LIST: „Ja jestem naukowcem, mąż lekarzem, a córka... siedzi na kasie. Co zrobiliśmy źle?!”

Wanda nie rozumie życiowych wyborów córki. Jest jej za nią wstyd.
LIST: „Ja jestem naukowcem, mąż lekarzem, a córka... siedzi na kasie. Co zrobiliśmy źle?!”
Fot. Thinkstock
06.03.2016

Witam serdecznie i proszę o radę!

Jestem kobietą, która przeżyła już kilka lat, jestem zadowolona ze swojej kariery zawodowej, mam męża i jedną córkę. Niektórym może się wydawać, że nie mogę na nic narzekać. Pieniędzy nam nie brakuje, jesteśmy zdrowi i możemy na siebie liczyć. Ale prawda jest taka, że nie wszystko w moim życiu mi się podoba. Odczuwam pewien dyskomfort, może nawet porażkę. Wszystko w związku z córką, która raczej nie spełnia moich oczekiwań. Dorastała w sprzyjających warunkach, miała więcej możliwości, niż można sobie wyobrazić, a wcale z tego nie skorzystała. Podobno jak się pochodzi z inteligenckiej rodziny, to ma się zagwarantowany dobry start. Ona jeszcze porządnie nie zaczęła, a już widzę ją na mecie.

Co mam jej do zarzucenia? Ma rozsądnych rodziców, którzy robią karierę i zawsze powtarzali jej, że wiedza to potęga. Warto być mądrym i ciekawym świata, bo taki powinien być człowiek, ale można też na tym w wymierny sposób skorzystać. Dobra praca, kontakty i tak dalej. Ja zrobiłam wszystko, by dać jej taką szansę, ale ona od lat się buntuje. Jest leniwa, spoczywa na laurach, nie chce się wyróżniać. Od kilku miesięcy pracuje w takim miejscu, że nawet wstydzę się o tym wspominać.

 

 

praca kasjerki

fot. Thinkstock

Ale co to za wykształcenie? Uczelnia z bardzo średniej półki, a kierunek – stosunki międzynarodowe. Wierzyłam, że to ją fascynuje i może nawet myśli o karierze dyplomatycznej. Ewentualnie zdecyduje się zostać, zrobić doktorat i kontynuować karierę naukową. Nic z tego nie wyszło, bo zamiast porządnie studiować, to ona się ślizgała od semestru do semestru, od sesji do sesji. Średnia – trochę ponad 3,5. Zdarzały się też poprawki. To już zupełnie nie w naszym stylu. Po pierwszym roku prosiłam ją, żeby zastanowiła się nad swoją przyszłością. Jeśli będzie trzeba, to niech zmieni uczelnię, specjalność i wszystko. Została, jakoś to skończyła i została kolejnym przeciętnym specjalistą w dziedzinie, która nie daje większych perspektyw.

A co ona chce po tym robić? Jak usłyszałam, że „cokolwiek”, to aż mnie zabolało. Człowiek rozbudza w dziecku ciekawość i liczy na odrobinę ambicji, a jej jest wszystko jedno. Córka pracownika naukowego i lekarza specjalisty zaczęła swoją karierę kilka miesięcy temu. Na kasie w drogerii, bo stamtąd pierwsi odpowiedzieli. Zarabia niewiele, pracuje na zmiany, przestała się zupełnie rozwijać i wcale nie wygląda na rozczarowaną. A ja zupełnie nie wiem, co mam odpowiadać, kiedy ktoś o nią pyta...

praca kasjerki

fot. Thinkstock

Często się słyszy o chorych ambicjach rodziców. Zazwyczaj mamy z tym do czynienia, kiedy sami niewiele osiągnęli, więc inwestują w rozwój dziecka. Nie można tego o nas powiedzieć. My mamy na koncie sporo sukcesów, jesteśmy poważani i czujemy się ekspertami w swoich dziedzinach. Ja jestem wykładowcą akademickim na państwowym uniwersytecie, co daje mi ogromną satysfakcję. Mąż jest lekarzem, który ma opinię wybitnego. Pomógł już tysiącom ludzi. Moim skromnym zdaniem to już jest coś. Oczekiwaliśmy od córki, że chociaż spróbuje osiągnąć podobny poziom. Ale jej się nie chciało.

Co zrobiliśmy źle? Czasami mi się wydaje, że za bardzo ułatwialiśmy jej życie. Wożenie do szkoły, kupowanie wszystkiego, korepetycje, wakacje. Nie musiała się starać i o nic walczyć, bo rodzice załatwią. Z drugiej strony to może jakiś kompleks? Mama i tata na stanowiskach, odczuwam presję, nie dam rady... My jej przez lata wmawiamy, że trzeba o siebie walczyć i rozwijać się, a ona ciągle szła na łatwiznę. Liceum wybrała, bo było najbliżej, a studia ze względu na niski poziom. I tak cud, że w ogóle zdobyła tytuł magistra.

 

praca kasjerki

fot. Thinkstock

Kocham córkę i chcę dla niej jak najlepiej. Nie spodziewałam się tylko, że wychodząc z takiego domu można mieć tak niewielkie oczekiwania od życia. Rodzice jej koleżanek z pracy są pewnie sprzątaczkami lub krawcowymi, budowlańcami albo elektrykami. Bo nie ma się co oszukiwać – handel to też zajęcie przede wszystkim fizyczne. Czuję ogromny niedosyt i martwię się o nią. Ona nie miała być średniakiem, ale kimś więcej. I nie uważam tego za moją chorą ambicję, ale rozsądne stawianie sprawy. Wywodząc się z rodziny inteligenckiej zazwyczaj dochodzi się równie daleko.

Nie muszę daleko patrzeć – obracam się w środowisku naukowym i słyszę o dzieciach innych wykładowców. Młodzi kształcą się na nauczycieli, zawodowych muzyków, specjalistów w bardzo wąskich dziedzinach. Rodzice ich zainspirowali. Ja odczuwam wychowawczą porażkę w związku z wyborami córki. I tym jej ciągłym „nie chce mi się” albo „jakoś to będzie”.

Będzie... Na kasie za 1500 zł netto.

 
praca kasjerki

fot. Thinkstock

Proszę mnie źle nie zrozumieć – w drogerii i ogólnie w handlu potrzebni są pracownicy. W innych prostych dziedzinach też. Ale dlaczego córka naukowca i lekarza tak spoczęła na laurach? Człowiek się stara, zachęca do czytania, prowadzi do teatrów, podsuwa pod nos ambitną prasę i robi wszystko, by nie wychować przeciętniaka, a on się wychowuje sam. Jakby zupełnie poza nami i bez naszego wpływu. I najbardziej boli to, że najważniejszy czas został już zmarnowany. Córka nie wróci na ambitniejsze studia i nie wymaże z CV tego, czym się aktualnie zajmuje. Boję się, że utknęła w tej przeciętności na zawsze.

Błagam ją, żeby szukała czegoś innego. Może trafi do branży, w której można zacząć od zera i jakoś się rozwinąć. Chciałam nawet załatwić staż w ambasadzie, ale nie była zainteresowana. Albo kilkumiesięczne praktyki w agencji reklamowej. Też nie. Powoli ja też się poddaję. Ale z tym, że będąc tym, kim jestem, wychowałam kasjerkę – raczej się nie pogodzę. Nie mam nic do kasjerek. Po prostu oczekiwałam od jedynej córki czegoś znacznie więcej!

 

praca kasjerki

fot. Thinkstock

Nie wiem z czego to wynika. Było jej za dobrze? Za łatwo? Dostała zbyt wiele swobody? Człowiek myślał, że tak będzie najlepiej. Przecież patrzy na swoich rodziców na stanowiskach i powinna coś zrozumieć. Żyje w domu, gdzie nie siedzi się bez sensu przy piwie, nie kupuje się kolorowych gazetek i nie ogląda się kabaretów. Zawsze na jakimś poziomie, wyższym od przeciętności.

Do czego to doprowadziło? Nagle zrównała się z dziećmi robotników mieszkających na blokowiskach. Nie mówię tego z jakimś wyrzutem i nikogo nie poniżam. Takie są fakty. Przykro mi to mówić, ale moja córka zwyczajnie nie ma ambicji.

Jak ona chce sobie ułożyć życie na tak niepewnym „stanowisku” i z taką pensją? Ja mam coraz większą ochotę odciąć ją od naszej pomocy. Niech zobaczy, co zbroiła.

Wanda

 

Polecane wideo

Komentarze (137)
Ocena: 4.43 / 5
Łukasz (Ocena: 3) 07.03.2016 12:28
Problem w tym, że autorka w gruncie rzeczy niby nie ma nic do nikogo, nikogo nie poniża ani siebie nie wywyższa, ale jednak... naprawdę nie chce mieć nic do nikogo spoza jej "kręgów" i jej poziomu i w gruncie rzeczy poniża innych i odcina się od takich ludzi, którzy nie przysparzają korzyści w rozwoju jej kariery i planu na życie. Tak na prawdę jej chodzi o jej życie a nie życie córki i traktuje córkę i jej życie jako swoje życie i składnik własnego sukcesu. Zauważyłem, że Autorka nie wspomina nic o swoich korzeniach... To tylko przypuszczenia, ale chyba chodzi o to, że rodzice nie byli wykładowcami akademickimi czy wziętymi lekarzami... Kolejną sprawą jest to, że będąc nauczycielem akademickim można po prostu nie mieć czasu dla własnych dzieci... własnego dziecka... Jak to dziecko może zainteresować się poziomem swoich rodziców, skoro ich w większości czasu nie ma? Jak można zainteresować się rodziców pracą czy hobby, jak po prostu nie ma ani czasu ani przestrzeni na integrację. Ilość też jest tu ważna. Jedno dziecko nie ma konkurencji... Nie ma motywacji do walki o swoje i o uwagę rodziców... albo na skutek emocjonalnych zaniedbań rodziców, dziecko tą motywację straciło - i tak tego nie zauważą bo są pochłonięci swoją karierą... Myślę też, że bycie wykładowcą na uczelni to też nie jest szczyt bycia na poziomie. Może pozory tak, ale często wykładowcy to w rzeczy samej odtwórcy. A chodzenie do teatru czy opery... to tylko pokazywanie się w światku ale nie od razu bycie na poziomie i tworzenie tego społeczeństwa z wyższej sfery... pozory, pozory., pozory... I na koniec najprostsze ale najtrudniejsze i najistotniejsze... Kto żyje czyim życiem? Pani teraz żyje życiem córki i chce żeby córka żyła jej życiem... Może niech każdy żyje swoim?
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 07.03.2016 12:23
rozpuszczona dziewucha, nie ma ambicji, bo wszystko dostawała pod nos. i pewnie nadal dostaje i będzie dostawać, więc po co ma się starać? jakby miała się utrzymać za te 1500 to może by się zastanowiła, ale po co skoro mamusia i tatuś dobrze ustawieni wszystko dadzą.
zobacz odpowiedzi (2)
Anonim (Ocena: 5) 07.03.2016 11:16
Dziwne, że kobieta z takiej elity siedzi na papilocie i pisze listy do redakcji :/
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 07.03.2016 11:01
ja poniekąd rozumiem zawód ale niestety to jest życie córki i ona podejmuje decyzje.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 07.03.2016 10:34
to pokaże ci przykład wielkiej kariery na swoim przykładzie:3 lata na kasie w biedronce-przynajmniej te 2000 na ręke było. Potem awans(dzięki cioci, która uważała,że moja praca to hańba) na "panią w okienku" w znanej państwowej instytucji-1500 netto i zero szans na rozwój,
odpowiedz

Polecane dla Ciebie