Witajcie dziewczyny…
Właśnie wróciłam z egzaminu na prawo jazdy. Oczywiście oblałam go. I to dwunasty raz. Jeżeli którejś z Was zdarzyło się kiedyś nie zdać za pierwszym podejściem, pomnóżcie swoje rozgoryczenie razy dwanaście. Wtedy będziecie wiedziały, jak się w tej chwili czuję…
Pewnie zastanawiacie się, dlaczego pomimo tylu porażek ja wciąż staram się zdobyć prawo jazdy. Po prostu nie mam wyboru. Muszę być kierowcą, żeby podnieść swoje kwalifikacje zawodowe. Obecnie pracuję w małej firmie, ale znajoma zdradziła mi już kilka miesięcy temu, że w jej korporacji będą szukać osoby na stanowisko sekretarki. Kobieta, która teraz zajmuje tę posadę, pracuje tylko do końca roku, więc wkrótce miejsce się zwolni. Co najlepsze, koleżanka wspomniała już swojemu prezesowi, że ma zaufaną osobę, którą mogłaby mu polecić, tak że pracę mam tak jakby już załatwioną.
Zarabiałabym dwa razy tyle co teraz, więc gra jest warta świeczki. Jest tylko jeden mały problem. Ta posada wymaga prawa jazdy kategorii B. Rozumiecie, jako asystentka musiałabym jeździć samochodem firmowym w różne miejsca i załatwiać urzędowe sprawy… Wiadomo, że jeżdżenie autobusem cały dzień nie wchodzi w rachubę. Nie sądziłam tylko, że zrobienie kursu i podejście do egzaminu będzie mnie kosztowało tyle nerwów.
Na początku nic nie zapowiadało tragedii. 30 godzin wyjeździłam błyskawicznie, instruktor często mnie chwalił i właściwie te jego pochwały utwierdziły mnie w przekonaniu, że zdam egzamin za pierwszym podejściem bez najmniejszego problemu. Niestety, ta pewność siebie chyba mnie zgubiła, bo najpierw oblałam… teorię. Miałam co prawda tylko 4 błędy, więc mało mi brakowało, żeby zdać, ale jednak. Do testu musiałam podchodzić drugi raz.
Jestem naprawdę załamana… Do końca roku mam już bardzo mało czasu. Jeśli nie uda mi się zdobyć tego głupiego prawa jazdy, fajna posada przejdzie mi koło nosa. Czasami mam ochotę dać już sobie z tym wszystkim spokój, ale z drugiej strony może warto się poświęcić dla nowej pracy i obiecujących zarobków.
Co zrobiłybyście na moim miejscu? Ja to już nawet rozważałam wręczenie łapówki egzaminatorowi, ale to wbrew moim zasadom. Chciałabym zdać uczciwie… Tylko obawiam się, że na tej swojej uczciwości daleko „nie zajadę”.
Pozdrawiam Was,
Emilia
Na kolejny egzamin teoretyczny przygotowałam się już oczywiście bardzo skrupulatnie i zdałam. Tym razem nie poszczęściło mi się jednak na egzaminie praktycznym, a dokładnie na łuku. Wyjechałam nieco poza linię i to był rzecz jasna koniec… Myślałam, że limit mojego pecha się wyczerpał, ale za drugim i trzecim podejściem również mi się nie poszczęściło. Samochód zgasł mi na górce.
Od razu wykupiłam obowiązkowe jazdy doszkalające i po uzyskaniu odpowiedniego zaświadczenia, zapisałam się na kolejny egzamin. Plac zaliczyłam śpiewająco, ale tym razem nie poszczęściło mi się na mieście. Nie włączyłam kierunkowskazu w odpowiednim momencie i oczywiście oblałam kolejny raz. Nie będę już wyliczać, co jeszcze robiłam źle, ale w sumie nie udało mi się zdać już 12 razy.