Witajcie!
Wiecie czego najbardziej nie lubię w Polsce? Tego, że każda kobieta czuje się przymuszona do posiadania dzieci, a zazwyczaj i tak ma je wcześniej, niż powinna, bo młodzież nic nie wie na temat antykoncepcji. Strasznie lekkomyślnie podchodzimy do tego tematu. Rodzimy, bo tak wypada, albo dlatego, że „tak jakoś wyszło”. Dziwnym trafem tak „wychodzi” zazwyczaj tym, którzy rodzicami nie powinni być. Ludzie w naszym kraju nie przejmują się tym, że nie dadzą rady. Zawsze uważają, że jakoś to będzie. Najpierw płodzą, a dopiero potem się martwią. Nie wiem jak można to nazwać inaczej, niż nieodpowiedzialnością.
Bieda jak cholera, mało kto ma stałą pracę, mieszkamy w jakichś wynajmowanych dziuplach, żadnej stabilizacji i w takich warunkach ma się rozwijać nowe życie? Nie wyobrażam sobie, żeby coś takiego mi się przydarzyło. Wiadomo, że różnie bywa, ale jakoś udaje mi się uniknąć ciąży. Dziewczynom, które szczególnie powinny na to uważać, raczej nie za bardzo. Świetnym przykładem jest moja siostra, która nie ma męża, etatu, własnego mieszkania i prawie żadnych perspektyw w tym momencie, a i tak zostanie mamusią. Najgorsze jest to, że zrobiła to w pełni świadomie!
Jedynym wytłumaczeniem ma być miłość do ukochanego. Tak im dobrze, że postanowili sobie zrobić dzidziusia. Z czego będą żyć? Na to pytanie chyba sobie wcześniej nie odpowiedzieli. Jak to w Polsce – poszli na żywioł. Na rodziców na pewno się nie nadają.
Moja siostra nigdy nie była zbyt odpowiedzialna i zaradna. Z trudem ukończyła szkołę średnią, a o studiach nie było nawet mowy. Od życia wymaga niewiele – byle się gdzieś zaczepić za najniższą krajową i będzie dobrze. Do tej pory jakoś sobie radziła, bo jakie ona miała wydatki... Za mieszkanie i rachunki płacił on (podejrzewam, że z dużą pomocą jego taty), a siostra inwestowała przede wszystkim w siebie. Na ciuszki, kosmetyki i imprezy zawsze ją stać. W tym względzie na pewno potrafi kombinować. Kiedy pojawi się dziecko, to nie będzie już tak fajnie. Nagle zrozumie, że trzeba z wszystkiego zrezygnować, żeby nie umrzeć z głodu.
Zastanawiałam się długo, czy ona coś w życiu osiągnęła, albo czymś nas pozytywnie zaskoczyła. Nie potrafię niczego takiego znaleźć. Kocham ją, bo jest moją siostrą, ale obiektywnie mówiąc, to wybitna nie jest w żadnej dziedzinie. Byle jakoś było i ona jest szczęśliwa. Boję się, że jej dziecku takie byle jakie życie nie wystarczy. Gdyby po prostu wpadła, to mogłabym ją jakoś zrozumieć i starać się wspierać. Pewnie tak będzie, kiedy dzidziuś się już pojawi. Na razie jednak jestem bardziej przerażona, niż szczęśliwa. Ona nie zauważa żadnych problemów w tej sytuacji.
Nie wiem, może ona jest jeszcze mniej dojrzała, niż mi się wydawało? Myśli, że urodzi laleczkę, której niewiele trzeba i którą będzie można odstawić na półkę, kiedy jej się znudzi? To wszystko wygląda gorzej, niż źle.
To trochę dziwne, że to ja muszę robić za nią rachunek sumienia, ale może ktoś jeszcze się nad tym zastanowi. Moim zdaniem ona nie ma żadnych predyspozycji, ani możliwości, żeby być dobrą mamą. Aż boję się wyliczać...
Wykształcenie: praktycznie żadne, bo skończyła ledwo liceum, a o studiach nie było mowy. Z takim podejściem do życia na pewno zbyt wiele nie osiągnie. Podobno dziecku wszystko jedno, czy matka jest po podstawówce, czy studiach, ale to się kiedyś na niej zemści. Wysokiego standardu życia nigdy mu nie zapewni.
Praca: siostra jest ekspedientką w sklepie kosmetycznym. Nie ma się czego wstydzić, bo to i tak lepsza fucha, niż w przypadku niektórych jej koleżanek. Problemem są bardzo niskie zarobki. Nie wiem, czy wyciąga więcej, niż 1500 na rękę. Nie ma stałej umowy. Do tej pory nie miała nawet ubezpieczenia zdrowotnego. Dopiero po fakcie rodzice ją indywidualnie ubezpieczyli.
Mieszkanie: tak jak wspominałam, wynajmują kawalerkę w starej kamienicy. Na razie finansuje to chyba ojciec jej faceta, ale jak długo to potrwa? Gdyby musieli się sami utrzymać, to na pewno nie daliby rady. Nie wiem, jak w takich warunkach można normalnie wychowywać dziecko. Szybko tego pożałują.
Facet: jest całkiem miły, ale tak samo niezaradny, jak ona. Teraz pracuje w hurtowni i rozwozi towary do sklepów. Cały dzień za kółkiem, a pensja raczej marna. Skończył technikum, ale nie zdał egzaminów zawodowych, więc praktycznie tak, jakby w ogóle nie miał wykształcenia. Jedyna nadzieja w nim, bo może wreszcie się za siebie weźmie. Po siostrze raczej się tego nie spodziewam.
Opieka: na początku oczywiście siostra się zajmie dzieckiem, ale co potem? U nas w gminie jest tylko jeden żłobek i przedszkole, a dzieci rodzi się mnóstwo. Zazwyczaj się nie dostają i co wtedy? Siostra nie będzie mogła sobie pozwolić na długi urlop wychowawczy, bo zacznie im brakować pieniędzy. Nawet nie wiem, czy w ogóle ma taką możliwość i czy ktoś ją jeszcze w tym sklepie zechce.
Na moich rodziców nie za bardzo będzie mogła liczyć, bo oboje prowadzą gospodarstwo i nie znajdą aż tyle czasu, żeby siedzieć z maluchem całymi dniami. Jej facet ma tylko ojca (mama zmarła dawno temu), który sam się utrzymuje, więc też nie ma mowy. Ja planuję się przenieść do większego miasta.
Charakter: przykro mi to mówić, ale ona nie należy do najbardziej odpowiedzialnych osób, jakie znam. Na razie to tylko ciuszki i imprezki. Podejrzewam, że może być kiepsko, kiedy zostanie sama z dzieckiem w domu. Mam nadzieję, że wystarczy jej nerwów. Nie widzę w niej żadnej czułości. Skoro sama mówi, że ma w brzuchu bachora, to o czymś to przecież świadczy.
Nie mam mieszkania na własność, więc w każdej chwili mogę zostać bez dachu nad głową. Nie mam stałej umowy, która daje chociaż odrobinę bezpieczeństwa. Nie jestem w stałym związku, tylko konkubinacie, który może się rozpaść z dnia na dzień. I tak dalej... Czy to jest odpowiedni moment, żeby pakować się w macierzyństwo? Na pewno nie!
Powtarzam – gdyby tak jej się „zdarzyło” i ciąża była efektem wpadki, to nadal byłabym przerażona, ale mogłabym to jakoś zrozumieć. Czasami tak się dzieje i co na to poradzić. Myślę, że wtedy siostra wzięłaby się w garść i dała sobie radę. Ale to, że ona wszystko zaplanowała, nie mając praktycznie żadnej stabilizacji, naprawdę dużo o niej mówi. Zachciało jej się słodkiego bobaska, to go sobie zrobiła z pełną premedytacją. Co robi, żeby „jakoś to było”? Kompletnie nic. Jeszcze pracuje, później koleżanki, ploteczki i tyle.
Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo. Oboje nie są przygotowani do bycia rodzicami, a siostra już ewidentnie. Wiedziałam, że nigdy nie zrobi wielkiej kariery, ale wybrała sobie życie, za przeproszeniem, od d... strony. Najpierw trzeba cokolwiek osiągnąć, mieć jakąś stabilizację, a dopiero potem myśleć o powiększeniu rodziny. W Polsce taka lekkomyślność to norma, a potem się patrzy na te zaniedbane i puszczone samopas dzieci. Boję się, że to się właśnie tak skończy.
Jak sobie nie poradzą finansowo, a w mieszkaniu zrobi się za ciasno, to siostra pewnie zaszantażuje rodziców i przeniesie się do nich. Będzie to oznaczało tylko jedno – będą musieli utrzymywać dodatkową rodzinkę, która nie dała sobie rady. A to nie są już najmłodsi ludzie. Powinni zacząć wreszcie myśleć o odpoczynku, ale ona ma to gdzieś. Jak będzie trzeba wyciągnąć rękę po pomoc, to będzie pierwsza w kolejności. Nigdy bym tak nie zrobiła, bo uważam się za osobę odpowiedzialną.
Pewnie czeka, aż rodzice sfinansują jej łóżeczko, wózek i całą wyprawkę, bo przecież tak wypada. Moim zdaniem wypada, żeby dorosła kobieta w dzisiejszych czasach brała odpowiedzialność za swoje czyny i WYBORY. Ona sobie wybrała ten scenariusz, więc niech z łaski swojej zrobi cokolwiek w tym kierunku, aby było dobrze.
To wszystko wygląda gorzej, niż źle. Mam nadzieję, że nie ma więcej tak nieodpowiedzialnych kobiet, którym zachciewa się zostać matkami...
Katarzyna