Ogólnie nie jestem brzydka. Mam raczej zgrabne ciało, niczego sobie pupę i biust, no może chciałabym być odrobinę wyższa, choć i tak nie jest źle (166 cm). W sumie staram się nie myśleć o kompleksach i pozytywnie się do wszystkiego nastawiać, ale wiecie jak to jest… Gdy ma się jeden duży defekt, ciągle się o nim myśli.
No i ja, mimo że mam całkiem zgrabny nosek, ładne brązowe oczy i gładką skórę (serio, zero wyprysków), wiecznie zastanawiam się o ile lepiej wyglądałaby moja twarz, gdybym zafundowała sobie powiększanie ust. Taki niezbyt skomplikowany zabieg, który trzeba odnawiać co jakiś czas, więc gdyby efekt mi się nie spodobał, za kilka miesięcy byłoby po sprawie i wróciłabym do naturalnego rozmiaru.
Przysięgam, nie jest to mój wymysł. Moich ust tak jakby nie ma. Są tak wąskie i małe, prawie niedostrzegalne. To odbiera mi całą urodę, już nie mówiąc o tym, że wstydzę się całować. Wydaje mi się, że naprawdę nie umiem tego robić. Wielkość moich ust zabiera mi całą pewność siebie i wyobrażam sobie, że faceci w ogóle ich nie czują!
Moi rodzice pukają się w głowę, ale twierdzą, że to moje ciało i mogę robić co chce. Boję się trochę reakcji znajomych, bo raczej nie wmówię im, że usta urosły mi w jedną noc, jednak z drugiej strony nie mieszkam w małym mieście, więc liczę na wyrozumiałość. Zresztą często widzę na imprezach laski z powiększonymi ustami i jakoś nikt ich nie wyśmiewa…
Anonim