Drogie Papilotki...
Wiem, że jestem nienormalna, ale nienawidzę wakacji. To najgorszy moment w roku, kiedy chciałabym się gdzieś schować, przespać te dwa miesiące i wrócić do życia już po wszystkim. Z dwóch powodów. Po pierwsze, nigdy nigdzie nie wyjeżdżam i czuję się z tym fatalnie. Po drugie – po wakacjach przychodzi wrzesień, powrót do szkoły i wszyscy pytają, gdzie byłam... Jak zwykle nie wiem, co odpowiedzieć.
Powiedzieć prawdę, że nigdzie nie wyjechałam i siedziałam jak głupia w domu? Wymyślić jakąś historię, żeby potem się wszystko wydało? Wystarczy mi, że jestem traktowana przez klasę i wszystkich wokół jak ofiara losu. Nie chcę im dawać następnych powodów, żeby mnie wyśmiewali. Oni mieli szczęście urodzić się w lepszych rodzinach...
Moim rodzicom jest wszystko jedno, co się ze mną dzieje i jak się czuję. Oni mówią, że wcale nie, ale wiem swoje.
Jaka to filozofia wysłać dziecko na wakacje? Nie mówię, że powinni mi fundować całe turnusy każdego roku, ale przez ostatnich 10 lat ani razu mi niczego nie zaproponowali! Już się przyzwyczaili, że wakacje to taka sama część roku, tylko że bez szkoły. Co było wcześniej? Pamiętam jedne jedyne wakacje, kiedy babcia mnie wzięła nad morze. Od tego czasu nie bywam w takich miejscach.
Rodzice mówią, że chętnie wysłaliby mnie nawet na Karaiby, ale zwyczajnie ich na to nie stać. Nie mówię, że mamy dużo niepotrzebnej kasy, ale ile kosztuje zwykły obóz? Albo chociaż wyjazd pod namiot? Przez tyle lat mogliby zebrać kilka groszy i wreszcie pokazać, że im na mnie zależy. Po prostu wolą wydawać pieniądze na co innego. Wszystko, tylko nie na mnie.
Płaczę, kiedy to piszę. Bardzo mnie to denerwuje, boli i dobija. Dlaczego ja mam takiego pecha?
Znajomi rozbijają się po całym świecie. Już od zimy słyszę, jak planują wyjazdy. Co sobie wymyślą, to mają. Słyszałam już o obozach jeździeckich, wakacjach pod żaglami, wczasach w Egipcie, SPA na Mazurach. Fajnie, a ja siedzę w swoim pokoju, a jedyne atrakcje jakie mam to komputer, spacer z psem albo coś w telewizji. Czasami zobaczę się z jakąś koleżanką, która akurat ma przerwę między wyjazdami, bo większość jeździ w dwa różne miejsca w czasie jednych wakacji.
Czy ja oczekuję zbyt wiele? Wystarczyłby mi tydzień w Zakopanem albo kilka dni nad morzem. Jestem duża, mogliby mnie wysłać samą albo z koleżanką. Ile by to kosztowało? Kilkaset złotych. Tyle to rodzice wydają miesięcznie na swoje papierosy. Kuzynce na komunię tyle dali. Więc pieniądze, jak chcą, to mają!
Byle na mnie za dużo nie wydać. A jak poproszę, to wychodzę na zachłanną...
Próbowałam z nimi o tym rozmawiać i nic z tego nie wyszło. Usłyszałam, że mam wybierać – albo wakacje, albo podręczniki na nowy rok szkolny. Przecież to jest szantaż! Wiem, że książki są drogie, ale mogą odłożyć kilka groszy przez cały rok na jeden krótki wyjazd dla mnie. Ale im nie zależy. Widzą, jak się strasznie nudzę i męczę. Nic z tym nie robią, bo niby po co?
Mamy samochód, więc moglibyśmy chociaż w sobotę pojechać gdzieś za miasto. Gdziekolwiek. No, ale oni wiecznie nie mają czasu, bo w weekend trzeba posprzątać, ugotować, zrobić pranie. Nie mówię, że tego nie robią, ale czy to zajmuje im dwa całe dni? Nie! Potem widzę jak leżą przed telewizorem albo wychodzą wieczorem do znajomych. Czas się znajdzie, tak samo jak pieniądze.
Im po prostu nie zależy na moim szczęściu...
Jak to inaczej nazwać, skoro przez tyle lat mieli mnie gdzieś? Ja, gdybym miała dzieci, to bym się domyśliła, że w wakacje trzeba się nimi zająć. Albo przynajmniej gdzieś wysłać, żeby się tak nie nudziły i nie czuły gorsze od innych. I znowu w tym momencie płaczę, bo nie umiem spokojnie o tym pisać i mówić. Tu nie chodzi o głupie wakacje, ale podejście moich rodziców. Wszystko tłumaczą biedą, a wcale nie jest z nami aż tak źle. Im się po prostu nie chce...
Powiedziałam to ostatnio mamie i co usłyszałam? Że nie doceniam tego, co mam. Oni mi dają dach nad głową, mam co jeść, mogę się spokojnie uczyć i w ogóle. Sielanka!!! Nikt w moim wieku nie byłby szczęśliwy w takiej sytuacji. Może brzydko to ujmę, ale jak się chce dziecka, to trzeba się liczyć z jego potrzebami. Wakacje też są dla młodego człowieka ważne.
Cały rok w nerwach, dużo nauki, mam dobre oceny i nic w zamian. Co ja powinnam zrobić? Przestać się uczyć albo coś sobie zrobić, żeby mnie zauważyli?
Jest początek lipca. Dużo osób już gdzieś wyjechało albo czekają na zaplanowane wakacje. Ja nie mam żadnych perspektyw na kilka kolejnych tygodni. Każdy dzień będzie dokładnie taki sam... Może kilka razy się wybiorę na basen, jeśli dostanę na to pieniądze. Proszę o 20 zł na bilet i coś do picia, to wtedy też się rodzice krzywią. Chyba ich powinnam przeprosić, że w ogóle żyję i muszą się ze mną użerać! Przecież rodzicielstwo to tyle bezsensownych wydatków...
Czuję się jak piąte koło u wozu. Co wakacje mam depresję i dopóki sama nie zacznę zarabiać, to się chyba nie zmieni... Wiem, że niektórzy mają jeszcze gorzej, bo na co dzień żyją w biedzie i nawet nie marzą o wypoczynku. Ale czy ja z tego powodu nie mam prawa o to poprosić rodziców?
Nie wiem... Nie wydaje mi się, żebym wymagała za dużo. Życzę wszystkim udanych wakacji. Przynajmniej Wy możecie na nie liczyć.
Zuzanna