Drogie Czytelniczki,
Mogę się założyć, że część z Was uzna mnie za dziwadło, ale nigdy (nawet za czasów dzieciństwa) nie kręciło mnie przeglądanie się w lustrze, a nowy lakier do paznokci nie był szczytem marzeń. Nie prosiłam rodziców (tak jak moje koleżanki) o modne spodnie czy bluzkę. Zegarka z pierwszej komunii nigdy nie założyłam, mimo że obiektywnie mogę stwierdzić, że to fajny dodatek. Po prostu strojenie siebie nie jest w moim stylu.
Podobnie sprawa wygląda z obsesyjnym dbaniem o ciało. Kiedy widzę, jak moje koleżanki ze studiów przeżywają coś tak głupiego i przyziemnego jak fryzura („ej, dziewczyny – myślicie, że powinnam zrobić sobie boba?”) czy makijaż („ojej, jak gorąco, spływa mi z twarzy”) to śmiać mi się chcę. Czy one nie rozumieją, że inny kolor szminki nie zrobi z nich innych ludzi niż są w rzeczywistości? Nie wiem, jak mam im tłumaczyć (więc tego nie robię), że faceci nie dostrzegają takich subtelnych różnic jak grzywka lub jej brak albo przedziałek na prawo lub lewo. Każdej się wydaje, że można w siebie zainwestować kilkaset złotych, a oni padną na kolana.
Wydawało mi się, że mój chłopak to szanuje. Że wie, jaka jestem i jaka nigdy nie będę. I do niedawna chyba tak rzeczywiście było, ale ostatnio dosłownie zwalił mnie z nóg kilkoma sugestiami… Zapytał się mnie wprost, dlaczego nie farbuję włosów, nie maluję paznokci i nie robię sobie makijażu. Potem zasugerował, że w sumie to jeszcze dwa lata temu miałam lepsze ciało i że z tego co wie, dziewczyny w moim wieku chodzą na siłownię albo na basen chociaż. No SZOK.
Myślę, że to wszystko ma związek z pewną dziewczyną, która zaczęła jakiś czas temu pracować u niego w firmie. Nie widziałam jej na żywo, ale oczywiście sprawdziłam na FB. On sporo o niej opowiada, że niby taka świetna koleżanka i fajna dziewczyna – kumpelka. Taka z niej kumpelka, że ma nogi do nieba, nosi kuse spódniczki i seksowny koński ogon. Wygląda mi na taką, która patrząc Ci w twarz, nie słucha tego mówisz, a myśli sobie jak Ci się fluid waży na nosie. A takie to lepsze manipulantki. Niewykluczone, że pod pretekstem służbowych rozmów wyciąga go na lunche i kawki w godzinach pracy, a może i mają już za sobą wspólne wypady po godzinach…
Czy ja mam się wyrzec siebie, żeby walczyć o niego? W sumie do niedawna nigdy bym na coś takiego się nie zdobyła, ale nie chcę by przez jakiś durny manicure inna sprzątnęła mi go sprzed nosa…
Justyna
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Zobacz także:
Decyzja należy do Ciebie: Czy zostać mamą chrzestną w parze z byłym facetem?
Wasze Listy: „Na nic kompletnie mnie nie stać, ledwie wiążę koniec z końcem!”