Kilka dni temu Fakty TVN ujawniły nagranie głosowe zarejestrowane przez parę młodą z Nowego Dworu Mazowieckiego. Narzeczeni na chwilę przed ślubem udali się do księdza, aby złożyć tradycyjną ofiarę. Wtedy okazało się, że w parafii obowiązuje sztywny cennik i należy zapłacić przynajmniej „tyle co wszyscy”. Ile? Minimum 700 zł. Kiedy padła oferta o 200 zł niższa, duchowny nie krył rozgoryczenia i miał pretensje, że stawia się go w niezręcznej sytuacji.
Krótka wymiana zdań może szokować, ale raczej nikogo nie dziwi. W wielu polskich świątyniach ustalono nieoficjalne stawki za sakramenty. Większym zaskoczeniem jest to, że rozmowa została nagrana, niż fakt, że ksiądz tak walczył o pieniądze. W efekcie nawet groził nowożeńcom - ogłoszeniem z ambony, że to msza bez ofiary i „słabszą modlitwą”, niż zwykle. Czy miał do tego prawo?
Po ujawnieniu sprawy napisała do nas Aneta, która broni pazernego duchownego. Jej argumenty nie wszystkim się spodobają…
Zobacz również: Zapomnij o świeckiej muzyce w czasie ślubu. Biskup wprowadza utwory zakazane!
fot. Thinkstock
Chciałabym poruszyć kwestię płacenia za sakramenty. Ostatnio w telewizji zdemaskowano księdza, który targował się z parą młodą. Dla wszystkich to straszna afera i powód do wstydu. Dla mnie zupełnie nie. Jak ktoś ma wrogie nastawienie do Kościoła, to wszędzie widzi dziurę w całym. Ja polecam zdrowy rozsądek, zamiast przesadnych emocji. Ten duchowny nikogo nie okradł, ani nie szantażował. Po prostu walczył o to, co mu się należało.
Wiem, że papież Franciszek sprzeciwia się zarabianiu na sakramentach, ale kto tu mówi o zarobku? Organizacja tak dużego wydarzenia jak ślub to są przecież koszty. Nie tylko nowożeńców, ale ponoszone są również przez Kościół. Chodzi przecież o wynajęcie na przynajmniej 2 godziny dużego obiektu, przygotowanie go, sprzątanie, potem „obsługę” przez księży, lektorów, organistę.
Nie wydaje mi się, żeby „co łaska” wystarczyło. Trzeba ustalić jakieś widełki, żeby to się kalkulowało.
fot. Thinkstock
Budynek kościoła sam o siebie nie zadba. Msza się sama nie odprawi. Rachunki za prąd też się same nie zapłacą. Przygotowanie dokumentów, czas poświęcony przez księdza przed, w trakcie i po uroczystości. Można tak wymieniać w nieskończoność. To się nie bierze z niczego i wymaga funduszy. Najbardziej mnie śmieszy, że ludziom żal tych słynnych 700 zł, a jak podliczy się ich wesele, to wydają minimum 15-20 tysięcy…
Nie zszokowało mnie zachowanie księdza. Bardziej tej pary młodej, która poszła na zakrystię i zaczęła negocjacje. Nie, nasze małżeństwo nie jest warte 700 zł. Damy 500 zł i to nasze ostatnie słowo. I jeszcze nagrywanie tego wszystkiego, a potem udostępnienie taśmy telewizji, która tylko czeka na taką sensację.
Mam poważne wątpliwości, czy tym ludziom naprawdę zależało na sakramencie. Pewnie musieli się pobrać w kościele, bo tak wypada. A jak przy okazji uda się ośmieszyć księdza, to fajnie.
Zobacz również: Czy naprawdę potrzebujesz wystawnego wesela?
fot. Thinkstock
Można podchodzić do tematu religii romantycznie. Że wiara nie może kosztować, a ksiądz pełni służbę. To wszystko prawda, ale w dzisiejszym świecie wszystko kosztuje. Utrzymanie wielkiego kościoła to nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Ofiary z niedzielnych mszy nie wystarczają. Trzeba też zarobić na siebie, bo duchowni wcale nie żywią się tylko modlitwą. Jakoś za wesele wszyscy płacą według cennika i nie mają pretensji.
Jasne, to biznes, a Kościół nie jest działalnością gospodarczą, ale obie instytucje muszą się utrzymywać. Według mnie to robienie afery na siłę. Na miejscu tych młodych byłoby mi wstyd. Najpierw proszą o sakrament, a potem go wyśmiewają. Nie lepiej było od razu zgłosić się do urzędu stanu cywilnego?
Tam stawki są mniejsze i znane od początku. A ksiądz im widocznie do szczęścia nie był potrzebny.
fot. Thinkstock
Naprawdę rozumiem, że w niektórych parafiach jest problem. Zdarzają się pazerni duchowni, którzy żądają stawek oderwanych od rzeczywistości. Moja kuzynka na wsi musiała zapłacić np. 2 tysiące. To już przesada. Ale 700 zł? Nie mówmy, że to jakiś majątek. Ksiądz pewnie dostanie z tego 100, reszta idzie na rachunki i niezbędne materiały. Często sama się oburzam na finanse Kościoła, ale tu nie ma się do czego przyczepić. Uczciwa cena za przysługę. Mnie by było wstyd się tak targować.
Jak ktoś robi wesele na ponad 100 osób, to niech nie wmawia, że nagle 200 zł robi mu różnicę. A na nagraniu słychać walkę - nie damy 700! Tylko 500! Nie znam tych państwa, ale moim zdaniem niepotrzebnie się tak upierali, a teraz jeszcze nagłaśniają sprawę. Jakby im zależało na dobru Kościoła, to nie robiliby takiej afery.
To oni raczej wyszli na materialistów…
fot. Thinkstock
Za jakość trzeba płacić. Chyba, że chcemy księdza, który nawet nie zna imion osób, którym udziela ślubu. O przygotowaniu pięknego kazania nie wspominając. Czysta podłoga w kościele i włączone światło też by się przydało. To kosztuje. Jak komuś zależy na sakramencie, to powinien być życzliwie nastawiony. Bez szukania sensacji i oskarżania duchownego o pazerność. Słyszałam o różnych stawkach i ta była chyba najniższa. Inni płacą po 1500 i się nie żalą w telewizji.
Jest rozwiązanie dla wszystkich, którym to nie odpowiada - nie brać ślubu kościelnego. To proste, skuteczne i pozwala sporo zaoszczędzić. Ale jak ktoś ma szczerą potrzebę sakramentu, to nie będzie się krzywił, że okropny ksiądz chce ofiary na utrzymanie parafii.
Z Bogiem!
Aneta
Zobacz również: Ślub kościelny – koszty i niezbędne formalności