Moi Drodzy...
Mówi się, że Polska jest taka zacofana, wszystko jest tematem tabu i o niczym nie potrafimy normalnie rozmawiać. Większość rodziców ma ogromny problem z tym, żeby poruszyć przy swoim dziecku kwestię seksu, zabezpieczenia, niechcianej ciąży itp. Zrzucają to na nauczycieli, a młodzi i tak wszystkiego dowiadują się od rówieśników. Nic dobrego z tego nie wychodzi, bo wiadomo, jak ułomne są to informacje. Nie wszyscy tak postępują, bo zdarzają się też Polacy bardzo otwarci. Czasami aż za bardzo. Miałam szczęście, a raczej pecha, wychowywać się w takim domu. W mojej rodzinie bez krępacji opowiada się o wszystkim i nikogo nie interesowało, że mogłam być za młoda na niektóre tematy.
Wielu ludzi wspomina rozmowy o seksie z rodzicami jako trudne i kłopotliwe. To są zazwyczaj podchody – dziecko już coś mniej więcej wie, ale nie do końca, a rodzice dochodzą do wniosku, że wypadałoby powiedzieć przynajmniej kilka słów, ale się potwornie wstydzą. I tak się mijamy przez wiele lat, aż wreszcie jest za późno. Dziecko już dzieckiem nie jest, seks już od dawna uprawia, a może nawet samo spodziewa się już dziecka. Beznadziejna sytuacja, ale czasami sobie myślę, że tak jest lepiej... Mnie rodzina obrzydza seks od najmłodszych lat.
To wszystko miało złą kolejność i wymowę. Za szybko dowiedziałam się, o co w seksie chodzi i pokazano mi, że kobieta ma tylko jedno zadanie – zadowolić faceta. Może jej to sprawiać przyjemność, ale jeśli nie, to i tak nie powinna się opierać. Taka jej rola i powinność.
Jestem 27-letnią seksoholiczką, ofiarą własnej matki i mimo wszystko bardzo samotną osobą. Nie tak to powinno wyglądać.
Marta
Najwięcej na ten temat zawsze rozmawiała ze mną mama. Wiadomo, tak jest łatwiej, bo ta sama płeć i podobne rozterki. Powinnam jej za to dziękować, bo przynajmniej od początku wiedziałam, jak to działa. Powinnam, ale nie mam zamiaru tego zrobić. Uważam, że była zbyt otwarta w tych sprawach i wbijała mi do głowy wyjątkowo złe wzorce. To przez nią jestem skrzywiona psychiczna na tym punkcie i nigdy nie potrafiłam potraktować seksu normalnie. Dla mnie to nie była kwestia miłości i przyjemności, ale udowadniania uczuć i dogadzania facetowi. Tylko po to, żeby mnie nie zostawił dla innej.
Tak, dowiedziałam się od mamy, że jako kobieta mam obowiązek spełniać zachcianki mężczyzn. Jeśli sprawia mi to radość, to OK. Ale jeśli nie – trzeba zacisnąć zęby, bo takie jest życie. Tego drugiego od najmłodszych lat nie dopuszczałam do myśli. Chciałam spróbować i chyba w okolicach 3 czy 4 klasy podstawówki miałam już tylko jeden cel. Jak najszybciej pozbyć się dziewictwa i dorównać mamie. Wiem, że to chore, ale takie są efekty zbytniej otwartości rodziców... Oni nie mieli kłopotów, żeby przy mnie opowiadać o swojej „męczącej nocy”. Mama nie potrafiła się ugryźć język i przekonywała mnie, że tata „ma w łóżku krzepę”.
Z jednej strony to fajne, bo wiedziałam, że rodzice są ze sobą szczęśliwi i spełniają się na każdym polu. Potrafili się dogadać i wspierać, a w nocy rozładowywali swoje napięcie. Ale z drugiej... Czy to normalne, że dziecko w ogóle myśli o takich rzeczach i WIE, co się dzieje w sypialni rodziców? Zresztą, tak było na początku, bo potem mama bez skrępowania potrafiła powiedzieć, że marzy jej się jakieś urozmaicenie. Ojciec jest super, ale ile można. Zdarzyło się, że gapiła się na jakiegoś faceta na ulicy i szeptała mi na ucho, że wygląda na ogiera. Dorastałam w poczuciu, że seks jest najważniejszy i absolutnie nie ma na co czekać.
Oczywiście mama tego nie potwierdzi, bo na pewno nie chciała mnie do niczego zachęcać. Zrobiła to przypadkiem, może nieświadomie, ale przyłożyła do tego rękę. W wieku 14 lat czułam się jak trędowata, bo nie miałam jeszcze żadnych doświadczeń. Wtedy postanowiłam coś z tym zrobić, bo to trochę dziwne – mama jest starsza i świetnie sobie w tym temacie radzi, a ja młoda i nietknięta. Było mi wszystko jedno z kim i jak. Ważne, żeby zrobić to jak najszybciej. No i w tym samym roku przespałam się z pierwszym lepszym chłopakiem, który na wakacjach złapał mnie za rękę. Liberalni rodzice mieli w tym swój udział.
Nie było zbyt fajnie, ale i tak czułam się dumna. Do tego stopnia, że kilka tygodni później przyznałam się mamie, a ona podeszła do tematu wyjątkowo spokojnie. Dla niej liczyło się tylko to, czy zabezpieczyliśmy się i czy przypadkiem nie zrobił mi krzywdy. Powiedziałam, że wszystko w porządku. Poszłyśmy nawet do ginekologa, bo skoro jestem już taka dorosła, to trzeba zacząć przyjmować antykoncepcję. Tak po prostu. 14-latka przyznaje się, że przespała się z byle kim, to mamusia zamiast zrobić awanturę i mnie chronić, w pewnym sensie jeszcze bardziej mnie do tego zachęcała.
Może było jej niezręcznie zrobić cokolwiek innego? W końcu przez połowę życia słuchałam, jaki to seks może być przyjemny. Czasami zwierzała się, jak to było w jej młodości, ilu miała partnerów, który był wspaniały, a który leżał jak kłoda. Tym bardziej nie mogła mnie teraz zniechęcać i krytykować. Sama przyłożyła rękę do tego, że tak bardzo mi się spieszyło. To nie była oczywiście moja ostatnia próba. W kolejnych latach swobodnie rozmawiałam z własną matką o seksie i nie czułam już żadnego skrępowania. Jedne matki pytają córki, jak sobie radzą w szkole albo na studiach, a moja lubiła słuchać o randkach, chłopakach i jeszcze bardziej intymnych sprawach.
Nigdy mnie nie skrytykowała, kiedy przyznawałam się, że wychodziłam na imprezę tylko po to, by kogoś zaliczyć. W końcu jestem młoda i muszę się wyszumieć. Ona sama chciałaby być na moim miejscu. Efekty były raczej opłakane. Mam 27 lat, nigdy nie byłam w normalnym związku i coraz częściej czuję się jak wywłoka. Sama lubię seks, ale coraz częściej ląduję z kimś w łóżku z desperacji. Wierzę, że w ten sposób kogoś poznam. To przecież wyniosłam z domu – napięcie trzeba rozładować, faceci chcą tylko jednego, a kobieta nie powinna być gorsza. Już nawet nie potrafię powiedzieć, ilu miałam partnerów od momentu, kiedy zaczęłam. A trwa to już 13 lat. Jestem od seksu uzależniona i dobrze o tym wiem, ale nie potrafię się opanować. Nawet nie chodzi o moje potrzeby. Robię to, bo nie mam pomysłu na nic innego.
Coraz częściej łapię się na tym, że facet, z którym idę się przespać, wcale mnie nie interesuje. No, ale wyraził zainteresowanie, ja nikogo nie mam, więc co mi szkodzi... Nie wiem co moja matka chciała osiągnąć przez takie wychowanie.
Możliwe, że zależało jej na podkreśleniu miłości małżeńskiej i tego, że pomimo wieku można być spełnioną. Wyszło trochę inaczej. Ja nie mam obok siebie takiego taty, z którym ona jest od zawsze. Najpierw ta otwartość mi imponowała, ale w efekcie obrzydziła mi relacje damsko-męskie. Uważam się za ofiarę bezwstydnego wychowania.
Piszę o tym, bo pewnie niektórzy mogą mi zazdrościć. Taka wyluzowana mama to musi być fajna sprawa. Tylko do czasu... Prawda jest taka, że dziecko lepiej trzymać pod kloszem i nie wrzucać go do świata dorosłych zbyt wcześnie. Sama powinnam dojrzeć do seksu i jakoś to sobie poukładać w głowie. Nie miałam nawet takiej szansy, bo opowieści i otwartość matki mi to uniemożliwiły. Zanim zaczęłam logicznie myśleć, to już wpadłam po uszy.