Szanowna Redakcjo,
mam 33 lata i chciałabym opowiedzieć moją historię. Uważam, że nie warto ufać facetom. Nigdy. Przegrałam moje życie totalnie, czuję się jak śmieć, w moim życiu kochałam dwa razy i dwa razy bardzo cierpiałam.
Kiedy miałam 20 lat, zakochałam się podobno ze wzajemnością w chłopaku, który miał wtedy 23 lata. Przez 2 lata było pięknie. Kochałam go bardzo. Jednak pewnego razu z dnia na dzień zostawił mnie, bo stwierdził, że już nic do mnie czuje. Że jestem wspaniałą dziewczyną, ale zakochał się w kimś innym i nic na to nie poradzi. Mój świat legł w gruzach, bo planowaliśmy wspólną przyszłość. Po rozstaniu, jakiś miesiąc później, strasznie źle się czułam. Okazało się, że byłam w ciąży.
Powiadomiłam go, a on powiedział, że „chyba nie z nim, że nie mogę zniszczyć jego nowego życia”. Wpadłam w depresję. Działo się... Awantury ze strony „przyszłych teściów”, że chcę wrobić ich synka w dziecko, że lecę na pieniądze. W dodatku awantury moich rodziców, co to z niego za facet, który ucieka od odpowiedzialności, że jesteśmy biedną rodziną, ale dobrą. Miesiąc później poroniłam. Mój świat się zawalił. Straciłam faceta, dziecko, sens mojego życia. Nie chciałam już żyć. Psycholog, psychiatra, wzięłam rok dziekanki na studiach.
Byliśmy ze sobą wspaniałe 3 lata.
Pewnego razu przyjechałam ze szkolenia dzień wcześniej i pomyślałam, że zrobię mu niespodziankę. Taką jak w filmach. Wróciłam trochę wcześniej, bo reszta brygady została dzień dłużej na firmowej integracji. Wróciłam zaraz po zakrapianej nocy. Dobre szkolenia często tak kończą się u nas w firmie. Pomyślałam że kupię jakieś wino i spędzimy trochę czasu we dwoje. Wchodząc do domu zrobiłam to cichutko, delikatnie, żeby niespodzianka wyszła jak trzeba. W naszym salonie zobaczyłam, że mój facet uprawia seks na stojąco z jakąś małpą!
Potem się potoczyło szybko, wyprowadziłam się do rodziców, zwolniłam się z pracy.
Wpadłam w silną depresję. Leczę się, ale źle mi to idzie. Minęło pół roku, a ja cierpię tak bardzo, że nie da się tego opisać. Dziś mam prawie 33 lata. Siwe włosy i oczy podkrążone przez łzy i tabletki. W przeciągu pół roku schudłam z 68 kg do 50 kg. Pomyślałam, że jak nie będę jeść to będę ładniejsza, nie będę tym wielorybem. Jestem słaba, sama skóra i kości, praktycznie większość włosów wypadło, ścięłam się na chłopaka. Nienawidzę siebie i swojego wyglądu, swojego charakteru. Teraz mam anoreksję przeplataną kompulsywnym jedzeniem - przez tydzień się głodzę, a potem obżeram do granic wytrzymałości.
Nie wychodzę z domu, wstydzę się siebie, nie chce mieć kontaktu z ludźmi. Czuję, że przegrałam swoje życie. Czuję, że lepiej by było, gdybym się nie narodziła.
M.
Na początku wynajmowałam tylko pokój, później było mnie stać na wynajem fajnego mieszkania. Wypłatę miałam dobrą, ale zawdzięczałam to wszytko swojej ciężkiej pracy.
Finansowo powodziło mi się dobrze, uczuciowo byłam ciągle smutna i wypalona. Kiedy miałam już 28 lat, moją brygadę objął pewien mężczyzna. Początkowo nie zwracałam na niego uwagi, ale później chyba coś między nami zaiskrzyło, ponieważ zaprosił mnie na bal sylwestrowy. Pomyślałam, że pójdę ponieważ od ostatniego związku mijało właśnie 8 lat...
Nie chodziło mi o seks. Nawet nie chodziło mi o jakieś głębsze uczucie. Byłam zadowolona, że kogoś mam do rozmowy, ponieważ przez te 8 lat zerwałam kontakty ze znajomymi. Odzywałam się jedynie do mojej rodziny, mojego kochanego brata i siostry oraz do jednej prawdziwej przyjaciółki. On miał wtedy 31 lat. Przystojny, dobrze zbudowany, grzeczny, elegancki, miły (wszyscy go cenili i lubili jako brygadzistę). Na sylwestrze poznałam jego znajomych. Dziwiłam się co takie ciacho robi tam ze mną. Dziewczyną z lekką nadwagą (68 kg i 173 cm), pozostałościami po trądziku, zadartym nosem i trochę krzywymi zębami.
Pół roku po sylwestrze rozpoczęliśmy związek na poważnie. Byłam w końcu szczęśliwa. Zaczęłam żyć.
Znów miałam przyjaciół i życie towarzyskie, czułam się kochana. Kiedy przyjechaliśmy do moich rodziców na obiad, mama z ojcem wypytywali mnie o ślub, dzieci, bo przecież mam już prawie 29 lat. Ja odpowiedziałam, że nie naciskam na niego, ale na pewno się doczekają. Póki co, chcemy pomieszkać trochę razem.
Zamurowało mnie a ona nawet się nie speszyła. Założyła jakieś kuse szmaty na siebie, żenujący wzrok skierowała na niego i zapytała: „To jest ta twoja zarobiona grubaska?”.
Zaczęłam ja wyzywać i wyganiać z naszego mieszkania. Pomyślałam, że jakoś się ułoży, że mu wybaczę itd. A wtedy on powiedział: „A co ty myślałaś? Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz! Jesteś zaniedbana jak stara baba. Tutaj z moją AGUSIĄ mam chociaż dobry seks, ma piękne ciało i włosy, oczy i taką gładką buzię, a z Tobą, z takim wielorybem, miałabym się męczyć całe życie?”...
Później wróciłam do szkoły, nadal na lekach, ale już w lepszym stanie. Moje życie było nadal bez sensu, ale pamiętam jak powiedziała mi wtedy dobra koleżanka - „jeśli coś cię boli, to rób wszytko, żeby o tym nie myśleć”. I chyba jej posłuchałam. Zaczęłam bardzo dużo się uczyć, wręcz kuć całymi dniami. W weekendy pracowałam jako kelnerka w lokalnej restauracji, bo moja rodzina była pod względem dochodów raczej przeciętna. W ten sposób przez 5 lat byłam sama, prawie nigdzie nie wychodziłam, bo nadal nie miałam na to czasu, a przede wszystkim ochoty.
Z wesołej dziewczyny stałam się zamkniętą w sobie i małomówną kobietą. Na studiach miałam stypendium i prawie najlepsze wyniki na roku. Studiowałam ekonomię. Wyjechałam do innego miasta i znalazłam staż, później zatrzymali mnie na pół etatu w znanej firmie, a po jakimś czasie dostałam już cały etat. Byłam chwalona przez pracodawcę i generowałam duże zyski dla firmy.