Mam 29 lat, niby jestem dorosła, a tak naprawdę nie wiem czego chcę. Na pewno marzy mi się stały związek. Taki na dobre i na złe. Wspólne mieszkanie, wspieranie się we wszystkim, dobra zabawa, podróże. Z własnej woli nigdy bym nie pomyślała o dzieciach. Nie, że w ogóle, ale nie teraz. Może kiedyś? Nie wiem, instynktu nie czuję. Chociaż nie wykluczam, bo czasami widok słodkiego bobaska mnie zupełnie rozmiękcza. Znalazłam faceta, który nie ma takich wątpliwości. Wie, czego oczekuje od życia i związku.
Na pewno nie powiększenia rodziny. To dla mnie żadne zaskoczenie, bo powiedział to wprost na pierwszej oficjalnej randce. Nie brzydzi się dzieci, nie boi się odpowiedzialności, ale po prostu nie widzi się w tej roli. Chce wieść spokojne życie, a to jest możliwe tylko we dwoje. Bez żadnych dodatkowych pasażerów na pokładzie. Wiecie co? Nie zraziło mnie to. Dałam się ponieść emocjom i jesteśmy razem.
Nigdy nikogo tak nie kochałam. I teraz nie wiem… Czy to uczucie wzięło się m.in. stąd, że mamy podobne plany na przyszłość, chociaż ja się do nich głośno nie przyznaję? A może mam nadzieję, że jak minie trochę czasu, to on zmieni zdanie i jednak zostaniemy rodzicami? Nie to, że pytam Was. Szukam jedynie punktu zaczepienia, bo na razie mi to nie wychodzi. Bardziej wydaje mi się, że chcę z nim być, bo po prostu jest świetnym gościem. A o jego strachu przed większą rodziną nie myślę, bo jest za wcześnie.
Boję się, że kiedyś to zacznie być dla mnie ważna sprawa. Poczuję instynkt, dostanę szajby i będę musiała urodzić, żeby poczuć się szczęśliwa. I co my wtedy zrobimy? To nie jest typ człowieka, który zmienia zdanie z dnia na dzień. Jest ode mnie o kilka lat starszy. Doskonale wie, czego chce, a czego nie. Przy nim to jestem niedojrzałą smarkulą, a nie żadną kobietą. Mówię sobie - idź za głosem serca. Przecież go kochasz. A potem z tyłu głowy pojawia się głos - możesz pożałować, że się tak zaangażowałaś.
Nie wiem jak mam ze sobą pogodzić tak wielkie różnice. Dzieci to nie jest byle szczegół. Skoro on mówi kategorycznie NIE, a ja potrafię wydusić z siebie tylko NIE WIEM, to do czego to doprowadzi? Bo zaprzeczyć raz na zawsze i z całą pewnością to akurat nie umiem. Gdzieś tli się światełko i jest szansa, że będę chciała zostać matką.
Ale jeśli nie z nim, to z kim? Nie wyleczę się z tej miłości ot tak. To nie jest dla mnie wystarczający powód na dziś.
Przepraszam, że tak chaotycznie, ale mam nadzieję, że ktokolwiek mnie zrozumiał. Czy brnąć w ten związek dalej?
Ewa