Droga Redakcjo...
Wydaje mi się, że to nie jest tylko mój problem. Wiele dziewczyn ma kłopot ze znalezieniem chłopaka i potem muszą się wszystkim tłumaczyć. Tak, jakby to była jakaś zbrodnia. Bo jak jesteś sama, to znaczy, że coś jest z tobą nie tak. Ludzie od ciebie oczekują, że z kimś będziesz i zupełnie nie potrafią się w takiej sytuacji zachować. Zamiast się zamknąć i nie drążyć tematu, to ciągle te głupie pytania... Wątpię, żeby chodziło o troskę.
Czy takie wypytywanie o chłopaka, którego nie mam i nigdy nie miałam, ma mi jakoś pomóc? Bardzo jestem ciekawa, w jaki sposób. To, że mama, babcia, albo koleżanka zaczną się głośno zastanawiać nad moją samotnością nie sprawi, że nagle się jakiś pojawi! Zaczynam sądzić, że tu wcale nie chodzi o moje szczęście. Osoby, które tak mnie męczą, po prostu chcą się dowartościować. Im się udało, a ja taka dziwna i nieprzystosowana.
Może przeczyta to ktoś, kto robi to samo i się nad sobą zastanowi. Prawda jest taka, że gadanie niczego nie zmienia. Może mnie najwyżej wpędzić w rozpacz, bo po rozmowie z niektórymi chce mi się płakać. Nie wybrałam sobie tego, że jestem sama. Chcę to zmienić, ale się nie udaje. Ale presja też mi w tym nie pomaga.
W drugą stronę to też nie działa, bo jeszcze nie znalazł się żaden, który by się mną na poważnie zainteresował. Mnie się nie podrywa, bo nie wiem... Nie zasłużyłam? Mam jakiś dziwny wyraz twarzy? Myślę o tym od dawna i nie mogę znaleźć powodu. To, że jestem nieśmiała, to nie powinien być aż taki problem.
Z samotnością jeszcze sobie jakoś radzę. Zaciskam zęby i udaję, że jest dobrze. Najgorzej jest z ludzkim gadaniem i pytaniami. Niektórzy nie potrafią się zachować. Nie są delikatni, tylko od razu wchodzą w moje życie z buciorami. W końcu to jest „niemożliwe, żeby zdrowa i normalna dziewczyna nie mogła nikogo znaleźć”. Jestem dowodem na to, że to możliwe. A już pomijając to, to dlaczego ze mną się rozmawia tylko o tym? To, czy z kimś jestem, czy nie, to zawsze pierwszy temat do rozmowy.
Męczy mnie to i boli. Nie wybrałam sobie takiego życia, więc nie wiem, dlaczego wszyscy chcą mnie dobić. Jak się zakocham, to pierwsza im o tym powiem. Na razie powinni mi dać spokój, bo zamiast dodawać mi odwagi, to mi ją kompletnie odbierają. Jedno głupie pytanie i mam myślenia na kilka dni. Płaczę w poduszkę, bo co innego mogę zrobić.
Tego nie zrozumie nikt, kto nie był w takiej sytuacji. Dlatego proszę wszystkie z Was, byście się tak nie znęcały nad osobami takimi, jak ja. Gadanie nic nie daje. Może tylko jeszcze bardziej popsuć humor.
Hania
Mam 26 lat i mogłabym powiedzieć, że jestem singielką. Tylko że dla mnie to głupia wymówka. Naprawdę istnieje jakaś młoda dziewczyna, która z założenia nie chce nikogo mieć? Koniecznie musi być sama i niezależna? Wydaje mi się, że to poza. Ja mogę powiedzieć szczerze, że chcę mieć kogoś bliskiego, myślę o tym, marzę, ale na razie się nie udało. Czasami się zastanawiam, dlaczego prawie wszystkie koleżanki są w związkach, a ja nie. Nie znam odpowiedzi na to pytanie.
Może mam zwyczajnego pecha, który kiedyś się odwróci? A może rzeczywiście jestem jakaś dziwna i upośledzona? Może za brzydka i za głupia, żeby ktoś się zainteresował? Zawsze mi się wydawało, że jakoś strasznie nie wyglądam, można się ze mną dogadać i jestem miła dla ludzi. Albo się mylę, albo naprawdę chodzi o jakieś fatum. Prawda jest taka, że chłopaka nie miałam nigdy. Jak się ktoś pojawiał, to zostawał moim kolegą.
Ale czy to jest jakaś zbrodnia, że się nie udało? Coraz częściej czuję się winna. Inni doprowadzają mnie do takiego stanu, że w ogóle przestaję w siebie wierzyć.
Koleżanki... Tak, jakby się zmówiły. Nagle wszystkie mnie wypytują, czy wreszcie sobie kogoś znalazłam. One w większości są w związkach. Od lat z tymi samymi chłopakami, albo ciągle ich zmieniają. Mają powodzenie, więc nie rozumieją mojej sytuacji. Głośno się zastanawiają, co musi być ze mną nie tak, skoro nikt mnie nie chce. Dałyby sobie już spokój, bo mnie to wcale nie pociesza.
Ludzie z pracy... Nawet dla nich to jest sensacja, że młoda dziewczyna jest sama. Wiele razy pojawiły się teksty, że pewnie spieszę się do „narzeczonego”, ja tłumaczę, a oni się dziwią. Dzisiaj już wszyscy wiedzą, jak jest. Co nie oznacza, że ten temat się nie pojawia. Jak znajome rozmawiają o facetach, to zdarza im się powiedzieć, że „mnie to przecież nie dotyczy, nie znam problemu”.
Rodzice... Myślałam, że się przyzwyczaili, ale czasami mama próbuje mnie dopytywać. Np. byłam ostatnio na imprezie organizowanej przez znajomą, a po powrocie chcieli się dowiedzieć, czy przypadkiem kogoś nie poznałam. Mam tego dosyć. Przynajmniej oni powinni dać mi spokój.
Jakim weselu? O czym oni mówią? Wszyscy wiedzą, że nie miałam nawet zwykłej sympatii, a co tu mówić poważnym związku, który miałby doprowadzić do ślubu. Nie wiem, czy to się wydarzy przed czterdziestką. Nie wiem, czy w ogóle będzie mi to dane. To jest dobijanie leżącego i inaczej nie mogę tego odbierać.
Tak, mogę powiedzieć, że mam z tym problem. Nie udaję singielki, która zdecydowała się żyć w pojedynkę. Gdybym mogła, to bym to zmieniła nawet dzisiaj. Prawda jest taka, że jak mnie się ktoś podoba, to nie mam odwagi i nie umiem zacząć znajomości. Jak już zaczniemy ze sobą rozmawiać, to zaraz się okazuje, że jestem wspaniałą przyjaciółką, a na pewno nie kandydatką na dziewczynę. Może ja jestem za dobra?
Dalsza rodzina... Z niektórymi ciotkami, wujkami i kuzynami widzę się rzadko. Raz na rok na święta, jak jest jakiś ślub w rodzinie, albo coś takiego. Zazwyczaj ich nie interesuje, jak idzie mi na studiach (kiedy jeszcze studiowałam), albo w pracy (teraz). Jest „cześć, masz już tego chłopaka?”. Ręce mi opadają. Czy tylko związek ma o mnie świadczyć?
Ginekolog... Nawet jemu muszę się spowiadać, że nikogo nie mam, nie miałam i z nikim teraz nie sypiam. Każda wizyta to jest dla mnie stres. Czuję się upokorzona. Umówiłam się z nim nawet, że gdyby się coś zmieniło, to sama mu powiem. Mam nadzieję, że następnym razem da mi spokój.
To są sytuacje na co dzień. A najgorzej to jest na ślubach, kiedy panuje jakaś zmowa. Ze 3 razy złapałam już welon, a to nie może być przypadek. Z litości mi go wkładają w ręce, żebym nie traciła nadziei. Jak widzę kogoś, z kim na co dzień nie mam kontaktu, to życzy mi, abyśmy następnym razem spotkali się na moim weselu. Chce mi się płakać.