Piszę ten list na chwilę przed rozpoczęciem tegorocznych matur. Kiedy go czytacie, egzaminy zapewne już trwają. W jednym ze szczecińskich liceów zdaje je moja córka. Chwytam się wszystkiego, żeby do niej dotrzeć. Być może jej rówieśniczki pomogą mi zrozumieć, dlaczego w jej głowie szaleje coraz większa pustka. Kiedyś była bardzo odpowiedzialna i przewidywalna, dzisiaj nie pozostaje mi nic innego, jak się o nią szczerze martwić.
Nie mam zielonego pojęcia, jaki numer wykręci przy tej okazji. Widziałam jaki miała stosunek do nauki w ostatnich miesiącach. Kompletnie jej nie zależy na dobrym wyniku i dostaniu się na studia. Jeszcze rok temu byłam o nią spokojna, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Coś przesłoniło jej najważniejsze sprawy. A raczej ktoś...
Rozumiem młodzieńcze zauroczenie, ale to wymknęło się spod kontroli. Ona już teraz mówi, że chce z nim być na zawsze, a zamiast męczyć się na studiach, planuje założenie rodziny.
Wyobrażacie sobie coś gorszego dla matki, która przez tyle lat dmuchała i chuchała na swoją pociechę? Robiłam wszystko, żeby była samodzielna, ambitna i mądra. Inwestowałam w nią cały swój czas i sporo pieniędzy. Myślałam, że odwdzięczy się lojalnością i przewidywalnością. Do niedawna tak właśnie było – nie mogłam o niej złego słowa powiedzieć. Uczyła się, miała odpowiednich znajomych, do chłopaków podchodziła z rezerwą.
Nie musiałam jej dopytywać, czy na pewno powinna wychodzić z domu, bo może należałoby się pouczyć. Kiedy miała coś zrobić do szkoły, zawsze robiła to najpierw, a dopiero potem pozwalała sobie na przyjemności. Pewnie dlatego byłam wyluzowaną matką, która się nie czepiała. Wierzyłam w jej rozum i do tej pory się na tym nie zawiodłam. Tak samo zareagowałam, kiedy przedstawiła mi swojego chłopaka.
Myślałam, że to tylko niewinna znajomość. Chłopak wydawał się rozsądny i nie podejrzewałam ich o nic złego. Sprawy niestety wymknęły się spod kontroli.
Kiedyś miałam coś do powiedzenia, dzisiaj już nie ręczę za własną córkę. Codziennie mnie zaskakuje i niestety nie jest mi do śmiechu. Spodziewam się wszystkiego. Nawet tego, że zniechęcona pierwszymi egzaminami maturalnymi, na kolejne już nie pójdzie. Stwierdzi, że to się mija z celem, bo ona i tak wykarmi się swoją miłością. Strasznie to niedojrzałe. Nie podejrzewałam jej o taką naiwność.
Niech sobie kocha, kogo chce i jak chce, ale dlaczego to uczucie wyłączyło jej zupełnie rozsądne myślenie? Zakochiwałam się kilka razy, także w jej wieku i nie robiłam takich głupstw. Boję się, że wreszcie postawi mnie pod ścianą – zaakceptuj nasz ślub albo zniknij z mojego życia. Na to się niestety zapowiada.
Jak mam jej pomóc?!
Bożena
Miałam utrudnione zadanie. Zostałam z moją córką sama, kiedy miała 12 lat. Mój były mąż doszedł do wniosku, że chce szukać szczęścia gdzie indziej. Podobno je znalazł, a to szczęście zaprowadziło go bardzo daleko od Polski. Z tego powodu nie ma stałego kontaktu z własnym dzieckiem. Przyjeżdża raz na rok lub rzadziej, spędzają razem weekend i tyle. Nie można tego nazwać wychowaniem, bo cały ciężar spadł tak naprawdę na mnie.
Byłam tym przybita, córka zniosła to równie ciężko, ale razem postanowiłyśmy dać sobie radę. Byłyśmy jak dobrze naoliwiona maszyna, która mknie do przodu. Byle dalej. Ja pracowałam, córka się uczyła. Rozmawiałyśmy o wszystkim, zaczęły się dodatkowe zajęcia, za które oczywiście płaciłam z własnej kieszeni. Myślałam, że lepiej się nie da. Że mogę być o nią spokojna.
Teraz w jej głowie pojawiają się tak szalone pomysły, że aż jej nie poznaję...
Poznała tego chłopaka w najgorszym możliwym momencie. Matura to nie jest zwykły egzamin, do którego wystarczy ogólna wiedza. Córce nie brakuje rozumu, bo przez lata była pilną uczennicą. Ale w ostatnim roku wypadałoby wszystko sobie przypomnieć, zainteresować się wymaganiami. Tego na pewno nie było, bo rzadko widywałam ją z książką w ręce. A jak już, to okazywało się, że na podręczniku trzyma telefon, z którego ciągle wypisuje do tego swojego kolegi.
Jemu udało się zdać maturę bez takich przeszkód. Ma to już za sobą, bo jest starszy od córki o rok. Nie wiem, jak radzi sobie teraz na studiach, ale pewnie też sobie odpuścił. Widzę jak nieodpowiedzialne uczucie mąci w głowach dwójki młodych ludzi i nie wiem co mam z tym zrobić. Na szczęście nie usłyszałam, że matura nie jest jej potrzebna. Pójdzie na egzaminy, ale co z tego wyniknie... Ja się bardzo boję.
Nawet, jeśli zda, to na razie o studiach nie ma mowy. Jest inny plan – jej wielka miłość, która jest ważniejsza, niż wszystko.
Ja oczywiście tego nie rozumiem. Kiedy próbowałam z nią na spokojnie porozmawiać, usłyszałam, że nie miałam faceta od tylu lat, że już zapomniałam, jak to wygląda. Kiedy prosiłam ją, aby zaaranżowała moje spotkanie z jej sympatia, wtedy dowiedziałam się, że jestem szpiegiem. Nie wiem, co tak naprawdę siedzi w jej głowie. To, co z siebie wyrzuca, napawa mnie przerażeniem. Która dziewczyna w jej wieku ma takie dziwne plany? Młodzi chcą teraz smakować życia, a ona już się wyrywa przed ołtarz...
Gdybym wiedziała, jak to się skończy, to nie wypruwałabym sobie żył. Dużo pracowałam, żeby jej zapewnić wszystko. Wydawałam tysiące złotych na jej dodatkowe zajęcia, spełniałam zachcianki. Myślałam, że to inwestycja, która kiedyś się zwróci. Oczywiście, nie patrzę na moją córkę w ten sposób, że teraz powinna się odwdzięczyć. To miała być naturalna kolej rzeczy. Nie mogę już na to chyba liczyć.
Miała studiować prawo, zrobić karierę, a jej to nie w głowie. Wątpię, czy dostanie się na jakikolwiek kierunek.