Był miłością mojego życia. Jeszcze półtora roku temu byłam pewna, że kiedyś będziemy rodziną. Ale nagle coś się popsuło między nami, oddaliliśmy się od siebie. Nie sądziłam, że ten chwilowy dystans sprawi, że on odejdzie do innej. Pamiętam jakby to było wczoraj – wrześniowy wieczór, kłótnia, on wychodzi i nie wraca na noc. Nie spałam aż do świtu. Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał. Po moim setnym chyba telefonie i iluś smsach, jego telefon padł, bo nagle straciłam sygnał. Wrócił następnego dnia około 14. Nie kłamał, od razu przyznał się do zdrady. Dziewczynę poznał jeszcze w sierpniu na Coke Live Music w Krakowie, tydzień wcześniej byli na randce. Gdy się pokłóciliśmy, po prostu do niej pojechał.
Ja jednak wybaczyłam. Tak bardzo go kochałam, nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Czułam się fatalnie, to były okropne dni, ale najgorsze miało dopiero nadejść. Próbowaliśmy być ze sobą, udawać że jest ok., ale nie było. Rany były za świeże. Minął wrzesień, przyszedł październik, z drzew spadły liście, a mi powoli spadał z serca okropny kamień smutku, żalu, rozczarowania. Niestety listopad okazał się bolesny.
W połowie miesiąca powiedział mi, że ona jest w ciąży. Siedziałam wtedy w kuchni, piłam taką pyszną herbatę. Do dziś, kiedy widzę ją w sklepie, czuje gulę w gardle. Zdecydował, że musi być przy niej, że chce być ojcem. Że musi. Że nie wyobraża sobie inaczej. To było najgorsze Boże Narodzenie i Sylwester w moim życiu. Tak okrutnie za nim tęskniłam.
Nadal go kochałam. Byliśmy ze sobą tak długo, nasz związek był bez skazy, aż do zdarzeń wrześniowych. I ja wiem, że trochę w tym co się stało było i mojej winy. W pewnym momencie przestałam o siebie dbać tak, jak dbałam, kiedy się poznaliśmy. Mniej czasu poświęcałam jemu, więcej znajomym. Nie zastanawiałam się nad formami wspólnych aktywności, uznawałam, że TV + popcorn będą w sam raz na sobotni wieczór. A on chciał czegoś innego, chciał dziewczyny, która raz na jakiś czas będzie o niego zabiegała, zainicjuje seks, ugotuje kolację. Sama sobie wyrzucałam, że do tego doprowadziłam.
W lutym koleżanka powiedziała mi, że on się z nią żeni. Upiłam się jak nigdy. Piłam, płakałam, słuchałam „naszych” piosenek i przytulałam się do jego marynarki, o której zapomniał przy wyprowadzce. Życzyłam jej źle. Wiedziałam, że ja byłabym lepsza dla niego niż ona. Musiałam wziąć dwutygodniowy urlop, bo nie byłam w stanie pracować. Wkręciłam się w kilka seriali, obejrzałam trzy sezony Gotowych na wszystko, ostatni sezon Chirurgów, Doktora House’a. Piłam dużo, jadłam jeszcze więcej. Koleżankom powiedziałam, że jestem u rodziców w innym mieście, żeby przestały mi zawracać głowę.
Kiedy się wreszcie z tego otrząsnęłam, powoli zaczynała się wiosna. Wiosna – pora miłosna. Ale dla mnie nie było pogody na miłość. Znów deszczowo i łzawo. Dziecko mojego ukochanego urodziło się w maju. Dziewczynka. Dowiedziałam się, że nazwali ją Lila. Niby ładnie, słodko, bardzo uroczo, ale… czułam, że to był jej pomysł. On zawsze chciał mieć Zosię albo Marysię – wiele razy o tym rozmawialiśmy.
Wpadłam w obłęd. Przeszukiwałam ich konta na Facebooku, googlowałam jej rodzinę. Obsesyjnie chciałam być nią, mimo że obiektywnie mówiąc, byłyśmy tak samo atrakcyjne. W pracy, zamiast pracować, oglądałam zdjęcia, na których on pooznaczał Lilę i jej mamę. Nie polecam nikomu takich zabaw, wpędzają w depresję. Marzyłam, żeby zniknęła.
To okrutne, wiem, ale kiedy dowiedziałam się o wypadku, przez ułamek sekundy cieszyłam się. Potem, po chwili, dopadły mnie wyrzuty sumienia, zaczęłam się zastanawiać nad losem tej małej Lili, której mama zginęła nad ranem na drodze. Wracała z wesela z grupą znajomych. Kierowca był pod wpływem alkoholu i zabił cztery osoby. Jedyne pocieszenie jest takie, że nie jechali we trójkę – on został z dwumiesięczną córeczką w domu.
Było mi go bardzo żal, ale i na nowo pojawiła się we mnie iskra nadziei. Chciałam znów być z nim, ale teraz to nie był tylko mój ukochany. Teraz miałabym związać się z dwójką ludzi. Odezwałam się do niego około tydzień po pogrzebie. Nie ukrywajmy, nie znali się długo, a ich małżeństwo było fikcją, ale mają dziecko i on strasznie to przeżył. Szukał we mnie wsparcia. Znamy się od lat. Najpierw gadaliśmy nocami na czacie, potem poszłam z nim i z Lilą na spacer. Bardzo słodkie jest to dziecko. Mamy za sobą już kilka spotkań także tylko we dwoje.
Czy powinnam powiedzieć STOP? Kocham go, ale czy powinnam pakować się w bycie matką dla cudzego dziecka? To nie jest jak związek z rozwodnikiem. To jest coś zupełnie innego. Dziewczynka ma zaledwie 3 miesiące. Traktowałaby mnie jak mamę, ale czy ja umiałabym traktować ją jak córkę?
Pomocy!
Elli28
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Zobacz także:
Wasze Listy: „Nie zdałam matury, okłamuję rodziców, nie wiem co zrobić z życiem”
Justyna oblała maturę z matematyki. Wie, że nawet jeśli ją poprawi latem, nie dostanie się na wymarzony kierunek. Boi się przyznać rodzicom do porażki.
Wasze Listy: „Mam blizny po poparzeniu i trądzik, wstydzę się rozbierać na plaży, nienawidzę lata”
Magda w dzieciństwie poparzyła się wrzącą wodą, strącając z kuchenki pełen zupy garnek. Dziś, 15 lat później, o wypadku przypominają jej blizny.