To nie jest sprawa, którą można przedyskutować w Internecie, ale mam nadzieję, że znajdę tu jakąś pomoc. Chodzi o pieniądze, o których sama nie lubię rozmawiać, ale przyszedł taki moment. Jakiś czas temu zmarł mój dziadek, który był właścicielem dużego mieszkania w dobrym punkcie miasta. Ja już mam gdzie mieszkać, bo razem z mężem wzięliśmy kredyt na 30 lat. Nic mi z nieba nie spadło, tak jak mojemu bratu. Okazało się, że babcia przepisała mieszkanie na niego. Rozumiem, że z dobrego serca, ale formalności pozostają.
Trochę mu zazdroszczę, że jest urządzony i nie wisi nad nim ogromny kredyt. Ja co miesiąc mam wątpliwości, czy damy radę. No, ale zasady są takie, że poza nim do mieszkania mieli prawo rodzice - oni się zrzekli spadku i ja. Teraz się zastanawiam, jak mam to rozegrać. Wydaje mi się, że coś powinnam w zamian otrzymać i zachowek mi się należy. Tylko czy na pewno powinnam o niego wystąpić? Boję się zgrzytów. Nie chcę popsuć atmosfery w rodzinie.
Nie mówię oczywiście, że ma sprzedać mieszkanie i dać mi połowę. Niech mu się wiedzie. Ja powtarzam, że mam gdzie mieszkać. Tylko żeby było całkiem fair, powinien mi to w jakiś sposób wynagrodzić. Mam prawo wystąpić o jakąś rekompensatę, którą określa się na podstawie wartości nieruchomości, udziału spadkowego i tak dalej. Szkoda, że sam mi tego nie zaproponował, bo jakby nie było, on się wzbogacił o kilkaset tysięcy złotych.
Ja niczego z tego nie mam. Czy tak powinno być? Mam dobre serce, ale każdy musi z czegoś żyć i martwić się o własne interesy. Mnie pewna kwota by się przydała. Zawsze to jakieś zabezpieczenie, gdybym straciła pracę i nie byłoby nas stać na kolejną ratę. On ma super dom i żadnych zmartwień, co mnie trochę drażni. Gdybym zaczekała kilka lat, to może mnie by przepisała wszystko?
Mówię - ja się bić o pieniądze nie zamierzam, ale na razie nikt nie uznał za stosowne, żeby ze mną na ten temat porozmawiać. Tata (syn dziadka) twierdzi, że już wszystko wiadomo. Brat tym bardziej, bo kto by roztrząsał sprawę na jego miejscu. Może ja się powinnam odezwać?
To zawsze będzie ciążyło na naszych stosunkach, więc chyba lepiej zamknąć temat. Brat stratny nie będzie, ja poczuję się spłacona i wszystko wróci do normy. Nie zamierzam puszczać go z torbami, ale dajmy na to wartość półrocznej raty za mieszkanie bym przyjęła.
Co o tym myślicie?
Dominika