Zaczęłam się spotykać z chłopakiem... Wiedziałam, jaka jest jego sytuacja, ale chyba nie do końca. Zanim się zorientowałam, zdążyłam się w nim mocno zakochać. To było bardzo nieodpowiedzialne, bo dzisiaj wiem, że ten związek nie może się udać. Jego życie jest za bardzo skomplikowane, żebyśmy mogli być zwykłą parą. Zawsze będzie ktoś trzeci, a tym kimś jest jego chora mama. Nie będę pisała, co jej jest, ale praktycznie nie wychodzi z domu. Zazwyczaj leży, najwyżej wstaje do łazienki. Wymaga ciągłej opieki. Nie to, że zrobi sobie coś złego, ale trzeba jej podać jedzenie, porozmawiać, cokolwiek.
Początki naszej znajomości to był wyjątkowy okres, bo wtedy do Polski przyjechała jego siostra, która na co dzień mieszka zagranicą. Przez prawie miesiąc była w domu i zajmowała się praktycznie wszystkim. On wspominał o chorej mamie, ale myślałam, że jego codzienność wygląda tak, jak wtedy. Że ma czas dla siebie i dla innych. Kiedy ona wróciła do siebie, wtedy zobaczyłam, jak to naprawdę wygląda. On jest uwiązany w domu i jeśli mamy się spotkać, to najwyżej u niego. Ale co to za spotkanie, jak i tak ciągle biega do sypialni mamy...
Wcześniej chodziliśmy na randki, albo spacerowaliśmy po mieście. On wpadał do mnie, zdarzyło nam się nawet wyjechać na weekend. Było tak normalnie, jak to chłopak z dziewczyną. Cieszę się, że mieliśmy w ogóle zaznać takiego życia, ale ja zdążyłam się zakochać, a on wtedy musiał wrócić do swoich obowiązków. Bardzo go z tego powodu podziwiam, bo niektórzy na jego miejscu by nie wytrzymali. Gdybyście zobaczyły, z jakim on uczuciem i cierpliwością się nią zajmuje... To jest coś niesamowitego. Tylko, egoistycznie mówiąc, co mi z tego?Jesteśmy coraz dalej od siebie, chociaż moje uczucie nie zgasło.
Na początku spotykaliśmy się praktycznie codziennie. Nie interesowało nas nic, poza nami. Mogłam siedzieć wtulona w niego godzinami i było mi tak dobrze... Teraz nie ma takich możliwości, ani czasu. Pozostaje tylko telefon, albo wizyta u niego w domu. Opiekunka przychodzi do mamy tylko do południa, więc on po uczelni jest na nią skazany. Dzień w dzień, aż do kolejnego poranka, kiedy może ją opuścić na kilka godzin. Wieczory, weekendy – wszystko jest podporządkowane pod nią. Czuję, że już dłużej tego nie zniosę.
Z zazdrością słucham opowieści koleżanek, które mogą sobie planować wspólne weekendy, wakacje, spontanicznie wyjść z chłopakiem na miasto. Ja nie mam takiej możliwości. Ciągle tylko jego mama i jej potrzeby. Mnie w tym związku praktycznie już nie ma. Nie dziwię się, że do tego doszło, bo pewnie zrobiłabym na jego miejscu to samo. Ale łatwiej rozmyślać o takich hipotetycznych sytuacjach, niż znaleźć się w środku prawdziwego dramatu.
Ja muszę wybierać – będę sama, albo z nim. I z jego mamą.
Ten układ nie zmieni się zapewne przez wiele lat, a ja chyba nie dam rady w tym trwać. Myślicie, że powinnam to zakończyć i szczerze mu o tym powiedzieć?
A.