Mam dopiero 19 lat, urodziłam kilka miesięcy temu dziecko i nie jest łatwo. Tak, wpadłam z przypadkowym chłopakiem i nie jestem z tego dumna. Ale dziecko kocham bardzo i chcę dla niego najlepiej. Jeszcze nie ogarnęłam wszystkiego, ale prawda jest taka, że on się do naszej córki nie przyznaje. Nie pomagał mi w ciąży, po porodzie nie chciał jej zobaczyć. Ona nie ma ojca i będę musiała się z tym chyba pogodzić. Jedno mi tylko nie daje spokoju.
Na Wielkanoc zaplanowałam chrzciny córki. Rodzina oczywiście będzie, najbliżsi znajomi też. Biję się z myślami, co zrobić z NIM… Nie zasłużył nawet na to, by mu o tym mówić, ale to nie takie proste. To jest w końcu ojciec. Człowiek, dzięki któremu moja córka jest na świecie. Odrzucił ją, ale tych więzów nic nie zerwie. Może to jest okazja, żeby coś się zmieniło? Naiwnie wierzę, że może dzięki temu zmądrzeje…
Nie mogę liczyć na pomoc rodziny, bo każdy mówi mi co innego. Mama mówi, że mam o nim zapomnieć. Jedyne kontakty mają być przez sąd, bo on musi zacząć płacić alimenty. Tata radzi żeby go zaprosić. Moja siostra, która sama jest samotną matką, mówi to samo. Ja już nie wiem. Czasami też myślę, że powinnam być mądrzejsza od niego. Wysłać chociaż SMS-a z datą i miejscem chrzcin. Przyjdzie, to przyjdzie. A jak nie, to przecież nic nowego.
Nie wiem co będzie lepsze dla mnie i córki. Dla mnie on może już nie istnieć, ale jeśli od tego mają zależeć jego relacje z dzieckiem? Gdyby się odważył i przyszedł, to może córka kiedyś mogłaby na niego liczyć.
Doradzicie mi coś?
P.