Historie Życiem Pisane: Moje dziecko wychowują obcy ludzie (cz. 2)

Ania miała trudne dzieciństwo - jej rodzice byli alkoholikami, a sama wpadła w narkotykowy nałóg. W jej życiu nie było miejsca na dziecko...
Historie Życiem Pisane: Moje dziecko wychowują obcy ludzie  (cz. 2)
14.01.2010

Trzy różne kobiety, trzy poruszające historie, trzy trudne decyzje. Do oddania dziecka w obce ręce zmusił je młody wiek, bieda albo nadzieja, że wszędzie będzie lepiej niż „tu i teraz”. Czy dzisiaj żałują swojej decyzji? Czy już na zawsze będą żyły z pustką w sercu?

CZĘŚĆ 1. REPORTAŻU PRZECZYTASZ TUTAJ.

Anna, 32.  2 próby samobójcze, 3 nieudane odwyki, 4 toksyczne związki. I 1 dziecko oddane obcym.

Dzisiaj Ania wie, że wystarczy jedna krótka chwila, aby pokochać. Jednak wtedy starała się nie czuć, jak najszybciej zapomnieć i w ogóle nie patrzeć.  W zimny, lutowy wieczór 1999 roku leżała na porodówce jednego ze stołecznych szpitali, tuląc do siebie maleństwo zawinięte w zużyty, nieco szorstki kocyk w kolorze spranego błękitu. Zastanawiała się wtedy, ile kobiet i ich dzieci musiało się tu przed nią przewinąć? Czy przeżywały taki dramat jak ona? Czy łapczywie dotykały każdego skrawka ciała tej niewinnej istotki, która właśnie z krzykiem przyszła na świat?

„Karciłam się za te myśli i pukałam w głowę – przecież tylko ja nie miałam dokąd zabrać swojego synka. Nie czekał na niego pokój z niebieską tapetą, kochający tata i perspektywy na przyszłość. Od początku zresztą wiedziałam, że nie mam mu nic do zaoferowania. Nie miałam dachu nad głową, pracy. Nie miałam nawet portfela” – wyznaje ze wstydem Anna - „Lekarze pocieszali mnie, że dziecko na pewno trafi do porządnej rodziny, że niemowlaki  najszybciej się rozchodzą i mają największą szansę na normalne dzieciństwo. Łudziłam się, że moje dziecko czeka lepszy los niż mnie. Wolałabym umrzeć, niż zatrzymać je ze sobą i skazać na tułaczkę i poniżenie, jakiego sama doznałam.”

Anna lepiej niż kto inny wie, co znaczy życie w biedzie, z rodzicami tonącymi w długach, alkoholu i kryminale. W jej domu nigdy się nie przelewało, od zawsze brakowało na chleb i nigdy nie było na zabawki. Wychowała ją macocha matki – emerytowana pielęgniarka, która aż do dnia śmierci próbowała wyciągnąć swoją przybraną córkę ze szponów nałogu i toksycznego męża-kata. Po szkole więc 8-letnia Ania biegła do babci na ciepłą zupę, odrabiała z nią lekcje, oglądała wieczorynkę. Dopiero, gdy za oknem było już ciemno, wracała do rodziców, modląc się, żeby spali. Mogła wtedy trochę posprzątać, wyrzucić puste butelki tłoczące się w przedpokoju, ugotować rosół leczący kaca. Czasami, gdy miała szczęście, nazajutrz przytuliła ją w podzięce mama i z obłąkanym wzrokiem szeptała do ucha, że jest najlepszą córką pod słońcem.

„mama bardzo chciała zerwać z alkoholem, ale pijący i bijący mąż, to było dla niej za wiele. W dodatku, gdy miałam 16 lat zmarła babcia, a mama kompletnie przestała sobie z czymkolwiek radzić. Ręce trzęsły jej się tak bardzo, że nie była w stanie włączyć gazu na kuchence. Tata trzeźwiał tylko latem i tylko do południa. Wtedy pracował trochę na budowie i przy zbiorze owoców. Pamiętam, jak kiedyś dał mi w wakacje kieszonkowe. Tak strasznie się cieszyłam – planowałam kupić sobie za to kolczyki, które uśmiechały się do mnie z wystawy już od kilku miesięcy.

Postanowiłam pójść po nie z koleżanką z podwórka. Chciałam się pochwalić, że ja też mam normalny dom, kochanego tatę, który kupuje mi prezenty. Pamiętam jakby to było dzisiaj… Umówiłyśmy się na 11 pod moim blokiem. Coś mi jednak przeszkodziło, gdy wychodziłam z domu. Tata zapytał, czy już wydałam swoje kieszonkowe. Skłamałam, że tak. On rzucił się na mnie z wściekłością, zerwał ze mnie kurtkę i wyjął z kieszeni skrzętnie odliczone monety. Z koleżanką już nigdy się nie spotkałam. Uważała mnie za podłą kłamczuchę i krętaczkę. Wtedy stwierdziłam, że moje życie tutaj nie ma sensu. Uciekłam.”

Przez dwa lata Ania tułała się po Polsce. Wiedziała, że szuka jej policja, bo gdy opuściła dom, miała zaledwie 17 lat. Przed wyjazdem, z bolącym sercem oddała do lombardu wszystkie kosztowności i biżuterię po babci. Dzięki tym pieniądzom wyruszyła w daleką podróż. Najpierw był Gdańsk, później Toruń, Bydgoszcz, Kraków, w końcu Warszawa. W stolicy zadomowiła się na dłużej – jeszcze na dworcu poznała Krzysztofa – młodocianego dilera, który zaproponował jej wspólne mieszkanie.

Trafiła do meliny na Pradze, gdzie na 50 metrach kwadratowych gnieździło się trzydzieści nieznajomych osób. Jednak wtedy nic jej już nie przerażało. Miała 19 lat, a o życiu wiedziała więcej niż niejedna czterdziestolatka. Zdarzało się jej już spać na dworcach, klatkach schodowych, w przejściach podziemnych, opuszczonych domach. W Warszawie jednak poczuła, że ma przy sobie kogoś bliskiego. Krzysztof naprawdę był w niej zakochany, doceniał ją, w końcu traktował z szacunkiem. Na początku Ani przeszkadzało, że tyle bierze, ale gdy pewnego dnia było jej naprawdę źle, spróbowała sama. I w końcu odzyskała spokój, nie myślała o rodzicach, znowu była małą dziewczynką w bezpiecznych objęciach babci. Z dnia na dzień narkotyki wciągały ją coraz bardziej:

„Na początku brałam extasy, LSD, a gdy byliśmy kompletnie spłukani, próbowałam nawet kleju. Wtedy Krzysiek mi powiedział, że w życiu nie ma nic za darmo, wszyscy harują, a ja tylko biorę. Wiedziałam, że jako dziewczyna dilera nie zostanę prostytutką, ale będę musiała mu pomóc w dystrybucji. Teraz dilowaliśmy razem. Jednak z Krzyśkiem było coraz gorzej. Dzień zaczynał od hery, był na totalnym odjeździe. Gdy powiedziałam mu, że chyba jestem w ciąży, myślał, że żartuję. Błagałam, żeby się nami zajął, dał mi pieniądze na lekarza. On myślał, że chcę na skrobankę, a ja planowałam urodzić. Dziewczyny od nas tłumaczyły, co zrobić, żeby poronić. A ja wtedy myślałam o babci i wiedziałam, że nie mogę jej zawieść.

Przestałam ćpać, coraz gorzej dogadywałam się z moimi dotychczasowymi towarzyszami. Ja miałam w głowie tylko jedno – moje dziecko. Miałam ogromną wolę walki, tak ogromną, że pewnego dnia spakowałam się i po prostu wyszłam. Na umywalce zostawiłam tylko adres sióstr zakonnych, do których się przeprowadziłam. Na miesiąc przed rozwiązaniem odwiedziła mnie Roma – najbardziej obrotna z prostytutek narkomanek, jakie znałam. Powiedziała, że Krzysiek się zaćpał.  Pogrzeb odbył się w następny wtorek. Nie poszłam. Za bardzo się bałam.”

Gdy Ania poczuła pierwsze skurcze, była przy niej siostra Bernadetta. Zaprzyjaźniona zakonnica wspierała ją również po porodzie – trzymała za rękę, kiedy podpisywała papiery adopcyjne, a panie z ośrodka zabierały dziecko. Bernadetta chciała jej pomóc również po wyjściu ze szpitala. Ale wtedy Ania myślała tylko o jednym – nie chciała żyć. Do dzisiaj zresztą nie chce, nie potrafi.

Ze smutkiem w oczach robi tylko krótki bilans – dwie próby samobójcze, trzy nieudane odwyki, cztery toksyczne związki. I jedno dziecko oddane obcym.

Już jutro opublikujemy historię Dominiki – modelki, która zrezygnowała z macierzyństwa, aby ratować swoją karierę…

Lilka Tylman

Zobacz także:

Wiek najlepszy na dziecko 

Świat idzie do przodu, nasze poglądy też, ale niektóre dylematy wciąż pozostają takie same.

Wasze listy: Moja nastoletnia córka uciekła z domu! 

Towarzyszem eskapady jest jej ukochany – recydywista z kolejnym wyrokiem w zawieszeniu!

Polecane wideo

Komentarze (31)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 17.01.2010 00:27
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 16.01.2010 14:31
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 16.01.2010 14:09
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 16.01.2010 00:00
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 15.01.2010 17:10
„Papilocie! Mam 22 lata, za rok wyznaczoną datę ślubu.
zobacz odpowiedzi (1)

Polecane dla Ciebie