No to mam kolejne przykłady.
Zobacz również: LIST: „Zachciało nam się wystawnego wesela. Teraz mamy z mężem długi!”
fot. Thinkstock
Niektórzy wydają majątek na dekorację sali, a my postawiliśmy na bardzo skromny styl. Niby dlatego, że taki mamy gust, ale wiadomo o co chodzi. Nie kosztowało nas to prawie nic. W obiekcie były już obrusy na stanie i jakieś dekoracje do powieszenia na ścianach. Żywych kwiatów nie kupowaliśmy - wykorzystaliśmy sztuczne, bo i tak nie miało ich być zbyt dużo. Wyglądały jak prawdziwe. Sprzątanie to sprawa właściciela budynku, więc to też z głowy.
Jednej rzeczy nie planowaliśmy i wyszła w praniu. Chodzi o alkohol. Obsługa była taka sprytna, że po kilku godzinach zabawy zaczęło się rozcieńczanie. Nie jestem z tego dumna, ale sama potem wypiłam kilka kieliszków i nie odczułam różnicy. Dzięki temu sporo butelek zostało i zgodnie z umową mogliśmy je oddać do hurtowni.
W sumie wesele kosztowało połowę tego, co opowiadają mi o swoich ślubach koleżanki. Wartość kopert przewyższyła koszty!
Zobacz również: JAK WYGLĄDA PRZYJĘCIE WESELNE ZA MILIARD DOLARÓW?
fot. Thinkstock
Mam męża, wspaniałe wspomnienia z wesela i nie wchodzę na nową drogę życia z długami. Właśnie o to nam chodziło. Przyjąć ludzi godnie, ale nie przesadzić z wydatkami. O imprezie ludzie już dawno zapomnieli, a my przynajmniej nie musimy nic już dopłacać. Zostały nawet pieniądze na zagraniczną podróż poślubną. Dołożymy sobie też do kupna samochodu.
I wiecie co? Nie jest mi wstyd, że tak oszczędzaliśmy. Tego nie było widać i kiedy człowiek nie zna szczegółów, to się nie zorientuje. Wciąż spotykamy ludzi, którzy się z nami bawili i cały czas podkreślają, że zabawa była wspaniała. Zdjęcia wykonane przez brata wyglądają tak profesjonalnie, jakbyśmy wynajęli fotografa za kilka tysięcy.
Tanio nie musi oznaczać źle. Namawiam Was do takiego podejścia.
Izabella
fot. Thinkstock
Pierwsza sprawa to suknia ślubna. Oczywiście, marzyła mi się taka za 5 tysięcy, którą potem mogłabym schować do szafy, żeby za naście lat pokazać ją swoim dzieciom. Potem doszłam do wniosku, że wcale nie jestem tak sentymentalna i szkoda mi pieniędzy na takie pamiątki. Kreację udało się wypożyczyć za 300 zł. Nawet do pralni nie trzeba oddawać po wszystkim, bo firma się tym zajmuje.
Specjalnej biżuterii też nie kupowałam, ale pożyczyłam od koleżanki. Ona ma cały arsenał takich świecidełek, więc mogłam przebierać. Wybrałam komplet z białego złota, który świetnie pasował. Spinki do mankietów dla męża wzięliśmy od jego taty. Garnitur też pożyczony. Taki zwykły to on ma, ale na ślub potrzebował czegoś bardziej eleganckiego. Wiecie jaka to jest oszczędność? Wyglądaliśmy bardzo dobrze, a goście o niczym nie wiedzieli.
Tylko buty trzeba było kupić, ale zrobiliśmy to w dyskoncie odzieżowym. Moje kosztowały… 40 zł, a męża 30. Wyrzuciliśmy je zaraz po uroczystości.
fot. Thinkstock
Wynajęliśmy salę stricte do organizacji wesel. Nie żaden hotel, ani restauracja. Obiekt składa się pomieszczenia bankietowego - zmieści się mnóstwo ludzi, do tego spora kuchnia, toalety + jeszcze jedna mniejsza salka, żeby sobie w niej odpocząć. Do gotowania wynajęliśmy panie, które normalnie pracują na stołówce szkolnej. Nie mieliśmy żadnych wytycznych i one same zaproponowały, żeby postawić na dania mrożone.
Jedna z tych pań organizowała wesele dla swojego syna, wtedy znalazła dostawcę i ręczyła, że to dobry pomysł. I wiecie co? Miała rację. Na miejsce dostarczono nam potrawy, które wystarczyło rozmrozić przez noc, a potem odgrzać w piecu czy tam na gazie. Ze świeżych rzeczy były wędliny i sałatki.
Ciasta zamówiłam u rodziny, więc zrobili to po kosztach. Chcieli tylko pieniędzy za składniki, a robocizna to był ich wkład w nasze wesele.