Wiem, że temat muzułmanów wzbudza w Polsce skrajne emocje. Po części to rozumiem. Nawet nie chodzi o uchodźców i zamachy. Zwyczajnie boimy się tego, czego nie znamy. Pewnie byłabym tak samo przestraszona, gdyby nie to, że znam tych ludzi, a nawet się z nimi przyjaźnię. Moja najlepsza przyjaciółka wierzy w Allaha i zupełnie mi to nie przeszkadza. Wręcz jej zazdroszczę tak silnej wiary i konsekwencji. W takim kraju nie jest łatwo żyć zgodnie ze swoim sumieniem, jeśli nie jest się katolikiem.
Ona nie urodziła się w kraju muzułmańskim, ale wyszła za muzułmanina. Nie zmuszał jej do zmiany religii. To była całkowicie jej decyzja. Uwierzcie w to - znam ją od lat i wiem, że gdyby nie chciała, to w życiu by się na to nie zdecydowała. Akceptuję jej wybór i tyle. Ani ona, ani jej mąż do niczego nie chcą mnie przekonywać. Ja rozumiem ich styl życia, a oni mój. Tylko, że ostatnio sytuacja zrobiła się napięta i inni rodacy już nie są dla nich tak wyrozumiali…
Moja przyjaciółka wiele razy była atakowana z powodu hidżabu, czyli chusty, którą nosi na głowę. Wrogie spojrzenia to dla niej chleb powszedni. Czasami zdarzają się zaczepki w stylu „ściągnij tę szmatę z głowy”. Niedawno ktoś do niej podbiegł i faktycznie ją zerwał, rzucił w błoto i podeptał. Przy tym wykrzykiwał hasła „nie dla islamizacji Polski” czy coś takiego. Totalne zdziczenie. Zaczęłam się bać o jej bezpieczeństwo. Chciałabym, żeby czuła się dobrze we własnej ojczyźnie. Bardzo nie chcę, żeby z powodu wyznania musiała stąd uciekać. Też dlatego, że nie chcę jej stracić.
Słyszałam o akcji, która cieszy się coraz większą popularnością na świecie. Świeckie lub wyznające inną wiarę kobiety w akcie solidarności zakładają na głowy chusty. W ten sposób chcą wyrazić swój szacunek dla szykanowanych muzułmanek. Spodobało mi się to i teraz myślę, czy nie zrobić czegoś podobnego u nas. Od czasu do czasu mogłabym założyć hidżab i może uda mi się na to namówić jeszcze kilka koleżanek. Może to tylko gest, ale chyba znaczący.
Nie chodzi mi o „promowanie islamu”. Raczej promowanie szacunku do siebie nawzajem. Mnie jakoś nie przyszło do głowy, żeby wyrywać katolikom różańce z dłoni albo ściągać krzyże ze ścian w szkołach i urzędach. Nie podoba mi się takie wrzucanie wszystkich do jednego worka i zbiorowa odpowiedzialność. Co moja przyjaciółka ma wspólnego z zamachowcami? Nie łączy ich nawet wiara, bo nikt mi nie powie, że te potwory postępują zgodnie z wolą Boga…
Co to komu przeszkadza, że zupełnie niewinna kobieta ma na głowie chustę? Bo to niby demonstracja? A czym innym jest noszenie krzyżyka na szyi albo sutanna księdza… Ona jest taką samą Polką jak ja ateistka czy nasza przyjaciółka prawosławna. Nie oczekuję od nikogo, żeby nagle zachwycać się islamem i budować meczety. Marzę tylko o tym, żeby czuła się bezpiecznie we własnym domu. Co myślicie o moim pomyśle?
Anna