Szanowna Redakcjo,
nie jestem osobą, która lubi narzekać, siedzi z założonymi rękami i o wszystko obwinia innych, ale po prostu nie mam już nerwów. Żyję wystarczająco długo, żeby móc się wypowiedzieć w tym temacie i nie mam nic dobrego do powiedzenia o facetach. Mam 28 lat, więc nie szukam przygody na jedną noc, ale kogoś na stałe. Chcę kogoś pokochać, założyć rodzinę i być szczęśliwa, ale coraz mniej w to wszystko wierzę. Może jestem wybredna, ale na litość boską – czy ja mam takiego pecha, czy na świecie nie ma żadnego normalnego mężczyzny?!
Kiedy patrzę na tych wszystkich pustych facetów i widzę, z kim wiążą się moje koleżanki, to po prostu chce mi się płakać. Wszyscy pozują na nie wiadomo kogo, a później okazuje się, że to zwykli nieudacznicy. Nie wszyscy, bo wśród facetów w wieku mojej mamy wielu jest odpowiedzialnych i zaradnych. Moi rówieśnicy to jakaś jedna wielka porażka. Nie mówiąc o młodszych, w których głowach hula wiatr... Wykształcenie, perspektywy, plany na przyszłość – dla nich takie pojęcia w ogóle nie istnieją, więc jak tu się z kimś takim związać?
Od najmłodszych lat nie miałam dobrego zdania o płci przeciwnej. Tata był fantastycznym facetem, ale to niestety wyjątek. Pamiętam kolegów z klasy, którzy najpierw w ogóle nie interesowali się dziewczynami, później szeptali o cyckach koleżanek, z biegiem czasu zaczęli myśleć o seksie i zaliczeniu którejkolwiek. Myślałam, że to normalne i kiedyś z tego wyrosną. Zaczną dostrzegać także inne nasze zalety i coś sobą reprezentować. Bardzo się pomyliłam, bo oni nigdy nie przestają tacy być.
Wiem, że to brzmi jak biadolenie frustratki, ale tak – jestem sfrustrowana. Pech chciał, że mam swoje zdanie, potrafię logicznie myśleć, jestem ambitna, fascynuje mnie inteligencja i szerokie horyzonty innych. Mam wiele takich koleżanek, więc jednak gatunek ludzki jest do tego zdolny. Ale o facetów, którzy myśleliby podobnie, a na dodatek potrafiliby zaakceptować, że ich kobieta jest kimś więcej, niż gosposią i kochanką, naprawdę trudno.
Wszystkie mądre kobiety umrą samotne, albo nieszczęśliwe. Nie widzę innego wyjścia. Albo zgoda z własnym sumieniem, albo życie z takim nierozgarniętym facetem i udawanie, że wszystko jest dobrze. A nie jest. Ze strachu przed odrzuceniem udajemy głupsze, niż jesteśmy i koło się zamyka.
Aleksandra
Najpoważniejszy związek przeżyłam na studiach. Trochę spuściłam z tonu i wydawało mi się, że jakoś to przetrwam i może nawet zwiążę się z nim na dłużej. Na pierwszy rzut oka do mnie pasował. Całkiem przystojny, raczej mądry, bo dostał się na tę samą uczelnię i kierunek, co ja. Z czasem uświadamiałam sobie, że co z tego... Może był oczytany i potrafił czarować, ale dalej niewiele sobą reprezentował. Chętnie wskakiwał mi do łóżka i pokazywał palcem, co powinnam za niego zrobić, ale żeby mnie czymś zaskoczyć, zaimponować prawdziwą inteligencją – to już nie bardzo.
Skończyłam studia, zaczęłam podyplomówkę, dostałam niezłą pracę. Zaczęłam przyzwoicie zarabiać i czuję, że nie zmarnowałam tego czasu. Kolejni faceci przychodzili i odchodzili. Albo sami rezygnowali, bo czuli się gorsi, albo sama kończyłam znajomość. Dla wszystkich sensem życia, było zaliczenie panienki, fajne auto, jak najwięcej na koncie i dobra zabawa. Z żadnym nie mogłam poważnie porozmawiać o świecie, uczuciach, marzeniach. Albo nie mieli za dużo w tych swoich głowach, albo uważali, że takie tematy są „niemęskie”.
Potem ci sami faceci obrażają kobiety, mówiąc że wszystkie jesteśmy blacharami, pustakami, tipsiarami i nie wiem kim jeszcze. Tak, są wśród nas panie, którym niewiele jest potrzebne do życia, ale jest równie wiele ambitnych, uczuciowych i zaradnych! Wystarczy, że któraś jest ponadprzeciętnie inteligentna i zna swoją wartość, wtedy wszyscy uciekają w popłochu. Nie chcą poczuć przewagi nad sobą, a nie bardzo mają możliwości i ochotę, żeby im dorównać. Otaczają się byle kim, bo sami są byle jacy.
Mężczyźni nie potrzebują już prawdziwych partnerek, od których mogliby się czegoś nauczyć i wymagać więcej, niż prania, sprzątania i oddawania się w sypialni. Niech głupia baba dobrze wygląda i ulega, kiedy pan ma na to ochotę. I wiele z nas idzie na taki układ. Nie mamy za bardzo z kogo wybierać, więc niech już będzie taki nieporadny facet, któremu wydaje się, że jest nie wiadomo kim. Ale ja tego po prostu nie przełknę, bo nie po to się kształciłam, nie po to rodzice zaszczepili we mnie ambicję i szerokie horyzonty, żeby się w takiej relacji marnować.
Chętnie bym się z tego pośmiała, gdyby to nie było takie tragiczne. Wyglądam podobno całkiem nieźle, potrafię się zachować, mam swoje zdanie, kultura osobista jest dla mnie ważna, ale... tego już za wiele. Którego faceta to zainteresuje? Ilekroć łudziłam się, że akurat ten jeden może być inny, wtedy i tak nic z tego nie wychodziło. Oni się mnie boją! Tak samo, jak innych świadomych kobiet, które chcą od życia czegoś więcej.
Ktoś powie, że skoro tak wybrzydzam, to zostanę starą panną i nikt się tym nie przejmie. Tak, chyba nie ma innego wyjścia. Do tego przyzwyczaiłyśmy facetów. Albo sama niewiele miałyśmy w głowach, albo udawałyśmy, że nie mamy. Pozwoliłyśmy na to, żeby byle prosty samiec mógł nami dyrygować. I takie są efekty. Jak już się trafi konkretna kobieta, która chce i może zbyt dużo, wtedy wszyscy panowie się ulatniają. Zaraz znajdą sobie kogoś mniej wymagającego, przy kim nie będą się czuli głupsi.
Pierwszego chłopaka miałam na początku liceum. Chyba tylko po to, żeby nie być gorsza od koleżanek. Nie był jakiś specjalny, ale wierzyłam, że za zapryszczoną twarzą kryje się ktoś w miarę normalny. Chodziliśmy za rączkę, czasami nawet mnie pocałował, ale nawet nie pamiętam o czym rozmawialiśmy. Chyba o niczym konkretnym, bo jak to młody chłopak – niewiele miał do powiedzenia. Potrafił ocenić, że coś jest dla niego fajne, coś innego beznadziejne, a mnie „nawet lubi”. Jakoś to przebolałam, ale lata mijają, a ja spotykam tylko takich!
Miałam kilku takich „kolegów”, do których trudno było cokolwiek poczuć, ale wolałam mieć chłopaka, niż siedzieć sama w domu. Każdy mi się nudził, bo wszyscy mieli dość płaskie spojrzenie na świat. Ja mam wyglądać, dać się pomacać, pokazać się z nim na imprezie, za dużo nie mówić, a już broń Boże nie przejawiać swojej inteligencji. I tacy chyba są faceci – szukają miernych, ale wiernych kobiet. Ja szukam nie tylko wiernego, ale także z olejem w głowie. Do tej pory nie odniosłam sukcesu w tej kwestii. Albo przyciągam do siebie cwaniaków, albo zwykłych prostaków.