Drogie Czytelniczki,
Wiem, że Papilota czyta wiele młodych dziewczyn w moim wieku, i to je najbardziej proszę o opinię. W tym roku zdałam maturę, mam niezłe wyniki, dostałam się na dobry kierunek na UW. Wcale się jednak z tego nie cieszę, bo od zawsze marzyłam o fryzjerstwie.
Miałam może z 10 lat, gdy po raz pierwszy wspomniałam o tym rodzicom. Oczywiście mnie wyśmiali – oni wymarzyli dla mnie karierę na sali sądowej albo w banku. Uważali, że jak ktoś ma coś w głowie, to musi się kształcić. Po gimnazjum chciałam iść do technikum zawodowego, ale zmusili mnie do liceum, twierdząc że nie mogę zmarnować tych 90% z egzaminu gimnazjalnego. Teraz jestem dorosła i do niczego mnie zmusić nie mogą, ale ja już sama nie wiem, czy to taki dobry pomysł.
Moja znajoma pracuje w renomowanym salonie, prowadzonym przez gwiazdę fryzjerstwa w Warszawie. Mogłaby mi załatwić tam pracę i szkolenie. Wiem, że oni nawet chętniej przyjmują ludzi bez doświadczenia, żeby ich nauczyć cięcia we własnym stylu, więc brak wykształcenia w tym kierunku to mój atut. Mam też zapał, chęci i energię. Wiem, że bym się sprawdziła.
Pewnie wiele z Was mi napisze, żebym pogodziła jedno z drugim, ale tak się nie da. Ta moja znajoma pracuje czasem po 12 godzin na dobę, tyle ma klientek. A klientów nie można olewać, bo potem nie wrócą do ciebie. Muszę wybrać – albo idę na studia (te, na które się dostałam wymagają wielu poświęceń – zajęcia 6 dni w tygodniu, od rana do wieczora), albo próbuję zrealizować swoje marzenia.
Jaką powinnam podjąć decyzję? Mam coraz mniej czasu… Diana.
Kontakt: redakcja(at)papilot.pl
Zobacz także: