LIST: „Mój przyszły mąż to ofiara losu! Uciekać?”

Katarzyna nie pozostawia suchej nitki na narzeczonym, a do ceremonii coraz bliżej...
LIST: „Mój przyszły mąż to ofiara losu! Uciekać?”
11.05.2014

Drogie Czytelniczki!

Zacznę od tego, że mam 26 lat i w tym roku biorę ślub. Jak dla mnie to najwyższy czas. Zawsze marzyłam, by założyć rodzinę przed 25. rokiem życia, więc już i tak przekroczyłam limit. Gdy S. spytał mnie o rękę, wręcz skakałam z radości. Idealny moment, idealny mężczyzna. Byliśmy razem już dwa lata. Wszystko szło jak z płatka, motyle w brzuchu cały czas i ogólnie wielka miłość. Przez cały czas. Sprzeczki, owszem były, ale tylko o to kto kogo bardziej kocha. Dziecinne, wiem, ale tak właśnie było. Dziś już wiem, że miałam klapki na oczach i wielu rzeczy nie chciałam widzieć.

Najpierw oczarował mnie swoją romantycznością. Kwiaty co spotkanie, romantyczne kolacje, pisanie wierszy na dobranoc, wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Mówił, że świata poza mną nie widzi, słoneczko, skarbie itp. Szkoda tylko, że nie zauważyłam, co tak naprawdę się z tym wiąże. S. całkowicie nie ogarnia rzeczywistości. Mieszka z mamą, nie ma samochodu, nawet roweru, nie dokłada się do domowego budżetu (nawet nie wie, jakie rachunki płaci się płaci co miesiąc), je mamine śniadanka, drugie śniadanka, obiadki, kolacje, ogląda z nią seriale, chodzą razem na spacery, ona go ubiera (nawet bokserki mu kupuje), nie potrafi NIC naprawić (nawet zlew musiałam u niego przetykać, bo on nie wiedział jak to zrobić, a mamy nie było), nie mówiąc już o obsłudze pralki (tylko i wyłącznie obsługa komputera i playstation)… 

Dodam, że ma prawie 30 lat. 

 

przyszła panna młoda

Suknia za parę tysięcy szyje się za granicą. Ogólnie wesele będzie wystawne, za kilkadziesiąt tysięcy. Rodzice się dokładają, więc hulaj duszo, piekła nie ma. Przełożyć nie ma mowy. Już wspominałam o tym i S. w życiu na to pójdzie. A poza tym, czy jest sens przekładać? Co w czasie roku się zmieni? Wybór jest prosty: będzie teraz albo nigdy. Wszelkie rozmowy z S. nie pomagają wcale, albo tylko na krótką chwilę. Potem prawie wszystko wraca do normy. Dodam też, że boję się, że jeśli z nim zerwę to już nikogo nie znajdę, wszyscy moi znajomi są już w poważnych związkach… W pracy nie ma żadnego interesującego faceta, a na aerobiku czy w kościele to go chyba nie poznam? 

Wziąć ślub, a jak nie wyjdzie, to rozwód? Kto zechce młodą rozwódkę? A co jak po ślubie wyjdą na jaw jeszcze jakieś nowe rzeczy? W końcu po zaręczynach wyszło ich tyle. Jedno jest pewne, z głodu nie umrzemy. Jego ojciec to dosyć konkretny i ogarnięty facet. Nie popiera pomysłu mieszkania z jego byłą żoną. Stoi za mną murem. Wyłożył kasę na wesele, bo wie jak gospodaruje kasą jego syn… Ostro się pokłócili o rzucenie przez S. pracy. W jego oczach S. to nieudacznik i maminsynek. Coś w tym jest. 

Zapewnił mnie na osobności, że jeszcze go wyprostuje, powinien w sumie zrobić to wcześniej, ale ten rozwód i w ogóle. Ale lepiej teraz, niż później. Nawet nam dołoży do mieszkania, żeby kredyt był mniejszy. Ogólnie to jest bardzo majętna rodzina… Miałabym zapewniony byt, faceta którego kocham i którego może jakoś uda mi się wychować (postępy jakieś są, małe, ale zawsze), a nawet jeśli nie to i tak przeżyje. 

przyszła panna młoda

Przyzwyczaiłam się już, że wszystkie poważne sprawy załatwiam sama, że o wszystkim muszę myśleć, bo mój S. to tak jakby dziecko. Mieszkanie kupi się na drugim końcu miasta lub w innym mieście. Teścia już napuściłam na teściową, ma z nią pogadać. Sam zauważył co się dzieje, ale myślał, że chociaż w tym przypadku S. zachowa się jak należy. Choć z drugiej strony, nie wiem czy sama się nie oszukuję, tak bardzo chcę założyć rodzinę, mieć dziecko, chcę tego ślubu po prostu… 

Już nawet śnią mi się koszmary. W ostatnim mama S. odprowadzała go do ołtarza i poprawiała go jak mówił przysięgę… A w innym wyzywała mnie przy wszystkich w kościele – że się ubrałam jak szmata, a S. nic z tym nie zrobił. Budzę się zawsze zlana zimnym potem… I co ja mam teraz zrobić? Zegar biologiczny tyka, serce mówi swoje, a rozum swoje…

Liczę bardzo na wszystkie opinie, nawet te złe – zasłużyłam, sama nawarzyłam sobie tego piwa, ale przede wszystkim liczę na porady. Z góry dziękuję za każdą z nich. I taka rada ode mnie dla Was dziewczyny, zanim powiecie magiczne „tak” wyobraźcie sobie nie białą suknię, a życie z tym facetem, który przed Wami klęka. Niekoniecznie musi być usłane różami. Ja do myślenia wzięłam się zbyt późno i teraz za to słono płacę… A może być jeszcze gorzej…

Pozdrawiam,

Katarzyna

przyszła panna młoda

Przy S. jest niezwykle rozmowna - Kasiu to, Kasieńku tamto, córuniu nawet. Szkoda tylko, że jak S. wyjdzie z pokoju, nagle traci chęć do rozmowy. Mogę stawać na rzęsach i wymyślać tematy, a i tak mnie zbędzie  półsłówkami. Od samego początku tak było. Nie mówiąc już o jej pomyśle, by zamieszkać z NIĄ po ślubie! By nie brać od razu kredytu na mieszkanie. S. oczywiście się do tego pomysłu zapalił. Super, mamusia nie zostanie sama (jego rodzice są po rozwodzie), a i my będziemy mieć pomoc (w czym?!). Dodam tylko, że mając dwie pensje i budżet prawie 4 tys. zł stać nas i na wynajem i na kredyt. Już sprawdziłam, dostaniemy kredyt na fajnych warunkach… 

No właśnie, dostalibyśmy… ale o tym za chwilę. Wspomnę też, że ta kobieta zaplanowała już nawet remont dwóch pokoi w swoim mieszkaniu, dla NAS! I gdybym ją nie uświadomiła, że NIE skorzystamy z tej opcji, to by wszystko kupiła i zamówiła fachowców! Nawet łóżko i zasłony nam już wybrała. S. nic się nie odezwał. Bohater od siedmiu boleści. Co do tego kredytu, nie weźmiemy, bo S. stracił pracę – w sensie sam ją rzucił, bo źle go traktowali, mamusia mu tak doradziła. Szkoda tylko, że nie pomyślał, że ślub za chwilę, wydatków będzie masa, z czegoś w końcu musimy żyć, a w jego zawodzie ciężko znaleźć pracę! Ostatniej szukał pół roku, a dostał ją tylko po znajomości. Przy czym ten pomocnik już zszedł z tego świata, więc z tej opcji już nie skorzysta…

Nawet mi już oświadczył, że z racji, że był zmuszony (zmuszony, niesamowite) do zrezygnowania z pracy, to będziemy musieli skorzystać z propozycji jego mamy… Do tego trzeba dorzucić takie rzeczy jak: sprzedajmy mój samochód, dołóżmy i kupmy jakiś rodzinny – bo po co nam dwa samochody? Do pracy według niego mogę dojeżdżać 5 przesiadkami! No bo on samochód musi mieć, choć teraz świetnie sobie radzi bez, no ale ja jestem tylko kobietą...

przyszła panna młoda

Wymyślił, bym wzięła gotowanie na siebie, a on POMOŻE mi ze sprzątaniem – na całe szczęście wybiłam mu to wszystko z głowy (przynajmniej na to wygląda, pewności nie mam). No i najciekawsze, zróbmy sobie dziecko od razu po ślubie – to nic, że dopiero co awansowałam i będę pierwsza do odstrzału po powrocie, jeśli zajdę w ciążę w tym roku kalendarzowym. Nie wspominając o tym, że żyjemy teraz tylko z mojej wypłaty. Teraz już przynajmniej rozumiem, dlaczego poprzednia narzeczona uciekła gdzie pieprz rośnie… Też mam tak ochotę zrobić… 

Nie mam zamiaru mieszkać z tą kobietą, ani mieć z nią cokolwiek wspólnego. S. nie widzi problemu, twierdzi, że przesadzam i nie jest maminsynkiem wbrew powszechnej opinii (interesujące, że sam przyznał, że nie ja jedyna mu to wytknęłam, ale wszyscy, w tym jego eks, tak twierdzą) no i że jego mama już traktuje mnie jak córkę… Ja mimo wszystko naprawdę go kocham… Smutne, ale prawdziwe. Pomimo tych wszystkich wad to naprawdę ciepły, kochający i czuły facet. Uwielbia dzieci, one jego też. Ma fantastyczne poczucie humoru, jest inteligentny i oczytany. Przystojny owszem też. Bardzo uprzejmy i szarmancki, wszystkie moje koleżanki, ciotki, kuzynki za nim szaleją, każda mi zazdrości. Ale myślę, że nawet gdyby był gburem i tak nie przestałabym go kochać. 

Oczami wyobraźni już widzę nasze dzieci, wnuki. Nas jako parę staruszków. Nie wyobrażam sobie bez niego życia. Z nim źle, bez niego jeszcze gorzej. Problem jest taki, że serce mówi kochasz go, więc bierz ten ślub, a rozum - uciekaj stąd… Ta walka toczy się we mnie już dobre pół roku. I dalej nie wiem co robić. Czas najwyższy gości zapraszać. Sala, catering, zespół, fotograf, kamerzysta – wszystko zamówione. 

przyszła panna młoda

Właściwie dopiero niedawno zdałam sobie sprawę, że nie wiem na co przeznacza pieniądze z wypłaty poza wspomnianym komputerem i playstation. Ale ciągle twierdzi, że ich nie ma! Nie kupi samochodu, bo opłaty, paliwo, bo wszystko kosztuje. Na ślub i wesele dają mu pieniądze rodzice. Druga sprawa to jego uzależnienie od matki. To, co brałam za szacunek i przywiązanie do matki i rodziny, okazało się chorą relacją. Spowiada się jej z tego co robi, radzi się jak ma problem, wszystko co powie ta kobieta jest święte – właściwie według tego co S. mówi powinno się ją ogłosić świętą za życia. 

Moje zdanie mniej się liczy niż jej. Gdy radzimy mu co innego w 90% wygrywa ona. Ta kobieta wtrąca się ciągle do naszego życia. Mówi mu nawet jak mamy się zabezpieczać (że prezerwatywy to mało i muszę koniecznie zacząć brać pigułki – w rozmowie o tym powołał się na nią, ciekawe czy o seksie, w jakich pozycjach to robimy też jej mówi…). Narzuca nam wspólne spędzanie czasu. Raz nawet próbowała ze mną przeprowadzić rozmowę, że powinnam być bardziej wyrozumiała dla jej syna. On przecież tak ciężko pracuje... Obróciłam to w żart i zmyłam się do siebie. Generalnie non stop mają jakieś wspólne sprawy… 

Ta kobieta bez oporów pyta o wszystko, komentuje mój ubiór i makijaż – oczywiście są złe i mi nie pasują.

przyszła panna młoda

S. nastawia przeciwko mnie, że źle go traktuję, że źle się ubieram, że próbuje nim rządzić (dobre sobie), że jej nie odwiedzam, że nie skorzystałam z jej zaproszenia na kawę, że nie dbam o nasze relacje i że nie wzięłam ją na poszukiwania sukni ślubnej, tylko poszłam wyłącznie z moją mamą. W końcu miarka się przebrała i odbyłam z nią rozmowę, że widzę jak bardzo jest z S. związana, że mnie to cieszy, że ją tak S. poważa i szanuje. Doceniam to, że mają takie relacje, boję się tylko czy znajdzie się dla mnie w tej relacji miejsce, czy nie będzie ciągle stawiana jako niedościgniony wzór i czy to negatywnie odbije się na moim małżeństwie. 

Poprosiłam ją, by dała nam trochę przestrzeni. Tak żebym poczuła się pewniej. Zapewniła mnie gorąco, że tylko mi się tak wydaje i że na wszelki wypadek się temu przyjrzy. Tak naprawdę się obraziła. Pociecha jest taka, że nie przyznała się S. do tej rozmowy, no i miesiąc było ok. Warto dodać, że nawet pierścionek zaręczynowy z nią wybierał (jak się o tym dowiedziałam - w momencie przestał mi się podobać). Co ciekawe, o tym, że jej się spowiada i radzi dowiedziałam się grubo po zaręczynach. Jakoś mi zapomniał powiedzieć… 

Przynajmniej teraz rozumiem zachowanie tej kobiety. 

Polecane wideo

Komentarze (134)
Ocena: 4.93 / 5
Anonim (Ocena: 5) 12.06.2014 21:46
a ja powiem Ci ze warto walczyć.... mam narzyczonego takiego samego... w sumie juz nie. Na poczatku mieszkalismy u jego mamy na wiosce. Było ok. nie musialam gotowac w sumie... nic nie musialam. nawet sprzatac nie musialam. Nie widzialam tego ze jak jego mamusia powie cos to on leci i raz dwa robi. dopiero jak zachorowałam po poł roku mieszkania u niego moja mam mnie zabrała do siebie (odrazu podkresle ze mamy dom oni mieszkanie) poniewaz zachorowałm dosyc ciezko . R. moj kochany tak mocno tesknił za mna ze sie wprowadził do mnie( mamy cały doł domu) na poczatku co 2 dni jechał do mamusi , kazde weekendy .... cały czas. Jak mielismy wolny czas ze soba to kochana tesciowa dzwoniła bo trzeba było ja gdzies zawiesc... oczywiscie nie pomijajac tego ze miala jeszcze 2 synów i 1 córke z tej samej miekscowosci co my mieszkamy:P. Moj kochany lecial raz dwa i jechal.... na pare godzin czasami bo ona chciala na zakupy. Zaszłam w ciaze..... nic sie nie zmieniło... dopiero po urodzeniu dziecka jak potrzebowałm pomocy to jego nie bylo wiecznie. W koncu postawilam sie..... albo ona albo my..... wybrał nas. Juz nie jest tak..... ja tam nie jezdze bo nie cche... zadko kiedy a R. bezemnie i naszej corki nie chce tam jechac ... no chyba ze ja jestem w pracy to pojedzie ją odwiedzic ale tak wszystko sie zmieniło. Wiec da sie....... nie zawsze tak jak chcesz zeby bylo idealnie ale da sie. Ale wydaje mi sie ze tez zalezy od faceta. I jak bardzo jest przywiązany z matką.... zycze powodzenia. I radze porozmawiac z nim powaznie i postawic jemu warunek... teraz nie pozniej bo pozniej moze byc juz za pozno.....
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 17.05.2014 21:02
Dziewczyno uciekaj! i to jak najdalej!
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 15.05.2014 22:04
uciekaj !
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 14.05.2014 14:01
Uciekaj!! chyba, że chcesz być nianiką do końca zycia
odpowiedz
j (Ocena: 5) 13.05.2014 18:17
Uciekaj, nic dobrego z tego nie będzie.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie