Cześć dziewczyny,
wpatruję się już od godziny w cztery testy ciążowe i ciągle nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę stało. Na każdym z nich są po dwie kreski. Jestem w ciąży.
Wiem nawet dokładnie, kiedy TO się stało. W połowie września miałam urodziny, więc mój chłopak przyszedł do mnie na noc. Sporo wtedy wypiliśmy i tak jakoś wyszło, że poszliśmy na żywioł. On miał wyskoczyć w odpowiednim momencie, ale widocznie zawiódł go refleks… Byłam jednak spokojna, że nie wpadniemy, bo z moich wyliczeń wynikało, że akurat mam dni niepłodne. A tu taka niespodzianka.
Od jakiegoś czasu źle się czułam, było mi słabo i ciągle wymiotowałam. Wydawało mi się jednak, że to albo jakiś wirus, albo po prostu czymś się zatrułam. Karol kilka dni temu zażartował nawet, że pewnie jestem w ciąży. Śmiałam się wtedy razem z nim, bo w zeszłym miesiącu normalnie dostałam okres. Teraz, kiedy miesiączka zaczęła mi się spóźniać, przestraszyłam się nie na żarty. Testy potwierdziły tylko moje obawy.
Jestem załamana wpadką. Mam przecież dopiero 20 lat i teoretycznie najpiękniejszy czas przed sobą… Studia, imprezy, poznawanie nowych ludzi, kariera – przez ciążę wszystkie moje plany wezmą w łeb. Już chyba lepiej wpaść w wieku 14 lat. Wtedy dzieckiem zajmują się przeważnie rodzice ciężarnej, a ona, kiedy kończy liceum i idzie na studia ma już odchowane dziecko, którym nie trzeba się zajmować.
Jak ja teraz skończę studia? Poród wypadnie akurat na sesję egzaminacyjną. Potem zakopię się w pieluchach i już nie będzie mowy o żadnej nauce, a co dopiero o znalezieniu dobrej pracy. Tyle wysiłku na nic!
Nie wiem też, co dalej z moim związkiem. Jesteśmy razem niecały rok i naprawdę nie jestem pewna, czy Karol to facet na całe życie. Mam z nim brać ślub tylko ze względu na dziecko, a potem tego żałować? Teraz zresztą jestem na niego wściekła, że przez jego głupotę wpadliśmy. Nie mam nawet ochoty się z nim widzieć.
Ryczę w poduszkę i zastanawiam się, co dalej. Aborcja nie wchodzi w grę, dziecko nie jest przecież niczemu winne. Urodzę, ale już wiem, że nigdy nie będę szczęśliwa.
Aśka