Szanowna Redakcjo,
chcę poruszyć ważny dla mnie temat, który w Polsce w ogóle nie istnieje. Przynajmniej oficjalnie, w rozmowach, bo takich rodzin jest więcej, niż niektórzy myślą. Sama się do tego musiałam przyzwyczaić, ale wcale nie było tak źle. Nie czuję obrzydzenia czy żalu. Tylko strach przed tym, co powiedzą inni. Czasami wydaje mi się, że zupełnie niepotrzebnie, bo tolerancja jest coraz większa, ale później słyszę jakiegoś oszołoma w TV i znowu mi się wszystkiego odechciewa.
Można powiedzieć, że mam dwie mamy. A raczej mamę i jej przyjaciółkę. Mieszkają razem od ponad 10 lat i niektórzy domyślają się o co chodzi, ale żadna z nich nie chodzi po ulicy i nie opowiada o prywatnych sprawach. Oficjalna wersja jest taka, że zbliżyła je trudna sytuacja, łączy je przyjaźń, żyją razem i tak się do tego przyzwyczaiły, że nie planują już tego zmienić. Ja nie mam nic przeciwko. Nawet teraz, kiedy poznałam całą prawdę.
Wspaniale jest patrzeć na dwie osoby, które zawsze mogą na siebie liczyć. Wspierają się mimo wszystko i wspierają też mnie. Niektórzy powiedzą, że patologia i dziwactwo, a dla mnie to po prostu rodzina. Pewnie dlatego, że widzę, co potrafi zdziałać prawdziwa miłość.
Gdybym szczerze o tym mówiła, to może udałoby się niektórych przekonać, że to nic nienormalnego i szkodliwego? Wierzę, że kiedyś będzie to możliwe i ludzie będą dostrzegać po prostu miłość, a nie swoje wyobrażenia na jej temat. Co by teraz nie mówili, to moja mama jest szczęśliwa i ja też.
Dajcie innym żyć po swojemu i też bądźcie sobą. Bo na rzeczywistość nie ma się co obrażać. Warto ją przyjąć taką, jaka jest.
Agnieszka
Kiedy się dowiedziałam, że moja mama jest w związku z inną kobietą? Nie było takiego jednego momentu. Pamiętam pierwszą szczerą rozmowę na ten temat, ale dla mnie to było tak naturalne, że nie potrzebowałam słów. Jej przyjaciółka nagle pojawiła się w naszym domu i została do dzisiaj. Teraz jest też moją przyjaciółką, bo obie znają mnie tak samo dobrze. Widziały, jak dorastałam i się zmieniałam, uczestniczyły w moim życiu, troszczyły się i nadal kibicują we wszystkim. Kocham je.
Kiedy miałam 10 lat, mój tata poważnie zachorował. Przez jakiś czas mama starała się to przede mną ukrywać, ale w tym wieku naprawdę sporo się rozumie. Widziałam, że był coraz słabszy, odwiedzałyśmy go w szpitalu, w domu zrobiło się cicho i smutno. Potem wrócił do nas, ale na niezbyt długo. Przychodziły jakieś panie, podawały mu leki. Kiedy wyczytałam w papierach, które leżały na stole, że pracują w hospicjum i sprawdziłam, co to znaczy – załamałam się. Przecież to umieralnia.
Modliłam się o jego wyzdrowienie, ale nic z tego nie wyszło. Po 2 latach od diagnozy musiałyśmy go pochować. Myślałam, że to koniec nie tylko jego życia, ale naszego też. Nie poradzimy sobie bez taty. Na szczęście gdzieś obok była Ala, która wzięła nas w garść i nie pozwoliła zbyt długo rozpaczać.
Znałam ją dużo wcześniej, bo zawsze się mówiło, że to najbliższa przyjaciółka mamy. Mówiłam do niej „ciociu”. Często bywała u nas w domu i bardzo ją lubiłam. Nie traktowała mnie nigdy jak małego dziecka, ale normalnie ze mną rozmawiała. Wtedy tego potrzebowałam. Po śmierci taty wzięła na siebie dosłownie wszystko. To ona zorganizowała pogrzeb, gotowała nam obiady, zmusiła mamę do powrotu do pracy. Kiedy byłam chora, to zostawała ze mną w domu. Wreszcie się wprowadziła.
Nikt mi nie tłumaczył, dlaczego teraz mamy mieszkać razem, ale nie przeszkadzało mi to. Przynajmniej mama miała z kim porozmawiać, częściej się uśmiechała, chodziłyśmy razem do parku i było fajnie. Szybko się do tego przyzwyczaiłam. Wiedziałam, że czeka na mnie mama i ciocia, któraś z nich poda mi kolację, druga pomoże w lekcjach. To podwójne wsparcie było potrzebne, kiedy tata odszedł. Wreszcie tak się do tego przyzwyczaiłam, że już nie wyobrażałam sobie innego życia.
Zaczęłam się wszystkiego domyślać dopiero po kilku latach. Ale były to raczej takie przebłyski. Szybko wypierałam je ze świadomości, bo przecież moja mama miała męża. To nie jest możliwe.
Zdarzały się sytuacje, kiedy nie wiedziałam już, co myśleć. Kiedy się do siebie przytulały, to myślałam, że to zwykły przyjacielski gest. Ale mam reagowała jakoś dziwnie. Szeptała jej coś do ucha, nie chciała puścić. Tłumaczyłam sobie, że potrzebuje bliskości kogokolwiek. Podświadomie czułam, że to coś więcej. Potem zaczęłam rozumieć i przestać się tego wypierać. One nie tylko mieszkały razem, ale były razem. Nie tylko ja to widziałam, bo ktoś rozpuścił w szkole plotkę, że wychowują mnie lesbijki.
Raz ze łzami w oczach musiałam tłumaczyć, że zmarł mi tata i to zwykła przyjacielska pomoc, ale już wtedy sama w to nie wierzyłam. One to dostrzegły i przestały się kryć. Były już oficjalnie razem. Oficjalnie, czyli przy mnie, bo wiadomo, że w Polsce raczej nie można z tym wyjść na zewnątrz. Nie bały się o odbiór siebie, ale tego, że ja mogłabym mieć jakieś nieprzyjemności. Ja mogę się tylko cieszyć, że się odnalazły i mama nie zostanie sama, kiedy ja się wyprowadzę.
Były razem przez połowę mojego życia, więc trudno sobie wyobrazić inną sytuację. Dla mnie to zupełnie normalne. Widzę, jak się wspierają i jestem spokojna.
Czy to jakoś na mnie wpłynęło? Nie wiem. Jestem szczęśliwa, lubię siebie, lubię ludzi, mam marzenia i tyle. Nie wychowałam się w patologii, jak niektórzy chcieliby to widzieć. Była miłość i nie brakuje jej też dzisiaj.
Chciałam Wam pokazać naszą historię, bo chyba się trochę różni od tego, co mówią niektórzy ludzie ze złą wolą. To jakieś dziwne wyobrażenia, a nie fakty. Takie związki istnieją, mają bardzo pod górkę, ale uczucie potrafi wszystko przezwyciężyć. Z radością wracam do domu, gdzie są one. Jedyne czego mi brakuje, to móc kiedyś oficjalnie wszystkim powiedzieć, jak to wygląda. Na razie nie mogę, bo atmosfera w kraju nie jest dobra. A może dzieje się tak przez takich ludzi, jak ja?
Nigdy nie wnikałam, jak to właściwie było. Skoro mama kocha kobietę, to pewnie była taka zawsze. Dlaczego więc wzięła ślub z moim tatą i mnie urodziła? Nie wiem, może kiedyś się jeszcze bardziej otworzy. Pewnie chciała spróbować „normalności”. I trwałaby w niej, w jakimś sensie wbrew sobie, bo tak jest wygodniej. Nie wiem, czy on miał tego świadomość. To wszystko już nie ma znaczenia. Teraz jest mama, Ala i ja. Tęsknię za ojcem, ale nie rozpaczam, bo widzę światełko w tunelu.
Kiedyś sobie wyobrażałam, że mama na zawsze zostanie sama. Kiedy się usamodzielnię, to już zupełnie się załamie. Teraz już jej to nie grozi, bo ma nie tylko mnie. Wcześniej wspomniałam o dwóch mamach. Oczywiście dobrze wiem, kto jest moją prawdziwą mamą. Do Ali tak nie mówię, nikt tego ode mnie nie wymaga. Byłoby to raczej dziwne. Ale jak się tak dłużej zastanowić, to w najważniejszych momentach były przy mnie dwie kobiety.