Dziewczyny, piszę do was z pytaniem: czy warto zaczynać związek z mężczyzną, który ma całkowicie odmienne poglądy na życie i wywodzi się z zupełnie innego środowiska?
Poznałam go rok temu, jest obcokrajowcem starszym o 12 lat. Jesteśmy bardzo podobni do siebie jeśli chodzi o charakter i temperament, zainteresowania i sposób spędzania wolnego czasu, ale posiadamy inne spojrzenie na różne istotne dla związku kwestie. On wywodzi się z rodziny ateistów oraz wojujących antyklerykałów i sam jest wrogi Kościołowi.
Ja natomiast pochodzę z głęboko wierzącej katolickiej rodziny, choć sama jestem dosyć niedzielną chrześcijanką...
Jego antyklerykalizm nie jest dla mnie problemem - problemem jest to, że mamy inne spojrzenie na to jak powinna wyglądać związek.
Religia odgrywała ważną rolę w moim życiu i dlatego nie wyobrażam sobie nie mieć ślubu kościelnego z partnerem. Uważam ślub za ważną rzecz, która w pewnym sensie uświęca związek. Nie widzę siebie w konkubinacie.
Następna sporna kwestia to dzieci. Za parę lat chciałabym mieć dzieci (tu pojawia się kolejny problem – chrzest i wychowanie! ), on natomiast ich nie chce i nie wyobraża sobie siebie jako ojca. Mówi, że nie czuje w sobie tego instynktu, więc jakby się na nie zdecydował byłby egoistą.
Obydwoje mamy podobne zainteresowania, kochamy sztukę, taniec, muzykę, jesteśmy spokojni, wrażliwi i otwarci. Czujemy się dobrze w swoim towarzystwie, mamy do siebie szacunek. Serce mi się łamie jak myślę o tym, że powinnam sobie odpuścić.
Czy któraś z was kiedyś znalazła się w takiej sytuacji? Myślicie, że warto próbować czy lepiej zrezygnowaćpóki nasza relacja jest jeszcze świeża?
Anonim