Witam wszystkich, a szczególnie dziewczyny pracujące w sklepach. Muszę Wam powiedzieć, że bardzo Was lubię... Kiedy na Was patrzę, to dosłownie odechciewa mi się wszystkiego. Większość kasjerek i ekspedientek siedzi w pracy z taką miną i nastawieniem, że naprawdę przykro się na to patrzy. A chyba nie tak to powinno wyglądać? Zawód polegający na kontakcie z ludźmi powinny wykonywać osoby, które lubią i potrafią to robić. A tymczasem wzięły się za to same frustratki...
O co mi chodzi? Większość czytelniczek pewnie wie, o co. Wszystkie chodzimy do sklepów i widzimy, co się tam dzieje. Wchodzimy i jesteśmy zazwyczaj ignorowane. Jeśli potrzebujemy pomocy, zjadają nas wzrokiem, bo miałyśmy czelność przerwać ich wypoczynek. Czasami palną coś głupiego, żeby nas zniechęcić. Przecież to bez sensu, bo nie o to chodzi w handlu!
Poruszam ten temat, bo sama przez prawie rok pracowałam w sklepie. Studiowałam dziennie, chciałam sobie dorobić popołudniami i naprawdę się angażowałam. Nie odgrywałam roli wielkiej pani, która nie jest godna tego podłego zajęcia, tylko ostro harowałam. Z uśmiechem na ustach, bo na tym to polega.
Nie wiem, mam wrażenie, że czują się jak ofiary klientów. Gdyby ludzie nie włazili do sklepu i nie zawracali głowy, to ich życie byłoby piękniejsze. Nie biorą pod uwagę tylko jednego – im mniej ich będzie, tym szybciej sklep zamkną albo zmniejszą liczbę personelu. One dzięki nam w ogóle cokolwiek zarabiają! Ja, jako klientka, utrzymuję te ekspedientki. Jeśli będę źle obsłużona i nic nie kupię, to właściciel firmy da im to odczuć.
Wiadomo, to zajęcie raczej nudne, czasami frustrujące, ale pracę trzeba szanować. Nie wolno się od razu nastawiać, że to kara za grzechy. Trzeba wykazać odrobinę dobrej woli i jakoś lepiej ten czas minie. Ja, kiedy pracowałam w sklepie, uśmiechałam się i pomagałam, klienci odpowiadali tym samym i po chwili przychodziłam tam z przyjemnością. Dobro zawsze powraca. Zło też.
Czy tylko ja to zauważam?
Joanna
Można pomyśleć, że dzisiaj ludziom strasznie zależy na pracy, więc się starają. Widzę to w wielu branżach, ale akurat w handlu nadal nie bardzo. Wciąż dominują kobiety, zazwyczaj młode, które kompletnie się do tego nie nadają. Ich cel jest jeden – posiedzieć ze skwaszoną miną przez tych kilka godzin i na koniec miesiąca zgarnąć pieniądze. Niewielkie, bo niewielkie, ale zawsze jakieś. Nie obchodzi ich reputacja firmy i zwykłe maniery.
One mają takie podejście, że klient... nie powinien im specjalnie przeszkadzać. Jeśli prosi o pomoc, zadaje za dużo pytań, a nie daj boże się uśmiecha, to trzeba go zbyć. Jak w ogóle ma czelność się odzywać i czegoś chce. Przecież ja się nie będę przemęczała, bo to najniższe stanowisko i na dodatek tak marnie płatne. Ja poudaję, że pracuję, klient niech odgrywa rolę zadowolonego z obsługi. To jakiś absurd.
Właśnie z tego powodu unikam chodzenia np. do sklepów odzieżowych. Na szczęście mam swoje ulubione marki, które mogę kupować w Internecie. Nie muszę oglądać tych cierpiących dziewczyn, które chcą się mnie jak najszybciej pozbyć.
Sytuacja sprzed około miesiąca – wchodzę do znanej sieciówki. Mam mało czasu, potrzebuję białą koszulę, więc nie błądzę po sklepie, tylko od razu zaczepiam ekspedientkę. Grzecznie i z uśmiechem pytam, gdzie znajdę koszule i proszę o pomoc, bo bardzo się spieszę i potrzebuje konkretny rozmiar. Co słyszę? Nie „dzień dobry, proszę za mną, już się tym zajmiemy”. Na oko 20-latka odzywa się w taki sposób, że ręce mi opadły.
„Ledwo pani weszła, nawet nie zdążyła się pani rozejrzeć i już pani pyta. Koszule są tam – wskazała ręką. A numeracja jest na metkach, to naprawdę nic trudnego” - odwróciła się na pięcie i normalnie wyszła sobie na zaplecze. Byłam tak wnerwiona, że chciałam poprosić o rozmowę z przełożonym. Ale czasu naprawdę nie miałam, więc po prostu wyszłam i więcej tam nie wrócę.
Jak tak w ogóle można? Czy ktoś te smarkule w ogóle kontroluje? One się zachowują jak własne szefowe, a klienta zawsze traktują jak intruza.
Z sieciówek to chyba tylko w jednej zawsze jestem obsługiwana tak, jak należy. Widocznie ktoś zadbał o szkolenie personelu. Reszta leży i kwiczy. Nie rozumiem takiego podejścia niby poważnych firm. Bezczelnych pracownic tym bardziej, bo przecież o pracę podobno trudno i każde zajęcie trzeba szanować. A one robią wszystko, by je jak najszybciej zwolniono. Pewnie żyją w przekonaniu, że jaka płaca, taka praca, ale szybko się przeliczą.
Jeśli ktoś pracuje w takim miejscu, to najwyraźniej nie ma innego wyjścia. Tylko tu pozwolili mu na elastyczny czas pracy, nie mieli wielkich wymagań itd. Jedna z drugą powinny się cieszyć, że ktokolwiek je zatrudnił. Ale nie... One muszą ostentacyjnie pokazywać, że robią to za karę, system jest zły, za mało im płacą. Nie spotkałam się jeszcze z większą głupotą.
Czy ktoś trzyma je tam na siłę? Jeśli uważają, że to zajęcie poniżej ich godności, to niech się zwolnią i zrobią miejsce dla osób, którym będzie zależało!
Wiem ile się zarabia w takiej pracy, poznałam się na klientach, nie będę udawała, że ten zawód daje jakąś ogromną satysfakcję. Ale skoro jestem dorosła i podjęłam to wyzwanie, to zwyczajnie się staram i wykonuję swoje obowiązki. Skończę studia, znajdę coś ciekawszego, ale na razie jestem wdzięczna, że mogę sobie dorobić. Takie było moje podejście, które innym jest raczej obce. Wątpię żeby w innych krajach też tak to wyglądało.
Polskie ekspedientki najchętniej siedziałyby na tyłkach przez tych kilka godzin i nie robiły nic. To pracodawca powinien im dziękować, że w ogóle ktoś pilnuje sklepu! Ale dodatkowych wymagań mieć nie powinien, bo przecież to słabo płatna robota bez żadnego prestiżu. A mogłoby być inaczej, gdyby obsługa o tej prestiż zadbała.
Rozmawiam z ludźmi i wiem, że większość ma dosyć takiego traktowania. One zachowują w taki sposób nie tylko względem innych młodych dziewczyn. Tak samo chamsko traktują też kobiety w wieku mojej mamy.