Chyba wkładam kij w mrowisko, ale chcę to napisać i poznać zdanie innych osób. Ostatnio mam szczęście do spotykania ciężarnych kobiet i czuję się przez nie w jakimś sensie pomiatana. Wcześniej też zdarzały się denerwujące sytuacje, ale jakoś zagryzałam zęby. Wmawiałam sobie, że tak trzeba, bo przecież noszą pod sercem nowe życie. Mnie korona z głowy nie spadnie, a one jakoś spokojniej donoszą.
Ale wiecie co? Coraz bardziej mam tego dosyć. Jestem kobietą, pewnie sama kiedyś zajdę w ciążę, może nie jedną, ale trudno nie zauważyć, że stan błogosławiony to dla niektórych wymówka. Żeby nic nie robić, wpychać się do kolejki i wydawać polecenia. Trochę mi się to kłóci z zapewnieniami, że ciężarna nie znaczy chora. Czasami zachowują się tak, jakby walczyły co najmniej z rakiem.
Nie chcę być niczyim popychadłem, więc panie z brzuchami niech się może uspokoją.
fot. Thinkstock
Tak to właśnie widzę. Nie wiem dlaczego ja mam być gorsza od rówieśnic, które zdecydowały się na dziecko. Zaszłaś, to przyjmij to z godnością. Obok ciebie są ludzie, którzy naprawdę czują się gorzej i mają więcej na głowie od ciebie, ale nie przyszło im do głowy, żeby się tak przepychać. Często widuję pokorne staruszki, które stoją grzeczne i cichutko, chociaż pewnie wszystko je boli. Wy wchodzicie wszędzie jak taran i przestawiacie ludźmi, jak wam wygodnie.
Chyba, że ciąża to jednak choroba i nie dajecie sobie rady. Tylko, że wy dostosujecie terminologię do sytuacji. Jak trzeba gdzieś odstać i się pomęczyć, to udajecie umierające, ale jak ktoś wam czegoś zabrania, to zawsze krzyk, że przecież nic wam nie jest. Zdecydujcie się wreszcie.
Z całym szacunkiem, ale denerwujecie mnie.
Wiola
fot. Thinkstock
Zaczęło się od tego, że zmieniłam miejsce pracy i teraz codziennie dojeżdżam autobusem na drugi koniec miasta. Po drodze jest duża klinika, gdzie pracownicy korporacji mają prywatną opiekę medyczną. Często z nimi jeżdżę, bo to widać – mamy z dziećmi, dorośli wracający z receptami i oczywiście ciężarne też. Widocznie mają tam ginekologa. Jak jedna taka wchodzi, to reszta ma tańczyć, jak ona zagra.
Wiele razy byłam już świadkiem absurdalnych scen, kiedy one zwyczajnie symulowały. Na przykład – dojeżdżamy do przystanku, widzę jak taka ciężarna biegnie, brzuch jej skacze, świetna kondycja. Wchodzi i robi minę, jakby miała umrzeć. Ledwo się trzyma barierki, wisi nad kimś, aż wreszcie dostanie fotel tylko dla siebie.
To jest wykorzystywanie sytuacji, a nie konieczność, bo widać, że babka nie ma żadnych dolegliwości.
fot. Thinkstock
Tym bardziej mnie to wkurza, bo one nie mają żadnego wstydu. Bez skrępowania godzą się na to, żeby schorowane staruszki ustępowały im miejsca. Jest w tym coś rozczulającego, że taka babuleńka chce dobrze, ale bez przesady. Znalazłoby się miejsce dla jednej i drugiej, a pani z brzuchem równie dobrze mogłaby kilka minut postać. Nic jej się nie stanie, w autobusie przecież nie urodzi.
Potem pewnie mąż ją prosi, żeby przystopowała i odpoczywała, a ona odpowiada, że ciąża to nie choroba. Pewnie się obraża, że ktoś postrzega ją jako słabą. Zapomina o scenach, jakie odgrywa wśród obcych ludzi. Bo oczywiście komunikacja miejska to jest pół biedy. Ja sobie postoję, nic mi się nie stanie, ale ciążę wykorzystują jeszcze w innych sytuacjach.
Wszędzie gdzie jest kolejka, tam się ciężarna wepchnie.
fot. Thinkstock
Byłam odebrać wyniki badań w publicznej przychodni. 4-5 osób w kolejce, każdy tylko podchodzi, podpisuje i odbiera. Nie trwa to dłużej, niż minutę na głowę. Ale wchodzi dziewczyna z brzuchem i bez pytania na początek kolejki. Pytam, gdzie się jej tak spieszy, to baby w kolejce naskoczyły na mnie, że nie szanuję ciężarnych i jestem podła! To jest absurd, żeby tak we wszystkim im ustępować.
Jeszcze gorzej jest w sklepach. Czasami w marketach wydzielają kasy pierwszeństwa, więc nawet się tam nie pcham. Niech brzuchate i staruszki poczują się wyjątkowo. Ale w tych mniejszych jest jedna albo dwie kolejki i zaczyna się problem. Wszystkim się spieszy, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto wprowadzi taką ciężarną na sam początek. Najczęściej ktoś z samego końca ogonka, bo jemu jest wszystko jedno.
Ja jestem cierpliwą osobą, ale w takich momentach mam ochotę wyrzucić to z siebie. Powiedzieć głośno, że tak nie powinno być.
fot. Thinkstock
Jesteś tylko w ciąży! Sama powtarzasz, że to nie choroba, więc nie rób z siebie niepełnosprawnej. Widzę, że jesteś w świetnej formie, biegasz, pewnie po godzinach podnosisz ciężary, a przy innych zachowujesz się jak umierająca. A jak tak fatalnie się czujesz, to nie wierzę, że nikt nie jest w stanie cię wyręczyć. Nawet jak facet od ciebie uciekł, to zawsze są rodzice, rodzeństwo, znajomi, koleżanki. Nie męcz się tak.
Czasami mi się wydaje, że czuję się zdecydowanie gorzej od ciebie, ale mnie nikt nie przepuści. Pracuję po 9 godzin dziennie, tracę prawie 2 godziny na dojazdy, nie mam czasu zjeść, mam chorobę przewlekłą przez którą często czuję dyskomfort. Ale nikogo to nie obchodzi, bo nie mam wielkiego brzucha, który dla was jest przepustką.
I kto ma gorzej? Pewnie siedzisz na zwolnieniu lekarskim, więc poświęć kilka minut na stanie w kolejce i nie utrudniaj życia innym. To ci nawet dobrze zrobi, bo w ciąży trzeba być aktywną.