Witajcie...
Może problem nie dotyczy mnie osobiście, ale bardzo jestem w to zaangażowana. Sprawa dotyczy mojej dobrej koleżanki i ja jako przyjaciółka powinnam się odezwać, kiedy czuję, że dzieje się coś złego. Sama bym się o to nie podejrzewała, ale w tym przypadku uważam, że najgorsze rozwiązanie może być najlepsze. To wbrew moim zasadom, ale w teorii wszystko zawsze dobrze brzmi. Tu chodzi o prawdziwe życie. Otóż, ona została 2 miesiące temu zgwałcona. Niestety, typowa sytuacja – impreza, wszyscy wypili za dużo i koleś postanowił się zabawić. Wbrew jej woli, ale kto by tam słuchał pijaczki. Zrobił swoje i jeszcze jej zagroził, że jak się wyda, to jego znajomi się nią jeszcze raz zajmą.
Siedziała cicho, bo co tu można zrobić. Zgłoszenie na policje wiadomo jak by wyglądało. Piła pani? To sama sobie pani winna. Znała go pani? To nie gwałt, ale zaloty. Nawet ją trochę rozumiem, bo sama nie wiem, jak bym się zachowała na jej miejscu. No, ale sprawa zrobiła się poważniejsza, kiedy nie dostała okresu, potem test ciążowy i potwierdziło się najgorsze. Ten potwór zrobił jej dziecko. On musi być ojcem, bo w tym czasie z nikim innym się nie spotykała. Tragedia. I jeszcze we mnie coś się zmieniło przy okazji.
Fot. Thinkstock
Zawsze byłam za ochroną życia bez względu na wszystko. Dziecko nie może płacić za cudze błędy i jak już powstało, to musi się urodzić. Aborcja to było dla mnie morderstwo i ucieczka przed odpowiedzialnością. Nie ma dla niej żadnego uzasadnienia. W końcu seks to zawsze ryzyko i trzeba się z nim mierzyć. Nie dopuszczałam do myśli sytuacji gwałtu, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Gdzieś tam się słyszało o takich przypadkach, ale to przecież nie mój problem. Byłam radykalna w swoich poglądach i zupełnie wykluczałam przerwanie ciąży bez względu na wszystko. Ale tym razem jakoś sobie odpuściłam. Nawet uważam, że byłoby to najlepsze możliwe wyjście.
Wspieram koleżankę jak tylko mogę, dlatego nie miałam zamiaru robić i mówić nic przeciwko niej. Już wystarczająco się nacierpiała. To ona została zgwałcona i teraz nosi w sobie dziecko przestępcy, więc tylko ona może decydować. Szczerze mówiąc, to spodziewałam się, że weźmie pod uwagę skorzystanie ze swoich praw i pozbycie się problemu. Ale nie... Od razu powiedziała, że nie ma mowy, bo by już nigdy nie potrafiła spojrzeć w lustro. Postanowiła urodzić.
Fot. Thinkstock
Bardzo jej się dziwię i sobie chyba jeszcze bardziej. Taki radykał jak ja nagle uważa, że aborcja może być rozwiązaniem. Ale taka jest prawda! Gdybym była na jej miejscu, to prawdopodobnie skorzystałabym z prawa do przerwania ciąży. A wcześniej bym zgłosiła, że padłam ofiarą przestępstwa, a ona dalej milczy. Znajomi o tym wiedzą, ale na policji nikt w tej sprawie nie był. Jej rodzice o ciąży się dowiedzieli, ale myślą, że to efekt wpadki i jej wina. Ta sprawa nie daje mi spokoju, bo ona teraz zgrywa bohaterkę. Gwałcicielowi wybaczyła, chroni życie i ogólnie strasznie miłosierna się zrobiła.
A trzeba było to zgłosić – dopaść tego psychopatę i skorzystać ze swoich praw. Tak, ja jako przeciwniczka aborcji uważam, że tym razem innego wyjścia nie ma. Namawiam ją do zgłoszenia gwałtu, ale o reszcie głośno nie wspominam. Boję się o tym myśleć, a co dopiero mówić. Poza tym, wydaje mi się, że nie mam prawa jej niczego sugerować. To ona padła ofiarą i nosi w sobie dziecko, więc sama powinna wiedzieć, co zrobić. Ale wydaje mi się teraz, że w ogóle się nad niczym nie zastanawia. Zgrywa bohaterkę, a potem będzie żałowała!
Fot. Thinkstock
Fajnie się mówi, że chronię dziecko, bo ono nie jest niczemu winne. Tylko trzeba sobie przypomnieć, że to „dzieło” gwałciciela. Kiedyś to wyjdzie na jaw. Poza tym, jak wychowywać i kochać efekt przestępstwa? Ja bym chyba oszalała. Nie byłam w takiej sytuacji, ale chyba każde spojrzenie na potomstwo przypominałoby mi o najgorszym. Wypadałoby obchodzić urodziny, a wcześniej rocznicę gwałtu. To straszne, co mi chodzi po głowie, ale czuję się przytłoczona tym wszystkim. Chciałabym jej pomóc, otworzyć oczy i doradzić, ale z drugiej strony czuję, że nie mam prawa.
Jak usunie i kiedyś pożałuje, to zawsze będzie mogła powiedzieć, że to moja wina i to ja mam krew na rękach. Tylko bardziej prawdopodobne jest to, że zmarnuje sobie życie. Kiepsko się raczej żyje z piętnem puszczalskiej, która wpadła na imprezie i nie wie z kim. To jest jej oficjalna wersja dla rodziny, żeby za bardzo nie węszyli w temacie. Nie wiem, wydaje mi się, że gdyby wiedzieli o gwałcie, to byłoby im bliżej mojego myślenia. Lepiej pozbyć się problemu i spróbować normalnie żyć.
Fot. Thinkstock
Łatwo mi się pisze o tej sytuacji, ale wiem, że ten list sam w sobie niczego nie zmieni. Ona by musiała go przeczytać, a na to nie liczę. Bardziej chodzi mi o Wasze zdanie w tej sprawie. Mam za dużo pytań, na które sama nie umiem odpowiedzieć.
Czy ona powinna zgłosić gwałt? Czy powinna wskazać gwałciciela?
Czy jej rodzina powinna się o tym wreszcie dowiedzieć?
Czy powinna wziąć pod uwagę, żeby legalnie usunąć tę ciążę?
Czy jeśli tego nie zrobi, to ja powinnam pójść na policję?
Czy mam prawo namawiać ją do przerwania ciąży?
Już nie wierzę, że ona sama się tym zajmie. Młoda dziewczyna zmarnuje sobie życie i nie wiem dlaczego to robi. Chce być bohaterką? Dla mnie jej zachowanie to szczyt nieodpowiedzialności.
Fot. Thinkstock
Dla mnie rozwiązanie jest coraz bardziej jasne... Zgłosić gwałt na policję. Wskazać tego potwora. Wyznać prawdę rodzinie. Pomyśleć nad przerwaniem ciąży. Żyć dalej.
Nie wydaje mi się, żeby milczenie było najlepsze. Urodzenie tego dziecka też mi się nie mieści w głowie. Teraz może łatwo jej się mówi, ale kiedyś zaczną się pytania „kim jest mój tatuś?” i co wtedy powie? Czy codziennie przytulając dziecko będzie myślała, że zawdzięcza je gwałcicielowi? Ona w ogóle się chyba nie zastanawia, co będzie. Liczy się tylko tu i teraz.
Tylko, że za chwilę będzie za późno i nawet jak jej się odwidzi, to będzie musiała urodzić. Mam prawo wkroczyć i przemówić jej do rozsądku?
Lidka