W najbliższy weekend mam studniówkę, ale dalej nie rozumiem jednej rzeczy – dlaczego na stołach nie będzie żadnego alkoholu? Z tego co wiem, to dyrekcja zabroniła nawet głupiego szampana. Gdzie oni żyją... Trudno sobie wyobrazić zabawę bez procentów. Nie mówię, że lubię się upić, ale kilka kieliszków nie zaszkodzi. Boję się, że będzie bardzo drętwo. A przynajmniej ja się będę tak czuła, jeśli nikt mnie nie poczęstuje. Dlatego wymyśliłam, że sama zadbam o trunki dla siebie i mojego partnera.
W sumie, to mogłabym przecież kupić butelkę wódki i schować ją do torebki. Wątpię, żeby nauczyciele naprawdę się tym przejmowali. Pod stołem może się dziać wszystko, byle nie było żadnych zgonów. Słyszałam wiele historii na ten temat i chyba wszyscy tak robią. Ale już sama nie wiem... Jeszcze tego brakuje, żeby mnie ktoś przyłapał. Będę miała małą torebkę, a znając mojego pecha, to gdzieś to rozbiję.
Dobra, ale tak serio – co Wy o tym myślicie? Warto mieć ze sobą własny alkohol, nawet jeśli jest ogólny zakaz? Wypada dziewczynie wnosić wódkę? Mój partner raczej nie ma gdzie jej schować. Chyba, że sobie przyklei butelki do nóg.
Ciekawe, co się stanie, jak to się wyda. Zawiadomią rodziców? Wyrzucą mnie z imprezy? Niby jestem już pełnoletnia, ale skoro ustalili taki regulamin... Z drugiej strony wiem, że wszyscy będą coś tam pić i skoro w menu nie ma alko, to znaczy, że też wnieśli.
Doradźcie, na pewno się bardziej znacie.
Sylwia