W najbliższych miesiącach mam zaplanowany termin porodu. Wszystko jest w porządku, więc nie ma co do tego specjalnych wymagań. Powinnam urodzić szybko i w miarę bezboleśnie (o ile to w ogóle możliwe). Dowiadywałam się już, gdzie i jak jest, ale na razie żaden szpital nie przypadł mi do gustu.
Czytam fora dyskusyjne z naszego miasta i na każdy oddział położniczy jest sporo narzekań. Jedna pisze, że czuła się jak w prywatnej klinice, inna o tym samym szpitalu, że pogryzły ją prusaki. Argument za argument i nic już z tego nie wiem.
Im więcej się dowiaduję, tym bardziej mi się nie widzi, żeby rodzić w państwowym szpitalu. To jest w jakimś sensie upokarzające...
Nie spodziewam się luksusów, ale widziałam na oczy jeden oddział, kilka na zdjęciach i to są zazwyczaj straszne nory. Ani trochę intymności, bo na sali poporodowej zawsze leżą po 2-3 babki, przyjmują gości, a co wtedy ma zrobić inna pacjentka, która np. krwawi albo nie wiem co? Lekarze i personel też wiadomo – jak na państwowym, to się specjalnie nikim nie przejmują.
Dlatego zastanawiam się nad porodem w placówce prywatnej. Opinie ma świetne, ale oczywiście nie ma nic za darmo. Taka przyjemność kosztuje od kilku do ponad 10 tysięcy złotych. W zależności od tego, czego oczekujesz. Można np. mieć pojedynczą salę z własną łazienką, a obok salonik np. dla męża.
Chciałabym tak, ale niestety wolnej gotówki nie mam. To może się zapożyczyć?
Na razie z nikim o tym nie rozmawiałam, ale chodzi mi po głowie, żeby wziąć na to kredyt. Może nie całość, ale przynajmniej połowę. Resztę jakoś zbiorę. Zostanę mamą z długami, ale może warto? Wolałabym przeżyć poród jakoś spokojnie, w czystym miejscu, ze znieczuleniem, mężem obok. Państwowy szpital mi tego na pewno nie gwarantuje.
Dlatego mam pytanie, bo może ktoś się orientuje. Czy państwowe i prywatne oddziały położnicze aż tak się od siebie różnią? Ja jestem gotowa wziąć pożyczkę choćby jutro, żeby przestać już sobie wyobrażać, jaki horror mnie czeka w miejskim szpitalu.
Co radzicie?
M.