`Mężczyźni cenią u kobiet naturalność`, `Nie maluj się, bo gruba warstwa pudru odstraszy każdego faceta`, `Najbardziej podobasz się ukochanemu, gdy jesteś nieumalowana`. Jeszcze do niedawna wierzyłam w te i inne bzdety, którymi karmią nas magazyny kobiece. Wiecie, czemu przestałam być taka naiwna? Bo przekonałam się na własnej skórze, że im więcej tapety na twarzy, tym większa szansa na flirt i podryw.
Faceci to hipokryci, serio. OK, zawsze wiedziałam, że dla nich liczy się przede wszystkim wygląd dziewczyny, ale nie myślałam, że ostry makijaż jest dla nich aż taki podniecający. A jest. Niestety.
Myślałam, że moja naturalność go kręci. Że jest czymś, co wyróżnia mnie z tłumu pustych pudernic. W końcu ilu facetów może pochwalić się laską, która nie straszy swoim wyglądem z rana? I nie wydaje majątku na pudry, podkłady, róże i bronzery?
Tymczasem niedawno okazało się, że mój chłopak nie miałby nic przeciwko temu, gdybym zaczęła się ostrzej malować. `Ostrzej` to niewłaściwe słowo. On chciałby, żebym stała się typową tapeciarą.
Po jedzeniu pojechaliśmy z moim chłopakiem do mnie. Zamierzałam iść do łazienki i jak najszybciej zmyć z siebie ten 10-warstwowy makijaż, ale M. mi na to nie pozwolił. Od razu zaciągnął mnie do sypialni. Nigdy nie narzekałam na to, jak układa się między nami w łóżku, ale tamtego wieczoru uprawialiśmy naprawdę ostry seks. Wydaje mi się, że to wszystko przez ostry make-up…
Od tamtego czasu M. ciągle narzeka, że już tak mocno się nie maluję. Nie jest już też taki namiętny w łóżku. Jakby brakowało mu tego, że nie jestem pudernicą. Zdołowało mnie to wszystko. Nawet zaczęłam rozważać, czy faktycznie nie dokupić sobie paru kosmetyków.
Dziewczyny, nie wierzcie w to, że faceci lubią naturalność. Jak któraś z Was szuka teraz chłopaka lub chce podkręcić atmosferę w swoim związku, to zacznijcie się ostro malować. Ale tak naprawdę ostro.
Ewa
To jednak nie wszystko. Po nagraniu spotkałam się z moim chłopakiem. Na mój widok po prostu go zatkało. Wcześniej prawił mi od czasu do czasu komplementy, ale takich zachwytów nie słyszałam z jego ust nigdy wcześniej. Powiedział, że wyglądam w takim makijażu zaje**ście, że powinnam się tak malować na co dzień, że makijaż jest ostry, ale to właśnie dobrze, bo wyglądam w nim seksownie.
Najpierw myślałam, że robi sobie ze mnie żarty, ale on nie przestawał mnie komplementować. Jak pojechaliśmy na fast food, bo padałam z głodu, to co chwilę mi mówił, że wszyscy faceci dookoła się na mnie gapią. To była akurat prawda. Sama widziałam, jak jeden facet prawie wpadł na drzwi, bo tak się na mnie zapatrzył. Inny siedział ze swoją dziewczyną przy stoliku, ale nie przeszkadzało mu to robić do mnie maślanych oczu. Byłam tym oburzona. Faceci to zwierzęta…
Nie przesadzam. Czułam się w tym makijażu koszmarnie i zastanawiałam się, czy mam w domu jakiś sprzęt, którym będę zeskrobywać te podkłady z buzi. Oczywiście nic nie powiedziałam tej makijażystce. Ona maluje tak wszystkich. Sama widziałam pogodynkę, która była umalowana równie mocno jak ja. W telewizji to widać standard.
Kiedy nadeszła moja kolej i stanęłam przed kamerą, zauważyłam, że faceci patrzą się na mnie jakoś tak… łakomie. Kamerzysta dziesięć razy prosił mnie o poprawianie włosów, a to na jedną stronę, a to na drugą, że niby chciał sprawdzić, jak wyglądam korzystniej, a koleś od dźwięku w tym czasie powiedział głośno: `J. daj już spokój dziewczynie. Jest taka ładna, że fryzura niewiele tu zmienia`. Wszyscy dookoła pokiwali twierdząco głowami, a ktoś nawet… zagwizdał.
Nie jestem może chodzącą pięknością, ale nie jestem też brzydka. Mam długie brązowe włosy, 167 cm wzrostu, jestem szczupła, ale mam krągłości tam, gdzie trzeba. Nigdy nie byłam też zwolenniczką mocnego make-up`u. Tusz do rzęs, pomadka, ewentualnie trochę pudru, gdy szłam na randkę. Mogłam sobie na to pozwolić, bo mam ładną cerę i nigdy nie musiałam przykrywać sobie pryszczy toną podkładu.
Mój obecny facet nigdy nie narzekał na to, że nie używam dużej ilości kosmetyków. Było mu to nawet na rękę, bo jak gdzieś razem wychodziliśmy, do kina czy gdzieś do znajomych, nigdy nie musiał na mnie czekać godzinami pod drzwiami łazienki. Przejeżdżałam pomadką nawilżającą po ustach, pryskałam się perfumami i już, byłam gotowa.
Do takich wniosków doszedł niedawno; tuż po tym, jak miałam występ w lokalnej telewizji. Zaprosili mnie do stacji, żebym wypowiedziała się krótko na taki jeden temat. Nie będę wdawać się w szczegóły. W każdym razie przed nagraniem zrobiono mi profesjonalny make-up.
Z ręką na sercu mogę przysiąc: nigdy w życiu nie miałam na twarzy tylu kosmetyków, co właśnie wtedy. Makijażystka przez 20 minut wklepywała mi jakieś bazy, korektory, podkłady matujące, podkłady rozświetlające, nałożyła trzy rodzaje cieni do powiek, obrysowała oczy kredką, wytuszowała rzęsy, pomalowała brwi i usta… Szczerze? Jak spojrzałam w lustro to miałam jedno skojarzenie. A właściwie dwa: drag queen lub tirówka.