Ta praca mnie zabija! Czy odejść z korporacji i zacząć realizować marzenia? Bożena, 27 l.

20.06.2013

Jestem przerażona tym, co się ze mną dzieje. Zawsze uważałam się za rozsądną dziewczynę, która potrafi zadbać o siebie i powiedzieć „nie”, kiedy trzeba. Wydawało mi się, że idę dobrą drogą. Zdałam dobrze maturę, skończyłam prestiżowe studia, potem staż, a zaraz po nim oferta stałej pracy w korporacji. Imponował mi ten szklany wieżowiec, własne biuro, wkrótce kilku podwładnych. Już na początku nie mogłam narzekać na pieniądze, a z każdym miesiącem na moim koncie lądowało ich coraz więcej. Oczywiście nie chodzi o chwalenie się, ale po 5 latach była to wielokrotność średniego wynagrodzenia. Świetnie, prawda?

Okazuje się, że nie do końca. Pieniądze wydaję jedynie na wynajem pięknego mieszkania, w którym i tak tylko sypiam. O ile w ogóle mam taką możliwość. Nikogo do siebie nie zapraszam, a jedyni ludzie spoza pracy, z którymi mam kontakt, to moi rodzice... Trochę żałosne. Byłam już w kilku związkach. Każdy z tych facetów był naprawdę interesujący i coś mogło z tego wyjść. Niestety, to oni dziękowali za znajomość, zanim przerodziła się w coś głębszego. Dzisiaj się nie dziwię. Byłam korporacyjnym robotem bez uczuć. Romantyczna kolacja, upojna noc, wspólne wakacje – to wszystko mogło zaczekać. Ja miałam dużo roboty i na tym się skupiałam.

Żaden z nich nie wytrzymał ze mną dłużej niż miesiąc czy dwa. Grono znajomych momentalnie zmniejszyło się do kilku osób, z których do dzisiaj pozostały chyba dwie... Mam z nimi stały kontakt. Przez Facebooka. Moje życie towarzyskie ogranicza się do sztywnych pogawędek w czasie lunchu lub cudem wyrwanych 5 minut na papierosa. I tak muszę uważać na to, co mówię. Współpracownicy nie powinni wiedzieć, co naprawdę we mnie siedzi. Jestem kobietą od konkretnych działań, mam przynieść zysk i tyle. Praca to moje życie. W tym ostatnim względzie to jednak nie poza, ale tragiczna prawda.

Kiedy uda mi się wyjść z biura, od razu robi mi się słabo. Nie wiem co ze sobą zrobić. Pozostaje powrót do pustego mieszkania, szklanka alkoholu na uspokojenie i nadrobienie kilku godzin snu. Brzmi to jak opowiastka z amerykańskiego filmu o pracoholikach, ale to rzeczywiście tak działa!

Na razie nie mam chyba odwagi, ale coraz mocniej zastanawiam się, czy tego nie rzucić. Pieniędzy na jakiś czas wystarczy, a ja wreszcie bym odetchnęła. Mogłabym się zastanowić co dalej. Mam kilka niespełnionych marzeń – przytulna kafejka, w której można porozmawiać lub poczytać, projektowanie wnętrz, własny pensjonat w jakimś uroczym zakątku Polski... W czymś takim bym się spełniła. To także wymaga czasu i pracy, ale przynajmniej nie musiałabym się zarzynać. Może wreszcie odzyskałabym równowagę i byłabym w stanie stworzyć prawdziwy związek, mieć czas dla przyjaciół i rodziny...

No właśnie, znowu snuję plany i automatycznie ściska mnie w żołądku. Coś w środku mówi mi, że nie mogę odejść z pracy, bo bez niej nic nie znaczę, że sobie nie poradzę. Potrzebuję silnego impulsu, by wreszcie się odważyć. Mam pieniądze, mam pomysły i marzenia, ale brakuje mi przekonania. Wiem, że tak działa uzależnienie, ale chciałabym z tym zerwać. Nie chcę obudzić się za kilka lat w pustym łóżku, w pustym mieszkaniu, bez kogokolwiek, do kogo mogłabym się odezwać. Rodziców kiedyś zabraknie, a ja pewnie oszaleję. Postawić wszystko na jedną kartę? Zacząć realizować marzenia? Chciałabym, ale cholernie się boję.

Bożena

45 % tak
55 % nie

Polecane wideo

Komentarze (8)
Ocena: 5 / 5
Łukasz (Ocena: 5) 12.04.2015 20:13
Trzymam kciuki! :)
odpowiedz
m (Ocena: 5) 20.06.2013 18:18
Weź długi urlop, wyjedź gdzieś, gdzie nigdy nie byłaś, sama. Poukładasz sobie wszystko, wrócisz zdystansowana i przekonasz się, .. że nie jesteś w pracy niezastąpiona.
odpowiedz
evvkka (Ocena: 5) 20.06.2013 16:26
ja troche z innej beczki choc nie zupelnie. Sytuacja jest taka za miesiac siostra mojego chlopa bierze slub, oczywiscie ja tez mam zaproszenie no i wszystko gra tylko ze ja absolutnie nie mam ochoty isc na to wesele, powod jest taki w rodzinie u mojego chlopaka sa same elity tzn sie lekarze, prawnicy, kierownicy, tlumacze ja bede sie tam czuc jak podgatunke jakis. Jestem z zawodu sprztaczka, pracuje za granica i juz widze jak na mnie beda sie patrzec zwlaszcza ze wiekszosc rodziny mnie nie zna i czekaja az mnie poznaja a wesele bedzie idelana okazja do tego. Mam kompleksy z powodu swojego zawodu , oczywiscie ze nie chcilam tego robic ( jestem po studiach- inna sprawa ze nic praktycznego po nich nie potrafie robic ) i zeby za cos zyc musialam wyjechac. I teraz to wesele, juz widze jak z pogarda beda na mnie patrzec, mowie swojemu chlopakowi ze nie chce jechac ale on mowi ze bedzie sie zle czul sam na weselu nie wiem co robic?
zobacz odpowiedzi (1)
Podpis... (Ocena: 5) 20.06.2013 16:16
teraz jest tak ciezko na rynku pracy ze ja bym tego nie rzuciala, tyle ludzi nie ma pracy a jak maja to za 1200zl , moje motto brzmi zostaje w robocie tak dlugo az mnie nie wywala, a pozniej jak nie bedzisz mogla znalesc innej pracy np po pol roku to bedziesz miec do siebie pretensje ze rzucialas robote, lepiej czekaja az ktos podejmnie za ciebie te decyzje moze beda jakies redukcje wtedy nie bedziesz miec pretensji do siebie bedziesz miec czyste sumienie. To jest moje zdanie.
odpowiedz
Anonim (Ocena: 5) 20.06.2013 11:03
Ja bym to zostawiła. Wiem, że łatwo się mówi, ale marnować swoje życie dla pracy? Bo co Ty masz z tego życia? tylko pieniądze i nic więcej. Ani przyjaciół, ani faceta. Za kilkanaście lat nawet nie będziesz miała czego wspominać tylko to, że siedziałaś w pracy od rana do wieczora. Zero wakacji, jakichś wspólnych wyjśc ze znajomymi, dobrej zabawy raz na jakiś czas. Nic. Jeśli możesz pozwolić sobie na rzucenie tego w chol.erę to to zrób, bo teraz życie przecieka Ci przez palce i możesz obudzić się z ręką w nocniku.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie