Witajcie,
z tej strony Dorota i mój wielki problem. Pewnie niektórzy wezmą mnie za rozpieszczoną i oderwaną od rzeczywistości panienkę. To nie jest do końca prawda, ale sama wiem, że coś w tym jest. Moja rodzina to nie milionerzy, ale źle na pewno nie jest. Rodzice zdecydowali, że poślą mnie do szkoły żeńskiej i tak było przez 9 lat podstawówki i gimnazjum. To były szkoły prywatne, bo państwowych tego typu nie ma raczej. Nigdy na to nie narzekałam. Było mi tam nawet dobrze. Wiadomo, czasami się denerwowałam, że same dziewczyny mam w klasie, ale szybko mi przechodziło.
Słyszałam, co się czasami dzieje w normalnych szkołach, a tego nie mogłam nikomu zazdrościć. Dziewczyny są różne, czasami się kłócą, są jakieś nieporozumienia, ale przynajmniej nikt się nie bije. Wytrzymałam tak długo i w sumie mogłabym też iść do żeńskiego liceum. Ale tak się niestety nie dało. Takie szkoły są, tylko żeby myśleć potem o studiach, to lepiej wybrać coś państwowego. Tak było w moim przypadku, udało się dostać i za kilka dni zaczynam. Boję się bardzo!
Nie wiem, czy któraś z Was chodziła kiedyś do szkoły żeńskiej albo chociaż widziała, jak to wygląda. To jest coś zupełnie innego. W środku same dziewczyny, w mundurkach, trzeba być skromnie ubraną, obowiązuje jakaś dyscyplina. Nie ma chłopaków, którzy przeszkadzają albo rozpraszają. Ja to naprawdę doceniam, bo przynajmniej się skupiałam na nauce. Nie wiem tylko jak się odnajdę w nowych warunkach. Mam nadzieję, że dobrze, ale raczej bez szoku się nie obędzie. Ktoś, kto tego nie przeżył, raczej mnie nie zrozumie.
Boję się dosłownie wszystkiego. Pierwsza rzecz – nagle znajdę się w szkole publicznej, a różne rzeczy słyszałam. Podobno bywa niebezpiecznie, nauczyciele olewają uczniów, są kiepskie warunki do nauki, jest picie i palenie za winklem i inne nieprzyjemne rzeczy. Druga sprawa – może to śmieszne, ale ja nigdy nie miałam w klasie chłopaków. Teraz będzie ich pewnie kilkunastu, a w całej szkole kilkuset. Nie jestem jakąś cnotką, ale mnie to przeraża. Oni się czasami dziwnie zachowują. Nie chcę, żeby mnie ktoś napastował albo wyśmiewał. Dziewczyny przynajmniej robią to jakoś po cichu i można to przeżyć.
W prywatnych szkołach – podstawówce i gimnazjum miałam małe klasy. Zazwyczaj to było 10-15 osób, nigdy więcej. Wszyscy są ze sobą blisko, lekcje można normalnie prowadzić, jest szansa na skupienie. No i to jest jakiś prestiż.
W szkole publicznej – pewnie trafię do klasy z 30 osobami, a niektóre z nich dostały się tam przypadkiem. Połowa z nich to chłopcy, do których towarzystwa na lekcjach nie przyzwyczaiłam się. Na pewno będą zaczepiać i nie będzie już tak spokojnie.
W prywatnej szkole znałam każdego nauczyciela i każdy nauczyciel znał mnie. Nawet dyrektorka kojarzyła wszystkie uczennice z imienia. To było fajne, bo czułam się tam jak w domu.
W publicznej szkole będę zupełnie anonimowa i nikt się mną nie będzie przejmował. Za dużo uczniów, żeby każdego dobrze poznać. Nie płacę, to nie będę mogła niczego wymagać.
W prywatnej szkole jest raczej spokojnie. Nie widziałam nigdy żadnej bójki, nikt nie palił na przerwach, żadnej ciężarnej uczennicy nigdy nie było. W publicznej to jest chyba normalne, bo kuzynka różne rzeczy mi opowiadała na ten temat.
Do tej pory wszystkim nauczycielom zależało, żebym się rozwijała. Jak był problem, to poświęcali dużo czasu, żeby pomóc uczniowi. Teraz mogę o tym zapomnieć, bo przy tylu osobach to będzie niemożliwe. Podobno nauczyciele w publicznej szkole mają wszystko gdzieś. Byle tylko skończyć lekcję.
Przyzwyczaiłam się do jakieś dyscypliny, mundurków, apeli, regulaminu. Uważam, że to pomaga, żeby w szkole było spokojnie. Wątpię, żeby to się powtórzyło w normalnym liceum. Tyle się strasznych rzeczy słyszy o takich miejscach. Ja nie wiem czy to wytrzymam nerwowo!
Widzicie, że boję się tych różnic. Nie wiem zupełnie jak się zachować w takim miejscu, widzę mnóstwo problemów, a nawet jeszcze nauki nie zaczęłam. Nie chcę być wytykana, bo zależy mi na dobrych stopniach. Nie chcę być wyśmiewana, bo nie palę i nie piję, a na dodatek nic nie wiem o imprezowaniu i tak dalej. Już teraz czuję, że nie pasuję do tego świata. Tylko inaczej się nie dało. Niby idę do najlepszego liceum w mieście, ale tam też może być różnie. Niestety prywatnego, które jest wysoko w rankingu i gwarantuje miejsce na studiach nie znalazłam w najbliższej okolicy.
Od kilku dni mam problem z zasypianiem. 1 września to chyba się skończy zawałem i depresją. Próbowałam sobie wyobrazić to miejsce i ludzi, ale już przestałam. Od razu chce mi się płakać. Czy ktoś mnie rozumie? Czy ktoś mnie może uspokoić i powiedzieć, że na pewno nie będzie tak źle? Mnie już jest słabo...
Dorota